kamila1983, i co, jak się czujesz przeszło?
U mnie burzy nie było, ani kropla nie spadła, za to przeżyłam mega awanturę i kolejne rozstanie w tej ciąży. Tym razem już nie mam zamiaru walczyć o ten związek...
Mój M. to pieprzony egoista, który myśli tylko o sobie. Oddałam auto służbowe i nie jestem mobilna. Mieliśmy kupić drugi samochód, ale okazuje się, że nie ma na to funduszy. Ustaliliśmy, że na początku jakoś się podzielimy, ale okazuje się, że on już sobie rozplanował i będzie potrzebował codziennie, a mi i tak "jest niepotrzebne bo wszystkie matki siedzą w domu", a jak będę chciała jechać do mamy to ewentualnie w sobotę mogę wziąć i sobie z małą pojechać. Tak, *****, on cały tydzień w pracy, a ja najlepiej żebym na weekend wzięła dziecko i pojechała do mamy...
Dodatkowo, bez przerwy niby żartem sugeruje, że on nic przy dziecku robić nie będzie, bo od tego jestem ja, a on ma pracę. Miał przez pierwsze m-ce zostać ze mną w domu, ale bez konsultacji uznał, że jednak woli jeździć do biura, bo w domu będziemy mu przeszkadzały. Wczoraj powiedział, że on nie ma instynktu i ja nie będę mu układać życia i zmuszać do opieki nad dzieckiem, a jak mi się nie podoba to mam sobie znaleźć kogoś innego.
Wpadłam w taką histerię, że zaczęłam wymiotować i nie mogłam się uspokoić, w nerwach chciałam rzucić w niego chusteczką, ale się powstrzymałam to uznał, że jestem patolką, że się na niego rzuciłam i mam wypierd. Ledwo dojechałam te 50 km do domu. :-(
Teraz kiedy najbardziej go potrzebuję on okazał się ch.jem. Taką miałam nadzieję, że się poukładało, ale teraz już nie mam wątpliwości, że ja i dziecko nic dla niego nie znaczymy. Serce mi pękło, ale nie chcę go znać. Damy sobie rade same.
Sorki, że o sobie, ale musiałam się wyżalić...
U mnie burzy nie było, ani kropla nie spadła, za to przeżyłam mega awanturę i kolejne rozstanie w tej ciąży. Tym razem już nie mam zamiaru walczyć o ten związek...
Mój M. to pieprzony egoista, który myśli tylko o sobie. Oddałam auto służbowe i nie jestem mobilna. Mieliśmy kupić drugi samochód, ale okazuje się, że nie ma na to funduszy. Ustaliliśmy, że na początku jakoś się podzielimy, ale okazuje się, że on już sobie rozplanował i będzie potrzebował codziennie, a mi i tak "jest niepotrzebne bo wszystkie matki siedzą w domu", a jak będę chciała jechać do mamy to ewentualnie w sobotę mogę wziąć i sobie z małą pojechać. Tak, *****, on cały tydzień w pracy, a ja najlepiej żebym na weekend wzięła dziecko i pojechała do mamy...
Dodatkowo, bez przerwy niby żartem sugeruje, że on nic przy dziecku robić nie będzie, bo od tego jestem ja, a on ma pracę. Miał przez pierwsze m-ce zostać ze mną w domu, ale bez konsultacji uznał, że jednak woli jeździć do biura, bo w domu będziemy mu przeszkadzały. Wczoraj powiedział, że on nie ma instynktu i ja nie będę mu układać życia i zmuszać do opieki nad dzieckiem, a jak mi się nie podoba to mam sobie znaleźć kogoś innego.
Wpadłam w taką histerię, że zaczęłam wymiotować i nie mogłam się uspokoić, w nerwach chciałam rzucić w niego chusteczką, ale się powstrzymałam to uznał, że jestem patolką, że się na niego rzuciłam i mam wypierd. Ledwo dojechałam te 50 km do domu. :-(
Teraz kiedy najbardziej go potrzebuję on okazał się ch.jem. Taką miałam nadzieję, że się poukładało, ale teraz już nie mam wątpliwości, że ja i dziecko nic dla niego nie znaczymy. Serce mi pękło, ale nie chcę go znać. Damy sobie rade same.
Sorki, że o sobie, ale musiałam się wyżalić...