Szybko zleci! :-)
Ja też łączę się w niedoli z dziewczynami, którym objawy ciąży dają mocno w kość. Generalnie staram się robić wszystko, żeby nie myśleć o tym, jak bardzo chce mi się haftować
.
Ja szczepię Małą. Czytam ulotki szczepionek też, więc mam świadomość "z czym to się je". Ale mam bardzo dobrą pediatrę, która zresztą mnie prowadziła od 8 r.ż., przyszła do pracy świeżo po studiach. Nie dopisuję do tego głębszej filozofii. Generalnie, jak rozmawiam z moją mamą, to ona się dziwi tym wszystkim "udziwnieniom" i "wzrostowi samoświadomości". A ja nie dziwię się jej, że się dziwi. Czasy były jednak inne. Mnie jak byłam mała, szczepiła komuna i nikt głęboko się nad tym nie zastanawiał. Gluten, laktoza..., to samo, moja mama robi na to wielkie oczy "eeee.... że co?". Świat poszedł do przodu, nauka się rozwija, pojawiają się nowe teorie na każdy aspekt życia, nowe trendy w wychowywaniu dzieci, żywieniu. Przede wszystkim jest Internet. Informacja krąży, ewoluuje. Niby naturalna kolej rzeczy, ale czy rzeczywiście tak jest do końca dobrze...? Wychowałam się na typowym warszawskim osiedlu z lat 50., niskie 5-piętrowe bloki, a między nimi podwórka. Po deszczu na podwórku robiło się wielkie bajoro - najlepszą naszą zabawą było taplanie się w tym bajorze. Kiedy już byłam wystarczająco mokra i brudna po parogodzinnym szaleństwie, mama po prostu ładowała mnie do wanny. Na dzisiejszych wypasionych placach zabawach (nie podwórkach już, niestety) nie ma nawet miejsca na małą kałużę.