witam sie tak na szybko
za chwilke wyjezdzamy do PL wiec wieeelkie pakowanie.
I teraz tak:
bylismy wczoraj z Jonathanem w szpitalu...termin operacji ma na 7.2 2011.czyli jeszcze jakies poltora miecha...
ale lekarz nam powiedzial tyle rzeczy ze mam od wczoraj normalnie taka depresje...caly czas placze.
Powiedzial ze joni moze nie miec wogole nasienia bo jest tak zly stan tych jajek..ale dokladniej beda wiedziec po operacji..jak juz opisywal sam przebieg operacji to ryczalam...szok.
a on mi na to: niech pani idzie na 2 pietro i zobaczy jakie tam sa powazne przypadki chorych dzieci..to co ma jonek to nie taka tragedia :O:O myslalam ze zle slysze..moge nie miec wnukow a ten taki text..powiedzialam ze zal mi tych dzieci ale to jest MOJ SYN!!! normalne ze bede to przezywac..
sa tez takie przypadki ze w czasie operacji mozna przeciac ''niechcacy'' ten 'sznureczek' co przechodzi przez to sperma i juz koniec,mozna tez uszkodzic jakis narzad w brzuchu...on ma je calkiem wysoko i woreczka nie ma bo jest niewyksztalcony bo ona nigdy tam nie byly...wiec masakra...przy okazji lekarz cos tam nie tak wykryl w pupusi jego cos co ma wspolnego z nerwami..nie wiem dokladnie o co mu chodzilo.ale to potem leczyc.
no szok..tylko ryczec
a i jeszcze jedna operacja pol roku po pierwszej...
A w sobote u tesciowej spadl ze schodow(bylo ich 10) no kurde..na szczescie nic sie nie stalo...ale byl ryk :O:O ale mial ubrana kurtke,gruba czapke i wogole duuuzo ciuchow wiec tylko kilka siniakow.
no ja ostatnio to prze***** mam z humorkiem przez to wszystko...
trzymajcie sie laseczki i bede sie odzywac z PL