jewcia u mnie jakiś czas temu w nocy zaczęły się rozgrywać dantejskie sceny. W domu spokój, na dziecko nie krzyczę, mąż tez nie kłócimy się przy dziecku a mały mi wył jakby go ze skóry obdzierano. Rano wstawał niewyspany więc za dnia też tragedia. Ja zasypiałam np. o 4 a o 6 albo 5.30 musze wychodzić z domu do pracy i...wydawało mi się że nawet mogłabym spać te 2 godziny ale jak już jednego dnia prawie wjechałam w dwa inne auta opadłam z sił. W międzyczasie próbowałam wszelkich metod nawet zaczęłam brac dziecko do naszego łóżka choć od 4 tygodnia życia nie spędziło w nim ani jednej nocy i nigdy mu to nie przeszkadzło. I...nic....w końcu wykończona do granic zaparłam się i spróbowałam metody tej gdzie się do dziecka podchodzi co 1,3,5,7 min (nawet jak się w nocy obudzi)...Eh....mały wył, ja wyłam, mąż pytał po co nam to a mały aż pare razy zwymiotował z płaczu (aż do teraz mi łzy lecą ale nie da się pracować, wychowywać dziecka i bezpiecznie egzystować śpiąc 2h dziennie, co jeśli jadąc z dzieckiem miałabym wypadek ze swojej winy? chyba nigdy bym sobie nie wybaczyła) ale po 4 dniach przespaliśmy caluteńką noc od 20-7 bez ani jednej przerwy. Do teraz zdarzają mu się nocne płacze ale nie trwa to dłużej jak 5 min a nie 5h. No ale teraz chyba trójki lecą więc to pewnie to.
Wiem że a metoda nie jest dobra dla każdego dziecka i rodzica, ale u nas podziałało. Choć trzeba sie bardzo zaprzeć w sobie.