Karoli4
Fanka BB :)
Oto moj porod:
Wsrode 13 stycznia pobolewal mnie leciutko brzuch jak na miesiaczke i mialam mega apetyt na wszystko. Wiec jadlam i jadlam. Nastepnie w czwartek mnie przeczyscilo i brzuch nadal mnie pobolewal, wiec lezalam sobie na kanapie i nic nie robilam, bo mi sie nie chcialo. W koncu ten bolek mnie zaczal niepokoic, bo w sumie jak boli to moze byc cos nie tak. Wiec z moim mezem pojechalismy w piatek 15 stycznia do szpitala skontrolowac co i jak. Zrobili mi ktg - skurcze praktycznie zadne, zbadali - lekarka nie mogla znalezc szyjki macicy, bo maly blokowal glowka, zawolala polozna, ktora rowniez mne zbadala, ze az zobaczylam gwiazdy. Potem do mozgu lekarki naplynely mysli, ze wody mi odplynely, bo mialam malo plynu. To zrobila mi test i znowu widzialam gwiazdy jak mi wiercila tym czyms. Potem czekalismy na wynik 2 godziny, bo byla masa ludzi.
Rezultat badania byl taki, ze wszystko zamkniete, wody sa, skurcze jakies malutkie. To pojechalismy do domu, kupilismy po drodze pizze, w domu zjedlismy i ze zmeczenia i zlosci poszlismy spac. Ja spalam pelne 3 godziny tak jakbym stracila przytomnosc, nic mnie nie bolalo i bylam spokojna. Potem wstalam, pokrzatalam sie i ok. 21 polozylismy sie do lozka, a ok. 23 znowu naszly mnie bole na miesiaczke. Byl to taki bol, ktory nagle nawiedzial, i odchodzil i zostawial po sobie ulge. Przychodzil co 10 min. Probowalm zasnac, ale mi sie nie udawalo. Nie przypuszczalam, ze to byly skurcze, bo inaczej sobie wyobrazalam ten bol.
Nie spalam cala noc, bo bylo mi niewygodnie z tym bolem. Wstalam, napisalam jeszcze cos na BB i w koncu zdecydowalm, ze budze mojego G. i pojedziemy sprawdzic, bo jesli jestem cala zamknieta w srodku, to dlaczego mnie boli?
No i pojechalismy. W szpitalu bylismy ok. 5. Podlaczyli mnie do ktg, skurcze marne na max 26. Potem mnie zbadali - oczywiscie dwoch lekarzy, bo szyjka schowana i ten pierwszy nie byl pewien, to poprosil bardzij doswiadczonego o pomoc. I okazalo sie, ze mam rozwarcie na dwa palce. Spytalam, czy moge jechac do domu, na co lekarz, ze w zadnym wypadku, bo dziecko urodzi sie w koncu w domu. Chwilke to potrwalo az naszykowali mi miejsce.
Potem przebralam sie w pidzame i sobie lezalam na lozku. Moj maz byl caly czas przy mnie. I te moje niby skurczyki sobie przychodzily i odchodzily nadal,z tym, ze byly juz co 8 min i co 4 min i troszke bardziej bolalo. Jakos ok. 12 podloczyli mi ktg, a skurcze jak na zlosc ustaly. Byly minimalne i nic nie wskazywalo na zblizajacy sie porod. To powiedzialam sobie - swietnie. Moglam zostac w domu.
Przed 13 ktg mi odlaczono i po jakis 20 min abarot to samo. Zlosliwe skurcze zrobily swoj come back, ale zeby nie marudzic, to sobie po cichu je znosilam. Az w koncu po 13 juz nie wytrzymalam, i moj G. poszedl do polozonej i powiedzial, ze boli coraz bardziej, i ze sa juz co 4 min i 3 min.
Wiec polozna mnie zbadala pomiedzy skurczami i okazalo sie, ze mam rozwarcie na 6 cm. Powiedziala co wziac i na porodowke. Doszlismy na porodowke ok. 13: 30 zatrzymujac sie po drodze na skurcze. Tam mnie podlaczono ponownie pod ktg (bezprzedwowe), zbadali i bylo juz 7 cm rozwarcia. Skurcze byly juz silne i bolaly. Moj G. stal przy mnie caly czas. Wspieral, mowil, zebym wydychala ten bol, podawal mi wode, dawal reke do sciskania, a potem do gryzienia. Niestety wbrew wszystkiemu co mowia, jak moj maz chcial masowac mi plecki, to skurcze bolaly mnie jeszcze bardziej i do tego skora. Takze powiedzialam, nie dotykaj mnie prosze, ja Cie bede dotykac. I tak faktycznie bylo.Jak bole byly juz ostre to lapalam go z tylu za wloski. Biedny ma wrazliwa skore na glowie, i bolalo go bardzo, ale nic nie powiedzial. Dokladnie nie wiem, czy jak mialam juz 10 cm rozwarcia i te skurcze tak silne, ze nic nie widzialam, to tak mna szarpnelo przy skurczu, ze zwymiotowalam.
Pytalam poloznej ile jeszcze czasu mam tak stac zgieta z wypieta pupa machajac bioderkami, bo szczerze mowiac to juz mi sie znudzilo i mi sie nie chce. Ona na to, ze jeszcze troche. To ja sie pytam, ktora jest godzina. Bylo przed 15, to ja na to, dobra, do 15:30 urodze.
Jeszcze na samym poczatku poprosilam mojego G, zeby nie patrzyl na krew i na wszystko co beda mi robic, zeby sie zniesmaczyl. Ale i tak podgladal i potem mi opowiadal. Poprosilam go rowzniez wczesniej, zeby mi nie mowil jak silne sa skurcze, i ja sama nie patrzylam na monitor. Uprzedzal mnie tylko, ze nadchdza. Heh, ale to i ja wiedzialam, ze nadchodza.
Obok w sali jakas panna rowniez rodzila i pytalam sie jak tam sytuacja u niej, na co polozna, ze Matteo urodzi sie pierwszy.
Przy pelnym rozwarciu polozna kazala mi polozyc sie na lozko i zaczynac przec. A ja nie umialamL Ale pozniej nie dalo sie nie umiec przec, bo samo sie parlo. Wody nie odeszly mi do konca. Tak jak mowil mi potem G. Jak parlam, najpierw wyszedl bialy balon i byl to worek z woda, wiec mi go przebili. Poczulam takie mile ciepelko i potem to juz poszlo raz dwa. Kilka partych i maly byl na swiecie o 15:18. Niestety musieli mnie naciac przez to, ze jestem waskobiodrowa. Gdyby tego nie zrobili, to bym raczej cala popekala. Teraz siedzenie troche boli, ale z kazdym dniem jest coraz lepiej.
Potem z pomoca poloznej urdzilam lozysko, ale trzymajac juz Matteo w ramionach. Zszywanie niestety nie nalezalo do najprzyjemniejszych mimo znieczulenia, ale dalo sie wytrzymac. W porownaniu z bolem, ktory odczuwalam kilka chwil wczesniej, bylo to nic.
Urodzilam chyba tylko dzieki obecnosci mojego meza, bo gdybym byla sama, to chyba bym powiedziala: Ja sie wycofuje, nie chce rodzic, bo nie lubie jak mnie boli. Jego obecnosc dodawala mi sily i koila bol.
A potem te jego bezcenne slowa: Swietnie sie spisalas rekompensuja cale cierpienie. No i widok mojego meza trzymajacego czule synka w ramionach byl najpiekniejszy na swiecie.
Moj maz, zreszta tak jak i ja, zakochal sie w Matteo. Nie wiem co bym bez niego zrobila. Tym bardziej, ze byl ze mna przez trzy noce w szpitalu i w dzien. Razem przystawialismy malego do piersi, razem go przebieralismy, razem sie w niego gapilismy...
Jestesmy wypompowani, w szpitalu nie spalismy praktycznie 3 noce plus ta przed porodem. Teraz tez ze spaniem jest ciezko, ale predzej czypozniej nadrobimy:-)
Wsrode 13 stycznia pobolewal mnie leciutko brzuch jak na miesiaczke i mialam mega apetyt na wszystko. Wiec jadlam i jadlam. Nastepnie w czwartek mnie przeczyscilo i brzuch nadal mnie pobolewal, wiec lezalam sobie na kanapie i nic nie robilam, bo mi sie nie chcialo. W koncu ten bolek mnie zaczal niepokoic, bo w sumie jak boli to moze byc cos nie tak. Wiec z moim mezem pojechalismy w piatek 15 stycznia do szpitala skontrolowac co i jak. Zrobili mi ktg - skurcze praktycznie zadne, zbadali - lekarka nie mogla znalezc szyjki macicy, bo maly blokowal glowka, zawolala polozna, ktora rowniez mne zbadala, ze az zobaczylam gwiazdy. Potem do mozgu lekarki naplynely mysli, ze wody mi odplynely, bo mialam malo plynu. To zrobila mi test i znowu widzialam gwiazdy jak mi wiercila tym czyms. Potem czekalismy na wynik 2 godziny, bo byla masa ludzi.
Rezultat badania byl taki, ze wszystko zamkniete, wody sa, skurcze jakies malutkie. To pojechalismy do domu, kupilismy po drodze pizze, w domu zjedlismy i ze zmeczenia i zlosci poszlismy spac. Ja spalam pelne 3 godziny tak jakbym stracila przytomnosc, nic mnie nie bolalo i bylam spokojna. Potem wstalam, pokrzatalam sie i ok. 21 polozylismy sie do lozka, a ok. 23 znowu naszly mnie bole na miesiaczke. Byl to taki bol, ktory nagle nawiedzial, i odchodzil i zostawial po sobie ulge. Przychodzil co 10 min. Probowalm zasnac, ale mi sie nie udawalo. Nie przypuszczalam, ze to byly skurcze, bo inaczej sobie wyobrazalam ten bol.
Nie spalam cala noc, bo bylo mi niewygodnie z tym bolem. Wstalam, napisalam jeszcze cos na BB i w koncu zdecydowalm, ze budze mojego G. i pojedziemy sprawdzic, bo jesli jestem cala zamknieta w srodku, to dlaczego mnie boli?
No i pojechalismy. W szpitalu bylismy ok. 5. Podlaczyli mnie do ktg, skurcze marne na max 26. Potem mnie zbadali - oczywiscie dwoch lekarzy, bo szyjka schowana i ten pierwszy nie byl pewien, to poprosil bardzij doswiadczonego o pomoc. I okazalo sie, ze mam rozwarcie na dwa palce. Spytalam, czy moge jechac do domu, na co lekarz, ze w zadnym wypadku, bo dziecko urodzi sie w koncu w domu. Chwilke to potrwalo az naszykowali mi miejsce.
Potem przebralam sie w pidzame i sobie lezalam na lozku. Moj maz byl caly czas przy mnie. I te moje niby skurczyki sobie przychodzily i odchodzily nadal,z tym, ze byly juz co 8 min i co 4 min i troszke bardziej bolalo. Jakos ok. 12 podloczyli mi ktg, a skurcze jak na zlosc ustaly. Byly minimalne i nic nie wskazywalo na zblizajacy sie porod. To powiedzialam sobie - swietnie. Moglam zostac w domu.
Przed 13 ktg mi odlaczono i po jakis 20 min abarot to samo. Zlosliwe skurcze zrobily swoj come back, ale zeby nie marudzic, to sobie po cichu je znosilam. Az w koncu po 13 juz nie wytrzymalam, i moj G. poszedl do polozonej i powiedzial, ze boli coraz bardziej, i ze sa juz co 4 min i 3 min.
Wiec polozna mnie zbadala pomiedzy skurczami i okazalo sie, ze mam rozwarcie na 6 cm. Powiedziala co wziac i na porodowke. Doszlismy na porodowke ok. 13: 30 zatrzymujac sie po drodze na skurcze. Tam mnie podlaczono ponownie pod ktg (bezprzedwowe), zbadali i bylo juz 7 cm rozwarcia. Skurcze byly juz silne i bolaly. Moj G. stal przy mnie caly czas. Wspieral, mowil, zebym wydychala ten bol, podawal mi wode, dawal reke do sciskania, a potem do gryzienia. Niestety wbrew wszystkiemu co mowia, jak moj maz chcial masowac mi plecki, to skurcze bolaly mnie jeszcze bardziej i do tego skora. Takze powiedzialam, nie dotykaj mnie prosze, ja Cie bede dotykac. I tak faktycznie bylo.Jak bole byly juz ostre to lapalam go z tylu za wloski. Biedny ma wrazliwa skore na glowie, i bolalo go bardzo, ale nic nie powiedzial. Dokladnie nie wiem, czy jak mialam juz 10 cm rozwarcia i te skurcze tak silne, ze nic nie widzialam, to tak mna szarpnelo przy skurczu, ze zwymiotowalam.
Pytalam poloznej ile jeszcze czasu mam tak stac zgieta z wypieta pupa machajac bioderkami, bo szczerze mowiac to juz mi sie znudzilo i mi sie nie chce. Ona na to, ze jeszcze troche. To ja sie pytam, ktora jest godzina. Bylo przed 15, to ja na to, dobra, do 15:30 urodze.
Jeszcze na samym poczatku poprosilam mojego G, zeby nie patrzyl na krew i na wszystko co beda mi robic, zeby sie zniesmaczyl. Ale i tak podgladal i potem mi opowiadal. Poprosilam go rowzniez wczesniej, zeby mi nie mowil jak silne sa skurcze, i ja sama nie patrzylam na monitor. Uprzedzal mnie tylko, ze nadchdza. Heh, ale to i ja wiedzialam, ze nadchodza.
Obok w sali jakas panna rowniez rodzila i pytalam sie jak tam sytuacja u niej, na co polozna, ze Matteo urodzi sie pierwszy.
Przy pelnym rozwarciu polozna kazala mi polozyc sie na lozko i zaczynac przec. A ja nie umialamL Ale pozniej nie dalo sie nie umiec przec, bo samo sie parlo. Wody nie odeszly mi do konca. Tak jak mowil mi potem G. Jak parlam, najpierw wyszedl bialy balon i byl to worek z woda, wiec mi go przebili. Poczulam takie mile ciepelko i potem to juz poszlo raz dwa. Kilka partych i maly byl na swiecie o 15:18. Niestety musieli mnie naciac przez to, ze jestem waskobiodrowa. Gdyby tego nie zrobili, to bym raczej cala popekala. Teraz siedzenie troche boli, ale z kazdym dniem jest coraz lepiej.
Potem z pomoca poloznej urdzilam lozysko, ale trzymajac juz Matteo w ramionach. Zszywanie niestety nie nalezalo do najprzyjemniejszych mimo znieczulenia, ale dalo sie wytrzymac. W porownaniu z bolem, ktory odczuwalam kilka chwil wczesniej, bylo to nic.
Urodzilam chyba tylko dzieki obecnosci mojego meza, bo gdybym byla sama, to chyba bym powiedziala: Ja sie wycofuje, nie chce rodzic, bo nie lubie jak mnie boli. Jego obecnosc dodawala mi sily i koila bol.
A potem te jego bezcenne slowa: Swietnie sie spisalas rekompensuja cale cierpienie. No i widok mojego meza trzymajacego czule synka w ramionach byl najpiekniejszy na swiecie.
Moj maz, zreszta tak jak i ja, zakochal sie w Matteo. Nie wiem co bym bez niego zrobila. Tym bardziej, ze byl ze mna przez trzy noce w szpitalu i w dzien. Razem przystawialismy malego do piersi, razem go przebieralismy, razem sie w niego gapilismy...
Jestesmy wypompowani, w szpitalu nie spalismy praktycznie 3 noce plus ta przed porodem. Teraz tez ze spaniem jest ciezko, ale predzej czypozniej nadrobimy:-)
Ostatnia edycja: