Nobla poproszę - nadrobiłam jakieś 70!!! stron...
No dobra, niektóre dość pobieżnie ;-)
Rafał śpi, więc może uda mi się naskrobać posta. Postaram się krótko, choć pewnie wyjdzie elaborat
monika, Maruusia współczuję serdecznie przeżyć w szpitalu - doskonale Was rozumiem, bo miałam podobnie.
Mieliśmy wyjść, kiedy przypałętał się rumień, potem czepili się, że synek mruczy (wcześniej był już na obserwacji i było ok), więc kolejny dzień w szpitalu i wtedy powtórzyli badania moczu i wyszedł jakiś grzyb - (po porodzie był posiew jałowy, poza tym Rafał miał inna bakterię niż ja z GBS) - no i leczenie antybiotykiem.
Pierwszy wenflon na główce (ileż moich łez), całe rączki pokłute po nieudanych próbach i badaniach
Potem przekłuwali go na rączkę jedną i drugą (choć tu już był sporawniejszy personel)... A we wtorek (antybiotyk podawany od piątku) dowiaduję się, że nie wiadomo, czy dobrze dobrano lek - czy on w ogóle tu zadziała
bo może trzeba będzie zmienić leczenie... Wieczorem na obchodzie lekarz mi mówi, że jego zdaniem w ogóle to raczzej doszło do zanieczyszczenia próbki, bo te bakterie nie żyją w układzie moczowym... Brak słów.
Po lekach osłonowych też były problemy kupkowe. U wszystkich - bo leczyło się jednocześnie 7
dzieciaczków, więc podejrzewam, że mieli coś w szpitalu i dobrze o tym wiedzieloi, dlatego badali ponownie tych, co zostawali dłużej.
Na szczęscie wszyscy już jesteśmy w domu i oby nic juz nie wracało (my jesteśmy póki co pod kontrolą poradni nefrologicznej - nerki).
Widzę, że w większości mamy podobne problemy - nie problemy...
Tak więc moje dziecko
też mruczy, kwęka - najczęściej nad ranem. Przed południem mamy zazwyczaj czas pt. "mamusiu tylko mnie nie odkładaj, bo chcę się przytulić".
Też czasem ciężko oddycha - kwestia suchego powietrza; nawilżać i jeszcze raz nawilżać + woda morska do noska (i jest lepiej).
Kwestię
aktywnego ssania przerabilaiśmy jeszcze w szpitalu (Bogu dzięki za mądre książki), bo cycać generalnie uczyliśmy się sami... Laktatorka jakoś do nas nie dotarła we właśiwym czasie a innych chętnych do pomocy było brak :-( Pomógł nam głód... Pomimo tego ominął nas problem bolesnych czy poranionych brodawek, z nawałem też poszło łatwo i ręcznie. Staramy się nie dopuszczać do
wiszenia na cycu, choć nie jest to łatwe zadanie, zwłąszcza, że synuś jest strasznie do mamusi przywiązany (czego powody tłumaczyła mi wczoraj położna - chodzi głównie o szybki poród). Ale przytulać się pozwalam do woli ;-)
Śpimy razem (bo inaczej sobie tego nie wyobrażam, no i sama spania bym nie miała :-)), noce przesypiamy ładnie - budzimy się na karmienie mniej więcej co 4h (w dzień co 2-3) - tylko jemy raz 15 minut, a czasem do godziny (jak oboje przysypiamy).
Położna nas odwiedziła i zapowiedziała się na "zaś" - fajna babka. Tylko co do diety rozbieżności - tzn. ona logicznie - żadnej diety, ale z pewnymi rzeczami powoli i ostrożnie. Tyle że w szpitalu co innego nam wpajali (i karmili że człowiek sam ledwie by z tego wyżył, a co dopiwro wykarmić dziecko
; swoją drogą czego się spodziewać za 5,90zł - ciekawe jakie są stawki żywieniowe w więzieniach
).
Pępuszek na jednym małym włoseczku, ale nadal trzyma.
Kąpiele lubimy.
Smoczka póki co nie posiadamy nawet (nie licząc tego ze skarbu maluszka - gdzieś tam leży).
W chustę musimy się zaopatrzyć
KONIECZNIE (nadal czekam czy uda się coś załatwić z kuzynką M, co przy braku bezpośredniego kontaktu nie jest łatwe), bo inaczej nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek funkcjonowania...
M cały czas na urlopie, pomaga dużo, stara się bardzo, synem zauroczony, choć początki do łatwych nie należały i zwłaszcza jedna sytuacja (którą zachowam dla siebie, bo jest zbyt osobista i trudna) na trwałe pozostanie w mej pamięci...
Mam nadzieję, że uda mi się w najbliższym czasie nadrobić także pozostałe wątki, zwłaszcza że większość zajęta teraz głównie maluszkami, więc daje to realne szanse ku powodzeniu takowej misji ;-):-). Postaram się też opisać swój poród, bo wiem że jego szybkość wywołała spore zamieszanie (nawet w szpitalu na pierwszych obchodach i td. wszyscy pytali czy to ta od szybkiego porodu
).
Ogólnie jestem przeszczęśliwa. Cieszę się również, że pozostałe mamy też się szczęśliwie doczekały swoich cudownych pociech (czy czeka ktoś jeszcze poza
MaMicuriną? Swoją drogą - też się kochana doczekasz, już niebawem i będziesz dzielić to wielkie szczęście co my
).
Na pewno postaram się zaglądać w miarę regularnie - oby z pisaniem też się udało.
Miłego wieczoru.
A
inamorate - Rafał jak miał rumień + właśnie potówki, to oprócz kąpieli (raz oilatum, raz nadmanganian właśnie albo krochmal) smarowaniem alantanem - maść mam teraz w domu i jak widzę gdzieś jakąś potówkę, to odrobinka maści i wszystko znika