Cześć dziewczyny
Jestem na chwilkę.Korzystam ze snu mojego małego szkrabika.Powiem wam, jest naprawdę fajnie z takim małym człowieczkiem w domu.Owszem bywa ciężko.Najpierw drżałam o jego zdrowie,bo urodził się niedotleniony(zachłysnął się wodami).dobrze,że mój gin zadecydował o cesarce,bo nie wiem jakby to wszystko wyglądało przy porodzie naturalnym.Na szczęście szybciutko doszedł do siebie,ale urodził sie (jak to położna stwierdziła)"bardzo zmęczony".Potem pojawił się problem z uszkiem-lekarz nie mógł zbadać jednego ucha-nie reagowało.Przyczyny mogły być dwie - albo pozostające jeszcze w uszku wody,albo niedosłuch jedego ucha(i tutaj wizja kolejnych konsultacji,kliniki itd).Wpadłam w panikę,płakałam w szpitalu i potem w domu,na zmianę ze szcześcia jak patrzyłam na ta cudowną twarzyczkę i ze smutku,ze strachu - że może nie słyszeć na uszko.Dodatkowo pojawiły się problemy z laktacją,nie mogłam nakarmić dziecka najpierw w szpitalu - jak zaczął się nawał pokarmu(nie mógł złapać dobrze bo pierś była ogromna i nabrzmiała,a brodawka całkiem zrównana z sutkiem) dwie noce w szpitalu on płakał a ja razem z nim.Stres i nerwy się pogłębiały,aż nawał pokarmu przeszedł w prawie całkowity zanik i znowu problem i znowu łzy.Mówię wam koszmar.Z nawałem poradziłam sobie laktatorem elektrycznym,ale co zrobić jak jest brak???Więc mąż w nocy w samochód i szukanie apteki na nocnym dyżurze - kupił herbatke na laktację,mleko sztuczne dla noworodków i przetrwaliśmy jakoś kolejne dwa dni kryzysu.Ja oczywiscie zalana łzami bo jaka ze mnie matka,że nie daje rady nakarmić wlasnego dziecka???Taki byl pierwszy tydzień - przeplecione przeogromne szczęście z równie przeogromnym strachem o zdrowie maluszka i smutkiem...no bo te problemy z karmieniem.
Obecnie jesteśmy już dwa tygodnie po porodzie,bylismy na wizycie kontrolnej i wszystko jest w jak najlepszym porządku.Mały słyszy doskonale na jedno i drugie uszko,jest zdrowiutki i bardzo silny.Nie ma żadnych powodów do obaw.Mowie wam jak ja znowu plakałam! - tym razem ze szczęścia...Nasze problemy z karmieniem się skończyły,mały pieknie ssie pierś i przybiera na wadze.cieszę sie że się nie poddałam,przystawiałam go co dwie godziny do piersi w ciągu dnia i jakos daliśmy rade.A jak nam się skończyły stresy to jednocześnie,mleczko tez płynie jak rzeka.
Jeżeli chodzi o mnie,to po gestozie niema juz śladu.Ciśnienie wróciło do normy,obrzęki zeszły całkowicie.Nie wiem jak białko w moczu,ale to przy następnych badaniach wyjdzie-tez pewnie bedzie ok.Nie spodziewałam się że byłam aż tak spuchnieta,myslałam że poprosu aż tak przytyłam (15 kg) a opuchliznę widziałam tylko na rękach i nogach,może troche na twarzy.Tymczasem byłam cała napompowana.W momencie wypisu ze szpitala ważyłam juz 10 kg mniej - szok.a teraz po 2 tygodniach w sumie jest na minusie 13 kg.Dziewczyny obserwujcie siebie podczas ciąży i nie bagatelizujcie żadnych objawów które mogłyby świadczyć o zatruciu ciązowym,to jest naprawdę poważna sprawa.Ja miałam super gina,który zareagował i zadecydował za mnie,bede mu wdzięczna do końca życia,że zakończył ciążę i że mam zdrowe dziecko,no i ja jestem cała i zdrowa.
Trzymajcie się kochane,lecę zerknać jak moje słoneczko śpi - mogłabym się na niego tak gapić godzinami.Jezu jaka ja jestem szczęśliwa....
Uściski dla wszystkich