Dziewczyny, jestem załamana. Tak źle czułam się ostatnio chyba podczas baby blues... Byłyśmy dzisiaj z Tosią i ortopedy na kontroli z bioderkami. Jest gorzej niż było... Lekarz zrobił usg i rtg i stwierdził, że jedno biderko ma dysplazję na 3/4 stopień, a drugie 4, więc chyba najwyższy. Ortezy już nie wystarczą. Teraz czeka nas od jutra tydzień w szpitalu, Tosia będzie na wyciągu over head, a potem będą jej zakładać gips na bioderka, przynajmniej 2 razy jak dobrze pójdzie i będzie się dobrze goić. Jeden gips jest zakładany na miesiąc.
Jestem wściekła na siebie, że nie poszliśmy wcześniej prywatnie. Nie miałam nikogo poleconego, a ten lekarz, u którego teraz byliśmy ma dobre opinie więc stwierdziłam, że pójdziemy do niego. Jestem wściekła na pediatrę, która robiła usg po urodzeniu Tosi (byłyśmy jak miała 2 tygodnie i 2 dni, bo wcześniej dr była na urlopie). Nie powiedziała nam jak bardzo zaawansowana jest dysplazja, nie wiedzieliśmy jaki stopień. Kazała się umówić do ortopedy i do tego czasu podwójnie pieluchować. Gdyby tylko powiedziała, że jest źle i to trzeba robić już natychmiast... Po usg poleciałam po skierowanie do naszej pediatry z dopiskiem "pilne", żeby termin był szybszy, a i tak czekaliśmy prawie 3 tygodnie. Chyba nigdy sobie tego nie wybaczę...