lekarze nie mówią nic.
„To pewnie zachwianie hormonalne”
„Może czopek z progesteronem coś zadrapał”
„ nie widać nic groźnego”
„Ciąża póki co zdrowa i rozwija się w odpowiednim tempie”.
Żadnych leków, żadnych wskazówek jak sobie radzić przy kolejnych krwawieniach.
„Proszę się nie przejmować”.
Tak to wyglada w UK.
Oczywiście tymczasem oszczędzam się.
Przerzuciłam się na dostawę progesteronu „tylnym wejściem”
żeby nie podrażniać niczego w pochwie.
Odstawiłam aspirynę, która rozrzedzila mi mocno krew.
Staram się trzymać.
Nie myśleć za dużo.