reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Październik 2015

reklama
Ja tez jestem mamą, która urodziła przez cc i karmiłam mm. I powiem wam, że dziękuję medycynie za możliwości jakie przed nami otwiera. Kolejne dziecko też mam zamiar urodzić przez cc i będę starać się karmić piersią, ale jak nic z tego nie wyjdzie to butla i do przodu. Nie mam zamiaru sprawy roztrzasac, ani komukolwiek się spowiadać - czytaj rodzinie mojego faceta) dlaczego tak, a nie inaczej ;) ja uważam, że jestem dobra mama dla swojego dziecka. Daje jej z siebie tyle ile mogę. I stanę na głowie by krzywda jej się nie działa, ale nie mam zamiaru uzależniac jej od siebie. Ja za nią życia nie przeżyje i ja od wszystkich błędów jej nie uchronie.
Yy no tak wyskoczyłam poza temat ;)



Współczuję Ci bardzo :( Buba tobie też. Wiem co przeżywacie bo w ciąży z moja Lalą do 5msc rzygalam dosłownie wszystkim i moja egzystencja ograniczała się do łóżka i kibla przez bodaj miesięczny okres. Potem było lepiej, ale nie na długo.

Mądre słowa bo to my jesteśmy dla dzieci a nie dzieci dla nas. Matka nastawia się na dawanie, a nie na branie. Mamy zaspokajajć potrzeby dziecka a nie swoje. Mamy je chronić mądrze ale i najmłodszych lat usamodzielniać.

kamilove - to też przeszłaś swoje, mam nadzieję że tę ciążę znosisz lepiej?



Dobrze że chociaż bez żadnego problemu l4 dostałam :-) wręcz widzę że on jest nastawiony że jeśli gorzej się przechodzi ciążę to siedzieć na zwolnieniu i się nie przejmować :-) wiec chociaż kamień z serca.. :-) a mi torecan pomógł, na kilka ładnych godzin odzylam i nawet zjeść mogłam trochę i napić się, jakie fajne uczucie to było hehe :-) ale boję się mimo wszystko brać go codziennie i czekam aż będzie na prawdę źle.. Wszyscy też mi mówią że jeszcze chwila i przejdzie ale jak pomyślę że jeszcze ze 4 tygodnie do magicznego drugiego trymestru to dla mnie to wieczność cała :-( a i tak nie ma gwarancji... Jeszcze ostatnio znalazłam artykuł że kobiety cierpiące na chorobę lokomocyjna lub morska mogą wymiotowac do końca ciąży... Załamalam się bo mam i jedna i druga ale staram się myśleć pozytywnie... Jeszcze szukałam jakiś witamin żeby brać żeby chociaż w taki sposób dostarczać ale ciężko znaleźć z jodem 200 ale za to znalazłam (i nie spisałem i teraz nie pamiętam wrrrr) witaminki z wyciągiem z imbiru i czegoś tam jeszcze co łagodzi dolegliwości gdy są wymioty i nudności, musze zaraz przysiąść i odnaleźć :-) a ty bierzesz jakieś witaminki bo juz nie pamiętam?

Kochana ja biorę kwas foliowy i prenatal clasic. Ja mam chorobę lokomocyjną jako pazażer oczywiście - to są problemy z błędnikem i rzeczywiściel ekarz też mi potwierdził że to może mieć wpływ na moje tragiczne smopoczucie :(

Buba, Malinka strasznie Wam współczuję, ja się witam z kiblem średnio co dwa dni ostatnio, ale mdłości męczą od świtu do nocy. Kurczę już połowa 12tc, myślałam że coś będzie przechodzić, a tu tylko gorzej od końca 10tc. Ale dla Szkraba wszystko się przetrzyma, przynajmniej czuję że w ciąży jestem :p

No to może jakiś fan klub założymy ;) a tak na poważnie to oczywiście trudne to i upierdliwe ale taki los nasz i możemy tylko modlić się aby szybko minął ten czas.

Boba po prostu nie lubię skrajnych przykładów. Podkreślam całyczas ze na to jak karmimy czy wychowujemy nasze maluchy ma wpływ zbyt wiele decyzji alby od tego uzależniac to czy maluch choruje lub jaki będzie. Dla mnie to jakaś całość, wypadkową wielu decyzji. Ja również kieruje siętym co obserwuje w swoim dziecku i robie jak mi instynkt podpowiada. warto poczytać nt karmienia piersią czy filozofii Rb żeby odogonić mity o chudych mlekach czy robieniu krzywdy spaniem z ddzieckiem - jeśli czujemy ze tego pragniemy.

co do Montessori to słyszałam ale akurat ta metoda do mnie nie przemawia. CChociaż rzekomo opiera się na Rb.

Ja mimo długiego kp i spania z małym nie mam problemu z uwiazaniem :) mogę spokojnie wyjść a mały uwielbia dziadków czy moja sis z którą chętnie zostaje. I nigdy nie było wyciągnąć ze mamy zabrakło. Wiec da się jakoś wszystko pogodzić.

Mam za to bardzo skręcone dziecko i swoboda Rb tez jest nie dla nas. Chociaż akurat samo Rb (nie montessori) mówi jasno ze granice stawiać należy. Bo to jedynie filozofia a nie ściśle ramy czy reguły postępowania... dlatego jak wspomnialam robie co mi intuicja podpowiada.

Taj jak pisałam wyżej. My jesteśmy dla dziecka a nie dziecko dla nas. I wszystko musi być wyważone. Szanuję Twój wybór i absolutnie go nie próbuję podważać. Nic mi do tego to są Twoje wybory i masz do nich prawo. Ja pisałam o rodzicach którzy dojrzeli do tegp że zaspokajając swoje potrzeby zaniedbali pewne kwestie i potrafią się do tego głośno przyznać. Nie podaję samych skrajnych przypadków. Przykład 8 latki karmionej cycem i 8 latka w łożu małżeńskim to a i owszem skrajne przypadki ale 3 czy 4 latek w łóżku to przecież dla wielu mam norma, która w porę nie przerwana może doprowadzić do póżniejszych kłopotów....czyli takich właśnie skrajnych.

I na koniec jeden z przykładów dotyczył dziecka wychowywanego w idei RB. Nawet z nami chociaż nas zna nie pójdzie np na placyk. Czy to też skrajny przypadek? I absolutnie nie oceniam i nie neguję tei idei tylko jak we wszystkim są ślepi fanatycy i ludzie którzy wyciągną z danego tematu to co istotne kierując się rozsądkiem i umiarem.
 
Ostatnia edycja:
Mrówka straszne jest to co Ci rodzinka zafundowała zaraz po porodzie. Dość że zaraz po przyjściu do domu, to w sumie wieczorem. Masakra. Teraz macie jeszcze 7 miesięcy żeby wbić im do głowy, że takich odwiedzin sobie nie życzycie.
U nas w pierwszej ciąży niewiele osób nas odwiedzało, bo nie miał kto. Nie mieszkamy w Polsce, rodziny nie było tylko mama, która mieszkała z nami. Znajomi zaczęli przychodzić po dwóch tyg, ale nie nachalnie. Teraz kuzynka jest, kuzyn przed porodem dojedzie więc więcej rodziny będę miała, a za tym idą tez odwiedziny. Ale na to akurat nie narzekam (póki co :))

Dziecko moje chore. Sama gorączka ją trzyma. Raz spadnie do 37,5 później skoczy do 39. Bidulka ledwo żyje i cały dzień śpi. A jak juz sama mówi, że idzie spać, to jest naprawdę chora. Kiedyś miała nieco ponad 40 stopni i sie jeszcze bawić chciała.
 
Hmm ja mam i chorobę lokomocyjna jako pasażer i morska a nie wymiotuje w ciazy. Tzn mam mdłości,ale pilnuje zeby jesc często a mało i jest ok. I jem tylko to na co w danej chwili mam ochotę. Wiem,ze to żadna rada dla tych ktore nic nie moga przełknąć,ale jakby cokolwiek i jakikolwiek lek na mnie działał w takiej sytuacji to bym go brała. Przeciez to sie wykończyć mozna :( trzymam kciuki zeby jak najszybciej przeszły wam te wymioty :)
Ide na m jak milosc, młody spi, maz kolacje zrobił - żyć nie umierać :)
Dobranoc! ;)
 
Gosiu współczuję bardzo, trzymaj się kobietko

dgapio gratuluję udanej wizyty :)

Ja tam też pielgrzymek nie mialam, w szpitalu tylko rodzice i siostry moje oczywiscie nikt wiecej, raczej wszyscy jestesmy zwolennikami spokoju przynajmniej na początku :)

Malinka, Buba współczuję wam okropnie, nie wiem jak bym sobie poradziła na waszym miejscu, a odnośnie krwawień to może spróbujcie brać cyclo3forte na wzmocnienie naczyn krwionośnych mi po nim nawet dziąsła nie krwawiły i obrzęki nie były takie mega okropne :) (chociaż z drugiej strony nie wiem czy jest jest sens jak zaraz zwrócicie)

xmamuska przykro mi z powodu babci :( to tak jest, troche głupio to brzmi, ale może zrobiła miejsce dla kolejnego członka rodziny, u mnie tez w poprzedniej ciąży zmarła babcia męża, a teraz jego ojciec i teraz zauważyłam, że coś w tym jest:/
 
tak mi się przypomniało bo wiem że przewinęła się w rozmowie teoria wychowania wg kogoś, na pewno bardzo mądra i poparta naukowymi dowodami czego nie neguje ;)
mam koleżankę która zaszła w ciążę zaraz po tym jak powilam pierworodna. Kasia dużo czytała o wychowaniu dzieci, miała także dyplom pedagogiki i cała bibliotekę mądrych psychologicznych książek. Kasia mówiła mi dużo o rodzicielstwie bliskości, o wychowaniu zgodnie z naturą o porodzie bez znieczulenia itp ganila mnie bo od najwcześniejszych dni ustalam dla córki rutynę dnia i żyłam wg planu. powtarzała że jej córka będzie spała wtedy kiedy zechce i jadła na rzadanie. szanowałam Kasi poglądy, wkurzalo mnie co prawda gdy pouczala mnie nt wychowania bo sama jeszcze nie miała doświadczenia ale stwierdziłam że się nie odzywam, poczekam aż urodzi się jej córka.
komplikacje zaczęły się już przy porodzie. po 5 godzinach prosiła o znieczulenie ale na tym etapie można było podać już tylko gaz. po 10 godzinach prosiła o cc ale było za późno. urodziła po 14 z pomocą kleszczy. dzwoniła do mnie następnego dnia. mówiła że to był koszmar i nigdy już nie chce dzieci. no nic natura nie dała jednak rady.
potem zaczęło się z rutyną. Kasia żadnej nie chciała wiec sypiala po 3 godziny na dobę bo córka w nocy chciala jeść a w dzień spać. później pojawił się problem odruchu ssacego. smoczki nie są w zgodzie z naturą więc córka albo ssala pierś albo płakała. na kawe zobaczyć się nie dało chyba że mała spala...
po dwóch miesiącach Kasia wyglądała jak cień człowieka. skóra i kości wory pod oczami, nerwowa, straciła całą pasję.
wszystkie jej wyczytane super metody na wychowanie dziecka niestety nie wypalily.
już nie mówiła mnie jak wychowywać moją córkę. przychodziła po rady.
ja nigdy nie miałam planu wychowawczego. wiedziałam że czas pokaże i obydwoje musimy się do siebie dograć- i ja i ona.
chciałam tą historię opowiedzieć nie żeby straszyć nikogo ale żeby uświadomić że rodzicielstwo nie ma wzorów które zawsze dają dobry wynik. każde dziecko jest inne i to co działa na jedno nie dziala na drugie. jak ktoś myśli że jest jedna uniwersalna zasada jak zostać dobrym rodzicem to chyba nie wie o czym mówi.
rodzicielstwo jest indywidualne i bardzo trudne. do końca życia będziesz myślala ze robisz coś źle mimo że jesteś wspaniałym rodzicem.
 
Dziewczyny wybaczcie ale zmienię temat na chwile, czy te z was które też wymiotuja, zwracają nawet wodę? Chodzę głodna, ledwo coś chrupne zaraz zwracam, napije sie wody i parę minut i nawet jej nie ma, jak już nie mam czym to odruch mnie tak meczy że się duszę i dzisiaj aż krew z nosa mi trochę poszła... Czy to na prawdę może być aż takie intensywne?
Moja znajoma wylądowała w szpitalu z powodu odwodnienia przez takie wymioty...

Aaaa... dziewczyny!!!! Kupiliśmy wózek :) Happy Happy Happy!
A jutro jadę oddać mocz i na badanie do ginekologa... Gdyby nie ta zgaga to by było super...
 
Tu ciekawy artkuł z sos rodzice który opisuje właśnie porudszane przez nas tematy :) I jak to w życiu wszystko dla wszystkich ale umiar być musi ;) życie tego wymaga i życie to weryfikuje a Ci co o umiarze zapomnieli maja potem pod górkę...

Rodzicielstwo bliskości to idea piękna, niemal baśniowa, słodka, rozkoszna, pachnąca jak świeżo wykąpany niemowlak, gładka jak jego czysta skóra, pozbawiona wszelkich załamań i niedoskonałości. I z tego powodu mało prawdziwa. Nadmuchiwana do granic możliwości pęka jak bańka mydlana.
Choć zwolennicy podkreślają, że w myśl jej zasad można wychować dziecko (nawet nie wychować, bo rodzicielstwo bliskości to „nie-wychowywanie”), to prawda jest taka, że im dzieci starsze, a rodzice bardziej doświadczeni, tym rzadziej styl ten traktuje się poważnie. Porównuje się go do sposobu opieki, który sprawdza się nad najmłodszymi dziećmi. I tylko nimi. Gdy maluch dorasta,rodzicielstwo bliskości nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością.
Co prawa możemy udawać, że świat jest idealny i próbować nagiąć rzeczywistość do potrzeb dziecka, jednak niestety prędzej czy później dotrze do nas, że nasze starania są skazane na porażkę. Dziecko, które nie zostało wychowane przez rodziców, zostanie wychowane przez świat. I tę lekcję najpewniej mocno przeżyje.
[h=3]Pokaż jak bardzo kochasz dziecko[/h]Dzisiaj wyścig szczurów to składowa każdego fragmentu rzeczywistości. Licytacja odbywa się w wielu sferach życia. Także w wychowaniu. Wmawia się nam, że dobrze kochać można tylko tak, jak aktualnie sądzi jedna czy druga „mądra głowa”, a jak się postępuje inaczej, to na pewno nie ma się odpowiedniej wiedzy i krzywdzi się dziecko.
Modne jest przytulanie w chuście, noszenie i unikanie płaczu, a każdy przejaw niezadowolenia ze strony dziecka odbierany jest jako porażka rodzica. Bo gdy dziecko łka, to znaczy, że rodzic jest gorszy od przodka, który opiekując się w buszu noworodkiem, nie mógł sobie pozwolić na to, by niemowlę płakało, bo w ten sposób stanowiłoby zagrożenie dla życia rodziny.
Dziecko ma się uśmiechać, a rodzic ma być zawsze blisko. Ma pokazywać swoją akceptację nawet wtedy, kiedy wydawać by się mogło, że intuicja podpowiada, że trzeba być stanowczym i powiedzieć „nie, nie podoba mi się to”. Rodzic ma dzisiaj cicho przypatrywać się swobodnej, nieakceptowalnej społecznie ekspresji emocji. Jakby się zapomniało, że emocje można nauczyć się uzewnętrzniać na wiele sposobów.
[h=3]Nie pokazuj dziecka światu[/h]Pytanie za sto punktów? Dlaczego zwolennicy rodzicielstwa bliskości propagują długie przebywanie z dziećmi w domu, nie biorą pod uwagę wysłania malucha do żłobka czy przedszkola, a gdy dziecko dorasta, podkreślają zalety edukacji domowej? Odpowiedź jest prosta. Ponieważ ich styl opieki nad potomstwem nie sprawdza się w świecie zewnętrznym.
Niestety świat się nie zmieni dla dzieci. To my jako rodzice musimy wychowywać dzieci tak, by odnalazły się w świecie, takim, jaki jest. I nawet jeśli bardzo chcemy, by żyło się naszym maluchom jak w raju, to rzeczywistości nie zmienimy. Historia nie zna takich przypadków, by ogół dostosowywał się do większości.
[h=3]Nie wychowuj. Co w zamian?[/h]Można się umówić, że kilkulatek, który nie zna kar, nagród, podniesionego głosu, do którego od urodzenia przemawia się spokojnie, ciągle tłumacząc, nie zabrania się, by nie ograniczać rozwoju, nie decyduje o czasie odstawienia od piersi, nie planuje „wyprowadzki” do własnego pokoju, nie ogranicza czasu z rodzicami, będzie umiał doceniać taki sposób opieki i odnajdzie się w nim doskonale.
Można wierzyć, że nie ma różnicy między „wychowanymi” a „nie-wychowywanymi” dziećmi.Przymykać oko na oczywisty fakt, że świat woli dzieci „grzeczne” (nie mylić z „przestraszonymi” czy „zahukanymi”) niż „niegrzeczne”. Można.
Jednak prawda jest taka, że mało który dorosły z entuzjazmem będzie oglądał próby „wytłumaczenia” dwulatkowi, czemu nie wolno wyrzucać wszystkich rzeczy z szuflad u babci. Mało kto z osób, które „nie są zachwycone wygadanym trzylatkiem” zrozumie, czemu dziecko testuje swoje możliwości, nie zważając na rodziców, próbujących odwrócić uwagę od niebezpiecznej zabawy. W prawdziwym życiu nie znajdzie się wielu, którzy pochwalą i przychylnie spojrzą na rodziców, którzy głaszczą po głowie malucha wpadającego w histerię oraz bez mrugnięcia okiem oglądają bitwę na jedzenie w restauracji. W myśl zasady: od dziecka nie można wymagać więcej niż jest „ono w stanie”. Przecież ci, którzy nie przeczytali „mądrych książek” i nie wiedzą, że dzisiaj w „modzie jest niewychowywanie” reagują intuicyjnie: są zaskoczeni, zmęczeni krzykiem, a często poirytowani. Gdy mogą wyjść z pomieszczenia, w którym rozgrywa się „dramat” w porządku, gorzej, gdy są zmuszeni na to wszystko patrzeć i często w tym przedstawieniu uczestniczyć.
[h=3]Gdy pojawia się drugie dziecko[/h]Trudno oprzeć się wrażeniu, że rodzicielstwo bliskości zostało stworzone dla mam jedynaków, niepracujących, niezwykle cierpliwych, dostosowujących całe swoje życie do dziecka, raczej niezabierających maluchów do kina, teatru, kościoła, restauracji, gdzie trzeba zachować się w pewien określony sposób.Dlatego rodzice wybierający ten styl są często obrażeni, że świat nie rozumie ich „nowoczesnego myślenia”, zdenerwowani, gdy ktoś myśli inaczej.
Gdy pojawia się drugie dziecko, rodzice zazwyczaj „mądrzeją”, już nie zatracają się w tłumaczeniu, pokazywaniu, proszeniu, powtarzaniu i potrafią spojrzeć z dystansem na to, co do tej pory robili. Zaczynają słuchać nie „modnych ekspertów”, ale intuicji. I oddychają z ulgą. Ułatwiają sobie życie, sięgają po smoczek, gdy jest taka potrzeba, używają wózka, pozwalają maluchowi trochę się poirytować (nie mylić z zostawianiem niemowlaka samego, gdy płacze), gdy chcą, bez wyrzutów sumienia zatrudniają nianię, wysyłają do żłobka, dbają o własne potrzeby, czas dla siebie, kręgosłup.

Rodzicielstwo bliskości to nurt, który sprawdza się raczej wśród młodych rodziców. Często rozpada się na kawałki, gdy maluch zostaje oddany pod opiekę do babci czy do przedszkola…gdzie wymaga się posłuszeństwa i dyscypliny. Gdzie nikt nie ma czasu, by co chwilę roztrząsać, jak się aktualnie czuje dziecko i czy aby stanowczy głos za bardzo malucha nie „uraził”.

[h=3]Eko-moda[/h]Dzisiaj na wielu stronach autorzy rozpływają się nad zaletami jednego stylu opieki nad dzieckiem. Czytamy o tym, jak być dobrym rodzicem, ile czasu spędzać z synem, czy córką, kiedy pozwolić innym potrzymać w ramionach niemowlaka (by przez przypadek malec nie zapomniał, kto jest jego mamą), jak karmić, jak nosić, jak spać, czego unikać. Obnosimy się z tym, jakie poradniki czytamy. Wierzymy tylko jednemu modelowi. Na forach można poczytać, że zabawa kontaktem przecież nie jest groźna, że babcie nic nie wiedzą, że muszą się dostosować, a jak nie, to dziecka nie zobaczą, że nauczycielki w przedszkolu to ignorantki, a świat nie rozumie potrzeb dziecka.
Inne książki? Inni eksperci? Nie istnieją. Ośmiesza się odmienne stanowiska. Psychologów łapiący się za głowę, gdy słyszą, by zdrowe dziecko wpadające w histerię podtrzymywać i przytulać, gdy wściekłe próbuje uderzyć rodzica…uważa się za niedouczonych i zacofanych. Słuszna idea jest jedna. I tylko ona ma rację bytu.
Rodzicielstwo bliskości jest piękne. Jako filozofia. Jednak gdy prostuje się głowę i wyciąga nos z chmur, nagle zaczyna się widzieć rzeczywistość, a nie jej odrealnioną wizję.
Dziecko wychowuje się dla świata. Nie dla siebie. Dlatego bliskość, miłość, ciepło, akceptacja i szacunek są potrzebne, ba nawet niezbędne, by wychować dziecko. Jednak poza tym istotne jest dobre wychowanie: zasady, konsekwencja, nagrody, czasami też kary (bez negatywnych emocji ze strony rodzica, ze spokojem), intuicja.
Z rodzicielstwa bliskości nie trzeba brać wszystkiego. Można przefiltrować ten trend. Wtedy zostaje to, co znamy od wieków: opieka, miłość, ale również szacunek dla autorytetów. Rodzic ponownie staje się rodzicem, a dziecko nie miniaturką dorosłego, ale dzieckiem, które dopiero uczy się żyć i które potrzebuje zasad, by się w świecie nie pogubić.
[h=3]Kilka słów podsumowania[/h]Mam świadomość, że wielu zwolenników rodzicielstwa bliskości może się nie zgodzić z tym, co powyżej. Z pewnością jednym z głównym argumentów będzie stwierdzenie, że attachment parenting to nie wychowanie bezstresowe. Ciekawe jest jednak to, że „przeciętni zjadacze chleba” widzą te dwa nurty bardzo blisko siebie. Nawet gdy sięgają po publikacje o rodzicielstwie bliskości, słuchają wykładów, przysłu****ą się rozmowom, bardzo często pozostają podbudowani pięknymi wizjami, które pękają w konfrontacji z prawdziwym życiem.

Dlatego chyba warto wrócić do źródeł, do pediatry Williama Searsa, który stworzył termin rodzicielstwo bliskości, a który jasno podkreślał nie tyle co „restrykcyjne założenia”: długiego karmienia piersią, noszenia w chuście, spania z dzieckiem, itd., co raczej potrzebę wytworzenia bezpiecznego przywiązania. Do tego potrzeba tego, co ma chyba każdy wystarczająco dobry rodzic: miłości, chęci i odrobiny wrażliwości. Wszystko inne jest mało ważne.

 
Spać z dzieckiem spełniam jego potrzebę - nie swoją. Urządzamy mu pokoik i kupuje łóżko. Dużo do niego mowie i widzę efekty. Jest bardzo otwartym dzieckiem. Powoli zamierzamy go zachęcać do pokoiku. Ale nie na sile. Znam matki stosujące metodę 3-5-7 bo dziecko musi spać samo. Dla mnie to koszmar. I tez mam prawo w nauczyć spać dziecko samo bezboleśnie. Jasne ze 8 latek w łóżku to już kosmos. Ale moim zdaniem masz rację pisząc ze ów rodzice gdzieś popełnili błąd myląc pojęcie poczucia bezpieczeństwa z uzależnieniem od siebie. Moze za mało tłumaczyli, może nakazali zamiast zachęcać i zrazili. Nie wiem i nie wchodzę w to - ale to nie wyłącznie wina spania razem. Bo dzieci śpiące same od małego tez się czasem boją wszystkiego. Znam taki przypadek ale chyba każdego z osobna nie będziemy analizować.

Co do 8 latka co nie chce iść sam czy z kimś na plac zabaw.. wiesz... kazdy rodzic ma prawo inaczej rozumiec rb i nie zwalalabym wszystkiego do jednego wora bo nie bede analizowac co to dla kohos oznacza. Bo sa rodzice ktorzy uwazaja ze rb to nic innego jak bezstresowe wychowanie i kazdy rozwydrzeniec bijacy dzieci na podwórku w ich mniemaniu bedzie dzieckiem rb.
 
reklama
tak mi się przypomniało bo wiem że przewinęła się w rozmowie teoria wychowania wg kogoś, na pewno bardzo mądra i poparta naukowymi dowodami czego nie neguje ;)
mam koleżankę która zaszła w ciążę zaraz po tym jak powilam pierworodna. Kasia dużo czytała o wychowaniu dzieci, miała także dyplom pedagogiki i cała bibliotekę mądrych psychologicznych książek. Kasia mówiła mi dużo o rodzicielstwie bliskości, o wychowaniu zgodnie z naturą o porodzie bez znieczulenia itp ganila mnie bo od najwcześniejszych dni ustalam dla córki rutynę dnia i żyłam wg planu. powtarzała że jej córka będzie spała wtedy kiedy zechce i jadła na rzadanie. szanowałam Kasi poglądy, wkurzalo mnie co prawda gdy pouczala mnie nt wychowania bo sama jeszcze nie miała doświadczenia ale stwierdziłam że się nie odzywam, poczekam aż urodzi się jej córka.
komplikacje zaczęły się już przy porodzie. po 5 godzinach prosiła o znieczulenie ale na tym etapie można było podać już tylko gaz. po 10 godzinach prosiła o cc ale było za późno. urodziła po 14 z pomocą kleszczy. dzwoniła do mnie następnego dnia. mówiła że to był koszmar i nigdy już nie chce dzieci. no nic natura nie dała jednak rady.
potem zaczęło się z rutyną. Kasia żadnej nie chciała wiec sypiala po 3 godziny na dobę bo córka w nocy chciala jeść a w dzień spać. później pojawił się problem odruchu ssacego. smoczki nie są w zgodzie z naturą więc córka albo ssala pierś albo płakała. na kawe zobaczyć się nie dało chyba że mała spala...
po dwóch miesiącach Kasia wyglądała jak cień człowieka. skóra i kości wory pod oczami, nerwowa, straciła całą pasję.
wszystkie jej wyczytane super metody na wychowanie dziecka niestety nie wypalily.
już nie mówiła mnie jak wychowywać moją córkę. przychodziła po rady.
ja nigdy nie miałam planu wychowawczego. wiedziałam że czas pokaże i obydwoje musimy się do siebie dograć- i ja i ona.
chciałam tą historię opowiedzieć nie żeby straszyć nikogo ale żeby uświadomić że rodzicielstwo nie ma wzorów które zawsze dają dobry wynik. każde dziecko jest inne i to co działa na jedno nie dziala na drugie. jak ktoś myśli że jest jedna uniwersalna zasada jak zostać dobrym rodzicem to chyba nie wie o czym mówi.
rodzicielstwo jest indywidualne i bardzo trudne. do końca życia będziesz myślala ze robisz coś źle mimo że jesteś wspaniałym rodzicem.

I tu jest sedno sprawy, założenia założeniami s życie życiem....jak się okazuje bywa całkiem inne niż byśmy sobie tego życzyli. I zgadzam się 100% nigdy do końca życia nie będiemy miały pewności w wychowaniu co zrobiłyśmy żle świadomie czy też nie. Ale jeśli poteafimy przyznać się do porażek to mamy połowę sukcesu :) Ale jeżeli nasze dziecko będzię szczęśliwe, mieć będzie rodzine, będzie dobrym człowiekiem pełnym empatii, spelniać się będzie zawodowo i stać go będzie uczciwą pracą na życie na wysokim poziomie znaczy że odwaliłyśmy kawał dobrej roboty :) Bo ludzie sukcesu to nie tylko geny to również duża doza naszej pracy włożonej w wychowanie.
 
Do góry