Ja do kościoła nie chodzę już od jakiegoś czasu. Odpycha mnie od niego ta wszechobecna obłuda - zarówno kleru, jak i wiernych. I choć bardzo blisko mi do poglądów Peluches, to dziecko ochrzcze. Chyba jednak niezupełnie odlaczylam się od kościoła i myślę, że mialabym wyrzuty sumienia, gdyby moim dzieciom cos się stało, mam na myśli najgorsze, a one byłyby nieochrzczone. Tak samo jak teraz czuję się rozdarta. Nie mam ochoty chodzić do kościoła i słuchać np. o polityce, a z drugiej strony jakoś mi tego brak.
Poza tym, wiem, że obu babciom zlamalabym brakiem chrztu serce. Nie chodzi o to, że trulyby nam nad głową, ale o to, że byłby to dla nich naprawdę cios. I wiem, że to one będą dbać o katolickie wychowanie. Moja mama już uczy moją starszą córkę żegnać się i modlić. Ja tego nie robię, ale jej nie zabraniam.
A jeśli chodzi o chrzestnych, to ja kieruje się innym kluczem niż może powinnam. Wybieram takich, o których myślę, że zaopiekuja się moimi dziećmi (choćby udzielając rad i wsparcia), jeśli mnie czy męża zabraknie, zwłaszcza przedwcześnie.