No więc tak,chyba zacznę od początku jak to było z moją macicą.
Miałam dwie cesarki niestety,i o ile po pierwszej obyło się bez komplikacji i problemów to drugi poród był dla mnie jak z horroru :// zaczęło się od tego,że podczas porodu lekarze zarazili mnie gronkowcem który zaraz po wyjściu ze szpitala dał o sobie znać. A muszę dodać,że u nas po cesarce trzymają w szpitalu tylko dwie doby. Więc 4 dni po powrocie do domu dostałam gorączki i wylądowałam w szpitalu. I tak było przez 3 miesiące, tydzień w domu,10 dni w szpitalu. Przeszłam sepsę, miałam ropomacicze, zapalenie macicy i chyba wszystkie świństwa jakie mogły się tam rozwinąć. Wtedy myślałam,że ten horror się nigdy nie skończy. Na szczęściu w końcu wszystko się uspokoiło,lekarze powiedzieli mi tylko,że jak skończę karmić Zosię i zacznę miesiączkować to mam zgłosić się na histeroskopię bo muszą usunąć mi jakieś nici które zostały w środku. No i wszystko było ok,do wizyty u lekarza 3 tyg temu gdzie dowiedziałam się że szew się rozszedł w środku, w jego miejscu zbiera się krew i porobiły się dziury i jedynym wyjściem jest usunięcie macicy. I włąśnie przed tamtą wizyt a u lekarza z mężem nie uważaliśmy i jest mała fasolka.
Byłam wczoraj u lekarza i póki co jest ok. Fasolka ułożyła się w najlepszym miejscu w macicy,w jakim mogła się ułożyć bo z dala od dziur. Jak zacznie rosnąć pewnie będę musiała isć do szpitala,bo będą musieli mieć mnie na oku. Ale póki co fasolka zostaje a z macicą zrobią porządek podczas cesarki:-)
Nawet nie wiecie jak mi ulżyło:-),bałam się że będą musieli usunąć teraz fasolkę razem z macicą
Ale się rozpisałam....
Miłego dnia wszystkim życzę