reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Każda z nas wita styczeń z nadzieją i oczekiwaniem. Myślimy o tym, co możemy osiągnąć, co chcemy zmienić, kogo kochamy i za kogo jesteśmy wdzięczne. Ale niektóre z nas mają tylko jedno pragnienie – przetrwać, by nadal być przy swoich bliskich, by nadal być mamą, partnerką, przyjaciółką. Taką osobą jest Iwona. Iwona codziennie walczy o swoje życie. Każda chwila ma dla niej ogromne znaczenie, bo wie, że jej dzieci patrzą na nią z nadzieją, że mama zostanie z nimi. Każda złotówka, każde udostępnienie, każdy gest wsparcia przybliża ją do zwycięstwa. Wejdź na stronę zbiórki, przekaż darowiznę, podziel się informacją. Niech ten Nowy Rok przyniesie szansę na życie. Razem możemy więcej. Razem możemy pomóc. Zrób, co możesz.
reklama

Opowieści z porodówki - Marcóweczki 2010 - bez komentarzy.

Więc tak mój PORÓD:

wkońcu się zebrałam,żeby napisać
mdr.gif


napisałam Wam wtedy na forum, że jadę do szpitala, bo mam co 10 minut skurcze i mi odpadł czop śluzowy...
a więc pojechaliśmy do szpitala , zbadali mnie , miałam rozwarcie na 2 cm tylko i skurcze ciągle tak samo
odesłali mnie do domku i kazali przyjechać jak będą 4 skurcze na 10 minut ... a więc w domu jęczałam, krzyczałam
biggrin.gif

chodziłam w tą i z powrotem - Marek mojej mamy mierzył co ile skurcze występują... było już po 1 w nocy jakoś chyba
i miałam 3-4 skurcze na 10 minut jakoś co 3 minuty albo 2,5 minuty i w końcu M. mojej mamy zadzwonił do szpitala
bo kazali jak coś poinformować - a oni chcieli wysyłać po mnie karetkę
lol.gif
ale pojechaliśmy autem
z powrotem do szpitala...
jęczałam w samochodzie ciągle myślałam, że nie wytrzymam... skurcze to najgorsza rzecz jaka może być ;/
weszliśmy do szpitala szłam na porodówkę jęcząc i krzycząc w niebogłosy:) no i w końcu dali mi ten gaz i sobie wciągałam
ale to na krótko pomagało i mnie otumaniało tylko... myślałam, że nie wyrobię z bólu, na początku miałam rozwarcie na
4-5 cm , skurcze się nasilały ciągle a ja krzyczałam, przyszła polska położna :) bardzo miła - Kasia , wszyscy mieli
dość moich krzyków i ta Kasia położna się śmiała ze mnie, że polki są twarde i tutaj bez znieczuleń rodzą ,a tu przyjeżdża
taka Kinga i krzyczy i jęczy :p i że cały szpital zaraz obudzę i że jak mnie boli to żebym gaz wciągała, ale on pomagał
tylko na chwilkę i mówię do Kasi, że "BOLI" a ona "co ty myślałaś, że poród nie boli ? ;) " i krzyczałam dalej
a ona powiedziała, że zaraz mi buźke taśmą zaklei... i w końcu się spytali czy chcę epidural , ja się zgodziłam , bo
na prawdę wyjścia już nie miałam tak bolało ... no i zaczęły się schody , przyszła anestezjolog i kazali mi się nie ruszać
nachylić się w pozycji siedzącej i żeby mi strzykawke wbiła w kręgosłup, a ja się wierciłam z bólu i nie mogła mi wbić
i Kasia mówi do mnie, żebym się nie ruszała, bo mi wbije anestezjolog źle w jakieś nerwy i będę kaleką do końca życia
więc wzięłam się w garść, Kasia mi dała poduszkę, żebym sobie gryzła
biggrin.gif
i zacisnęłam zęby i się nie ruszałam...
podali mi epidural i w końcu ulga ... mówię Wam jak ręką odjął, żadnych skurczy nie czułam - odetchnęłam momentalnie
no i w końcu czekaliśmy do 13 po południu następnego dnia aż się rozwarcie zrobi, ale zrobiło mi się tylko na 7 cm
i w dodatku mała była główką w dół, ale zadartą głowę miała, zamiast bródką do szyi... no i w końcu spytali się mnie
czy chcę cesarkę czy jeszcze poczekać z 2 godzinki , bo nawet kroplówka z oksytocyną mi nie pomagała - czułam jakby mała
zamiast w dół to mi wpychała się w żebra po tej kroplówce...
no i podpisałam w końcu zgodę na cesarskę i pojechaliśmy na salę operacyjną, tam już dali mi znieczulenie, żebym nie czuła
bólu , tylko uprzedzali, że będę czuć,że coś się dzieje i że mi wyjmują małą, ale ja po prostu nie wyrabiałam i jakoś
mi te znieczulenie nie podchodziło dobrze to mi nałożyli maskę z narkozą ,żebym zasnęła...
no i w końcu wyjęli małą, rozdarła się i mi ją pokazali , a później nie pamiętam, bo zasnęłam znowu...
był przy mnie cały czas Marek mojej mamy , gdyby nie on to nie wiem jakbym sobie dała radę... przeciął pępowine i wszystko widział
i fotografował z czego jestem bardzo wdzięczna :) i szczęśliwa, bo mam niezłą pamiątkę...
no i zszyli mnie, przewieźli na salę pooperacyjną (nic z tego nie pamiętam) i zaczęli mnie wybudzać(też nie pamiętam)
ponoć na wszystkie strony odganiałam rękoma i nogami wszystkich biłam
hahaha.gif
nie chciałam się wybudzić
biggrin.gif

no i w końcu wybudziłam się, położna przystawiła mi małą do piersi... cudowne uczucie;)

napiszę Wam ogólnie, że straciłam 3 litry krwi i mi później podłączali krew i jechałam na samej kroplówce...
głodówka niezła...
jeszcze po narkozie miałam kaszel ciągle i to tak bolało kaszleć nie mogłam, bo tak mnie rana rwała :(
ale wszystko się skończyło dobrze, malusia jest jak na razie grzeczna (tfu, tfu ,żeby nie zapeszyć) :)))
i nie wyobrażam bez niej sobie życia...
 
reklama
to teraz kolej na mój opis :)

w poniedzialek (8 marca) bylam na wizycie u lekarza i sie okazalo ze mam juz 2,5 cm rozwarcia, ale zadnych boli ani skurczow do tej pory nie odczuwalam, lekarz mowi ze tygodnia to ja nie wytrzymam z tym brzuszkiem a moze juz w nocy sie cos rozkrecic
pojechalismy do domu oczywiscie ja jeszcze spakowana nie bylam bo ciągle mi cos stalo na przeszkodzie zeby sie spakowac, w drodze do domu zaczelam odczuwac juz jakies skurcze i jak sie wczesniej zastanawialam czy rozpoznam to wtedy juz wiedzialam i czulam ze to sa skurcze nie jakies mocno bolesne ale czuc to bylo i tak przez całą noc oczuwalam te skurcze wpierw byly rzadko potem co jakies 10 minut miedzy 1 a 3 w nocy dochodzily juz co 5 minut i byly coraz mocniejsze ale po 3 troszke sie uspokoily i znowu zrobily sie co 10 minut potem wstalam troche pochodzic i wtedy jakos mniej te skurcze odczuwalam aha i w nocy zaczeło mi sie jeszcze plamienie
maż na 6 jeszcze musial pojechac do firmy tylko na chwile bo mowie mu ze nawet jak te skurcze troche ustapia to i tak musimy jechac do lekarza bo plamie, jak mąż pojechal do pracy to udalo mi sie jeszcze z godzinke zdrzemnąc zjadlam jeszcze sniadanko bo strasznie glodna bylam, potem sie wykąpałam i okolo 8.30 mąż wrócił z pracy zanim sie wyszykowalam do konca to tak na 9.30 bylismy w szpitalu lekarz mnie zbadal i stwierdzil ze mam prawie 4 cm rozwarcia no i rodzimy :)
zanim przeszlam przez całą szpitalną biurokracje to ok 11.30 trafilam dopiero na sale porodową, w miedzy czasie caly czas odczuwałam skurcze ale nie mocno bolesne
jak trafilam na sale porodową mialam juz dobre 4 cm rozwarcia i lekarz przebil mi pęcherz zeby szybciej postepowalo i wtedy sie zaczely porzadne skurcze i coraz czesciej i mocniej bolalo najgorzej bolalo jak musialam lezec pod ktg, po jakiejs pol godz pozwolili mi wstac i musialam jeszcze do kibelka na kupke
pozniej znowu musialam lezec pod ktg, jak lezalam zrobilo mi sie strasznie niedobrze i jeszcze wymiotowałam
rozwarcie dosc szybko u mnie postepowalo przy ok 5 cm podali mi znieczulenie dolcontral, ogolnie to ono mnie nie znieczulilo tylko strasznie ogłupiło
przy rozwarciu ok 7 cm zeszlam z lozka i usiadlam na pilke to wtedy to juz mialam te skurcze caly czas prawie wogole wytchnienia od nich nie odczuwałam na piłce dopiero odeszly mi wszystkie wody ogolnie bardzo smieszne uczucie wpierw myslalam ze sie zsikalam ale potem sie pytam czy to siusiu czy wody i oswiecili mnie ze to byly wody ok 14 zaczely mi sie skurcze parte polozyli mnie na łóżko i polozna uczyla mnie jak przec najpierw nie moglam tego zalapac ale w koncu sie udalo :) maly urodzili sie o 14.20
druga faza porodu trwała u mnie 10 minut (tak mam wpisane w książeczce dziecka) nie bylo tak strasznie wydaje mi sie ze mniej boleśne niz te skurcze w pierwsze fazie nawet nie pamiętam ile razy parłam, mowili tylko ze krotkie te moje skurcze, nacieli mnie a potem lekarz nacisnał mi rękami brzuch zeby maly sie nie cofał jak bede parła no i wtedy wyszla główka a reszta juz poszła szybciutko
pozniej juz bylo bardzo przyjemnie polozyli mi Krzysia na brzuszek i on byl taki maluski i sliczniuki
trzecia faza porodu i zszywanie byly juz bezbolesne

ogolnie musze przyznac ze milo wspominam ten moj porod poszlo mi to ekspresowo a moje wyobrazenia byly znacznie gorsze niz rzeczywistosc
 
Nie wiem, czy moja opowieść jest na tyle interesująca, ale skoro mam już chwilę czasu, to się z Wami podzielę przeżyciami.

Na ostatniej wizycie u gina we wtorek (9 marca) miałam jeszcze długą, zamkniętą szyjkę i lekarka się śmiała, że pewnie pójdę z koszyczkiem z brzuchem. We czwartek (11 marca) wybrałam się do miasta, chciałam koniecznie zanieść zdjęcia do wywołania. Wyprawa okazała się być straszliwie męcząca. Źle się czułam i szłam strasznie powoli. Spotkałam koleżankę (też w ciąży, ale na maj) i pogadałyśmy. Jak mnie zobaczyła, to zaproponowała, żebym wzięła taksówkę do domu, ale stwierdziłam, że bez przesady, dojdę. Po powrocie do domu zrobiłam sobie kanapeczki, rozsiadłam się w fotelu z książką i zajadałam. Ale potem stwierdziłam, że nadal kiepsko się czuję i pójdę się położyć.
Po jakimś czasie poczułam takie "puk" w brzuchu i strasznie mnie zabolało. Przeczekałam, aż przejdzie i stwierdziłam, że chyba chce mi się kupkę:-p Wstałam z łóżka, poszłam do ubikacji i siadłam na desce i...wyleciała ze mnie woda:szok: Przez chwilkę byłam zdezorientowana, bo wydawało mi się, że jeszcze nie zaczęłam sikać;-) Ale potem domyśliłam się, że to musiały być wody. Przypomniałam sobie, co mówiła położna na szkole i starałam się nie panikować. Okazało się, że wody są leciutko różowe, troszkę się przestraszyłam, bo coś mi się przypomniało o kolorze wód, że mają być niby przezroczyste, ale postanowiłam zachować spokój i wziąć prysznic.
Potem zadzwoniłam do męża i do mamy. Mama zjawiła się pierwsza, potem mąż, ale że jest mechanikiem samochodowym, to też musiał wziąć gruntowny prysznic, zanim się gdziekolwiek wybraliśmy. Wody cały czas się ze mnie sączyły na różowo, co chwilę musiałam zmieniać podpaskę. Po ok 1,5 godz od pierwszego odejścia pojechaliśmy do szpitala - to była godzina 16.00. Chwilę czekaliśmy, bo przede mną przyjmowali jakąś babkę. Po wypełnieniu i podpisaniu przeróżnych papierów i innych takich czynnościach wylądowaliśmy w rodzinnym pokoju do rodzenia. Położna mnie zbadała i stwierdziła, że mam rozwarcie na palec. Podłączono mi kroplówkę z oksytocyną i zostawili nas samych. Skurcze zaczęły się nasilać i były coraz częstsze. Czas mijał mi niesamowicie szybko. Siedziałam na piłce i oddychałam, a mąż masował mi przy skurczach plecy. Potem przyszła położna i spytała, czy nie chcę iść na krzesło do rodzenia, no to poszłam. Krzesło było kosmiczne, zawieszone nad ziemią, nogi w strzemionach, można było się kołysać. Ale szczerze, to nie bardzo mi to pomogło, powiedziałabym, że było nawet gorzej. Na tym krześle położna zbadała mnie ponownie. To było najgorsze, co w życiu przeżyłam - wyłam z bólu. Nie wiem, czy ona miała krótkie palce, czy co, ale tak mnie okropnie bolało, że popłakałam się. Co gorsza, rozwarcie się w ogóle nie powiększyło. Wróciłam obolała na piłkę. Skurcze miałam już co minutę i były bardzo intensywne. Minęło jeszcze trochę czasu i wrócił lekarz dyżurujący, który po zbadaniu mnie stwierdził, że mam rozwarcie na luźny palec i on po tylu godzinach bez postępu proponuje cięcie. Była prawie godzina 22. Podpisałam zgodę, porozmawiałam z anestezjologiem i nagle zaczęłam się strasznie trząść. To chyba z nerwów, bo raczej nie ze strachu. Ale tak się trzęsłam ,że musieli mnie trzymać do znieczulenia, żeby babka mogła się dobrze wkłuć. Po kilku sekundach nie czułam już w ogóle nóg i brzucha - zaczęła się operacja. Szczerze, to strasznie mi się to dłużyło. Myślałam zawsze, że oni tylko kroją i wyciągają dziecko, a to trochę jednak trwa ;-) Po jakimś czasie usłyszałam "o, są jajeczka", był krzyk dziecka i pokazali mi mojego Kubolka:-):-):-) Rozpłakałam się oczywiście i wyprzytulałam jedną ręką, potem go zabrali, a mnie zaczęli szyć - to dopiero się dłużyło... Przynieśli mi go jeszcze raz, już wytartego z krwi i ubranego - znów się rozryczałam. Potem przewieźli mnie na salę, gdzie dołączył do mnie mąż i na chwilę przynieśli też Kubę. Niestety nie trwało to długo, no i zostałam sama.
Najgorsze tej nocy było to, że słyszałam płacz dzieci i cały czas wyobrażałam sobie, że to mój Kubek płacze, a ja nie mogę do niego nawet wstać:no: No i w efekcie w ogóle nie spałam.
No i nadszedł ranek, który okazał się być straszny, bo przyszła strasznie niemiła pielęgniarka, która kazała mi wstawać i wydzierała się na mnie mówiąc, że ja chyba nigdy nie czułam bólu. Kazała mi się umyć nad umywalką, ale ja nie mogłam nawet złapać oddechu, tak mnie cholernie bolało, więc tylko stałam i trzymałam się za brzuch, a ona zmieniała mi pościel, cały czas coś dogadując. Głupia krowa! Niestety "opiekowała" się mną cały dzień i musiałam znosić jej uwagi:angry::angry::angry:
Na szczęście następny dzień już był lepszy i każdego dnia było lepiej. Wyszłam w sumie na 3 dobę, bo wypisali mnie rano, a operacja była w nocy. Co mnie zaskoczyło, to to, że na ostatnim obchodzie okazało się, że szew mi sam wyszedł, zwisał taki długi wąs, a ja myślałam, że on się tylko rozwiązał. Lekarka mi pociągnęła z jednej strony i szwu nie ma;-) Brzuch mnie jeszcze nadal boli, ale naprawdę z dnia na dzień jest lepiej:-)
 
Opowiem jak to wielkie wydarzenie wyglądało u mnie. Zawsze lubiłam iść późno spać i długo siedziałam przed komputerem, natomiast 12.03. powiedziałam do męża że może dziś położymy się wcześniej bo nie wiadomo kiedy znów będzie dane nam się wyspać, intuicja mnie nie zmyliła (obecnie piszę z oczami na zapałki:-D). O godz. 24:00 obudziłam się i czuję jak mi leci coś ciurkiem, zaglądam na wkładkę mokrutka, wstałam ustało, myślę sobie zobaczymy co będzie dalej. No i od razu zaczęły się skurcze co 9 minut, później co 6, 5 jak już były pomiędzy 4 a 5 minut obudziłam męża. Zrobił dla nas herbatkę i kawkę, ja poszłam pod prysznic, posprawdzałam czy wszystko mam do szpitala i w drogę. Skurcze na początku mało dokuczliwe w domu stopniowo się nasilały, przy wyjeździe do szpitala bolały tak że musiałam głębiej oddychać i nie bardzo mogłam wykonać cokolwiek innego oprócz podpierania się czegoś, jednak dobry humor nas nie opuszczał (myślałam że będę panikować a tu wręcz przeciwnie, mężowi udało się mnie w skurczu rozśmieszyć :-)). Aha wody sączyły się nadal stopniowo więc do szpitala założyłam wkład poporodowy bo wkładki nie dawały rady. Reszta wód odeszła w szpitalu.Na miejscu po zbadaniu przez lekarza 3 cm rozwarcia i skurcze tak co ok. 5 minut. Podpięli mnie na ktg i wypełnili papierki, w między czasie przyjechała moja położna ( polecam zainwestować we własną położną, była ze mną cały czas i robiła wszystko co mogła byle było jak najłatwiej). Skurcze nasilały się ale rozwarcie też ładnie postępowało, po pewnym czasie kiedy było jeszcze dość znośnie ( gadaliśmy sobie we trójkę m, ja i położna o wszystkim i o niczym :-)) było 5 cm rozwarcia. No a potem już bolało porządnie i przestało mi się chcieć gadać i położna zadecydowała że dadzą mi dolargan żeby zostawić trochę sił na później. Przyszedł lekarz stwierdził 6cm dostałam dolargan, dziwne uczucie taki głupi jaś kręcenie w głowie, zbierało mi się na wymioty ale całe szczęście się nie pojawiły. Skurcze na jakiś czas osłabły, później wskoczyłam na piłkę, przynosiła sporą ulgę bo czułam że coś robię a nie tylko skurcz za skurczem. No i tak się rozkręcało aż zaczęłam czuć skurcze parte i tu niestety 1,5h :szok: Mały ustawił się lekko poprzecznie i ciężko szło, poza tym o 9:00 zmieniał się dyżur lekarzy, o 8:30 stękałam już porządnie bo uczucie parcie było silne ale lekarz schodzący z dyżuru jakoś się nie kwapił i ciągle tylko twierdził że mały poprzecznie i nie przeć:baffled:, a okazało się że tak naprawdę przetrzymywał mnie żeby zmieniła się zmiana i przejął mnie ktoś inny bo inaczej musiałby zostać dłużej (podobno takie procedury że jak natnie to i szyć musi ten sam lekarz, a temu się spieszyło do domu:wściekła/y:). Położna to myślałam że go pogryzie, bo ja rozwarcie na 10 cm to już od pół godziny miałam więc jak on poszedł to położna i tak kazała przeć. W końcu doczekałam się zmiany dyżuru, przyszła młoda lekarka całkiem fajna i wzięliśmy się za parcie a tu psikus skurcze zaczęły ustawać ( w końcu ile można czekać:baffled:). Podłączyli mi oksytocyne i na jakiś takich nie super mocnych udało mi się wypchać moje 3940 gramowe szczęście. Oczywiście zostałam nacięta bo dzidziuś spory a ja drobna. Podsumowując każdemu polecam swoją dobrą położną, czułam się dużo spokojniejsza bo wiedziałam że nikt nie zostawi mnie samej i że jestem w dobrych rękach. Pani doktor powiedziała że jak na tak duże dziecko i pierworódkę to poród przebiegł wręcz książkowo, całe szczęście szyjka nie popękała. Co do nacięcia to to co było potem to masakra, stokroć wolę rodzić niż odczuwać to co czułam gdy znieczulenie puściło:no: wszystko rwie, boli, piecze a tu maleństwem trzeba się zająć i jeszcze z tych wysokich łóżek schodzić i wchodzić. Bardzo dużo zawdzięczam też mojemu kochanemu mężusiowi który dzielnie masował mi plecy bo przy 8cm to skurcze dawały porządnie o sobie znać. Sam poród nie wywołał u mnie traumy i nie zniechęcił do posiadanie większej ilości dzieci, najbardziej bałabym się tych pierwszych dni po nacięciu:baffled: więc zazdroszcze tym które mogły urodzić bez. U mnie jednak było to koniecznością inaczej na pewno bym popękała. No ale dziś już jest dobrze i mam mojego kochanego syneczka całego i zdrowego a to jest najważniejsze.:tak:
 
No i ja tez moge opisac, mam sekundke:tak:bo tak to niuska sie z cyskiem nie rozstaje!


Byla niedziela z rana wstalam zrobilam sobie gimnastyke i poszlam sie wykapac,
pozniej mialam zamiar nadal spac ale co jakis20 minut budzil mnie bol...nie byl przerazajacy wiec
wstalam wyprostowalam wlosy i spytalam meza co na sniadanko_On ze nalesniki i tak robiac nalesniki
zaczely mi odchodzic wody (czesc czopu odeszlo po kapieli).Zadzwonilam po karetka, bo tutaj
jak odejda wody trzeba karetka jechac.
Wiec jechalam sobie do szpitala jeszcze z znosnymi bolami (maz dojechal za 30min).
W szpitalu stwierdzili ze rozwarcie na 1cm no i mowila ze teraz moze to trwac do 24h:dry::sorry2:,
wiec powiedzialam mezowi zeby jechal do mamy na obiad i przywiozl karty.
Maz pojechal a ja zaczelam miec dosc bolesne bole co 5min, patrzylam przez okno w jeden punkt
i oddychalam.Maz wrocil okolo14 zagralismy partyjke w tysiaca tzn. jedno rozdanie,bo bole
sie nasilaly i nie bardzo bylam w stanie.
Poszlam znow na ktg bole byly sredni co 2,3 min:baffled:w przerwach gadalam z mezem na bolach staralam
sie oddychac rozwarcie bylo juz na 4 cm (w4godziny).
Polozna kazala mi chodzic po korytarzu i na bolach opierac sie o meza i krecic biodrami tak tez robilam
choc nie bylo latwo:dry::sorry2::no:nie bylo latwo bole byly silne!!!!
Znow na badanie ktg okolo17,18???Niepamietam dokladnie.
okazalo sie ze rozwarcie na 8cm i nici juz z kapieli bo taka mialam zamiar wziasc.
Zapomnialam podkreslic ze od rana mialam sraczke tak ze organizm sam sie oczyscil.
No i na sale porodowa. Na pierwszych bolach partych darlam sie jak szalona, zeby polozna przyszla!!!:wściekła/y:
Jak byla to nasmarowala mnie olejkiem od srodka zeby rozwarcie bylo na10cm no i parlam,
i parlam w 3roznych pozycjach!
Przy8 bolach partych mnie nacila!!!Myslalam ze to juz a tu jeszcze 9 mnie czekaly!!
Naciela mnie znow i mala wyszla w koncu jaka to ulga dla mnie byla!!!
Byla owinieta pepowina ale ja odwineli i zaczela krzyczec dostalam ja jeszcze z pepowina do cyska.
Lekarz nam zrobil zdjecie:-).
Bylam taka wykonczona i taka szczesliwa!!!
Mala jadla 2godziny cyski, maz byl przez caly czas przy mnie i sie spisywal na medal!!!:cool:
Byl taki szczesliwy taki wdzieczny mi!!! Odcial oczywiscie pepowine i poszedl zobaczyc
jak mala waza kapia a mnie zawiezli do lozka.....i tak lezalam z mala do 3 w nocy a urodzila sie o 19.46
Tyle o porodzie natomiast po porodzie o 3 w nocy przyszla polozna zebym poszla siku strasznie
krwawilam wstalam z lozka i zemdlalam!!!:-(Dostalam 2 kroplowki i wzieli okolo5mala zebym sie
przespala o 7 byli lekarze badali mnie wkladali mi palce i takie metalowe lychy tam!!!(Mam 5 szwow)
Myslalam ze ocipieje z bolu!:-:)no:
Okazalo sie ze cos zostalo wzieli mnie okolo8 na operacje(czyszczenie) na szczescie pod
narkoza bo kolejnych boli bym nie wytrzymala o 9 bylam u siebie dostalam niuske tylko ze nie moglam
jej karmic do 14.30 ale dalysmy rade pierwszy dzien byl ciezki, bo za duzo w cyskach nie bylo
ale sobie naciagla i teraz ma 8 dni i mleka jak narazie wystarcza:-):-):-).
Ja juz doszlam do siebie tylko szwy rwa ale jest dobrze.
Ogolnie porod oki tylko po porodzie bylo nieciekawie ale mam juz za soba i jak patrzy na moja mala
laleczke to wiem ze bylo warto i moglabym przejsc przez to jeszcze raz dla takiego skarbka!
 
no to i ja dodam parę słów:)
Właśnie skończyliśmy z mężusiem oglądać tv w piątkowy wieczór i wzięło nas na przytulaski:)kiedy już mięliśmy iść spać ( po północy)poczułam skurcz, ale nic mu nie mówiłam.Po jakimś czasie kolejny i kolejny, więc go obudziłam i poprosiłam, żeby podał mi telefon bo brzuch mnie boli, a on na to- jak to boli?- z małą paniką w głosie:) Zaczęliśmy odliczanie i okazało się, że są regularne co 5min, więc M nie czekając dłużej stwierdził, że dzwoni do położnej, kazała jechać do szpitala i zadzwonić po badaniu.Zaczęliśmy się szykować, ale wszystko na spokojnie, bez pośpiechu.M poszedł piętro niżej po dziadka, żeby przyszedł do naszej małej, bo nie chcieliśmy jej budzić, a ja sprawdzałam z listą czy wszystko mam. Ucałowałam małą i ruszyliśmy:)
W drodze miałam wrażenie, że skurcze zwolniły, ale jak dojechliśmy i pochodziłam po korytarzu na IP to były co 4 min. Po badaniu okazało się, że wcale nie ma rozwarcia, lekarz mnie pomierzył i stwierdził, że mam b.ąską miednicę i ciężko będzie, po czym go uświadomiłam, że to 2 ciąża i pierwsza zakończyła się porodem sn, bo oczywiście nawet w kartę z wywiadem nie zajrzał.Był w szoku, że urodziłąm sn dziecko 3600g.Spytał ile trwał poród a ja że 18 godz, a on z ironicznym uśmiechem, że ten też pewnie coś koło tego potrwa. No to ja załamka:(
Poszliśmy na porodówkę, położna była już w drodze. Skurcze były co 3 min, cały czas chodziłam, żeby jak najbardziej wszystko przyspieszyć, bo wizja 18 godzin jak przy pierwszym mnie zwalała z nóg.
Aż tu wchodzi jakaś położna i każe mi się położyć i czekać.No to kładę się, ale kiedy nie pokazała się przez kolejne 5 min wstałąm i znów zaczęłam chodzić, bo ewidentnie wszystko zwalniało jak tak leżałam. Po chwili znów przychodzi i mówi, że miałąm leżeć bo ktg podepnie zaraz i znów wychodzi na kolejne 10min.W końcu mnie podpięła, miało być na pół godz., ale przedłużyło się do godziny. W końcu dojechała moja położna i odrazu poszła po lekarza, żeby zakwalifikował do porodu w wodzie. Wszystko było ok, tylko rozwarcia nadal brak.

Poszliśmy do sali do porodów w wodzie. Weszłam do wanny wypełnionej cieplutką wodą i było rewelacyjnie!!!
Skurcze nadal bardzo mocne, ale odprężenie i rozluźnienie w czasie pomiędzy nimi nieocenione!
Skurcze były co 1-2min. W momencie skurczu kazała mi zaciskać dłonie na specjalnych uchwytach i zapierać się nogami, ale zaraz jak skurcz puszczał miałąm zanurzać się w wodzie po szyję i całkiem rozluźniać.
Woda naprawdę czyni cuda!!!Okazało się, że po 10min z zerowego rozwarcia zrobiło się 6cm a po kolejnych 10min było już 9cm, więc poszło ekspresem. Niestety immersja wodna może trwać tylko pół godz i potem jest obowiązkowa półgodzinna przerwa, więc prawie z pełnym rozwarciem wyszłam z wanny na przerwę. Zrobiło mi się strasznie zimno a na dodatek akurat jak wyszłam to miałam skurcz i nie zdążyłam się ubrać, więc położna z M mnie ubierali a ja skupiałąm się na oddechu.
Wróciliśmy do naszej sali i odrazu na piłkę. Na piłce 2 skurcze i zaraz na łóżko bo to już parte się zaczęły. Ból masakryczny, ale starałam się robić wszystko co mówiła położna, żeby jak najszybciej to skończyć. Po pierwszych partych główka zatrzymałą się tuż przed wyjśćiem, więc mega uczucie rozpierania do kolejnego skurczu. Po drugim było widać już włoski i wyszła główka a na 3 mała była już z nami (godz.4.50):) Poszło bardzo szybko. Trochę żałuję, że nie zdążyłam wrócić do wody i tam urodzić.
Okazało się, że nie było konieczności nacinania a co najlepsze nawet nie musieli nic szyć:) Po wszystkim przewieźli nmnie na poporodową, zaraz dołączył do mnie M z dzidzią i położna przystawiła małą mi do piersi- ciągnęła jak smok:)Miała 54cm i ważyła 3420g, dostałą 10 punktów:)
Potem zabrali mała a mnie przewieźli na moją salę żebym odpoczęła. Po 4 godzinach wstałam i poszłam pod prysznic. Czułam się rewelacyjnie!!!
Wszystkim życzę takiego porodu:)
I szczerze polecam poród w wodzie!!!
 
Mój poród to była zaplanowana cesarka.
15marca zgłosiłam się na patologię ze skierowaniem.Położyli mnie i powiedzieli,że następnego dnia cesarka...guzik prawda,przesunęli mnie na 17marca,co mnie ucieszyło bo to dzień moich 26urodzin.Odpoczywałam sobie i spokojnie czekałam na ten dzień.W tym czasie przez salę przewinęło mi się kilka dziewczyn ze skurczami początkowymi,po odejściu wód itp.Jak widziałam ich bóle to cieszyło mnie,że czeka mnie inny poród bo nie wiem co to skurcz...w dniu dzisiejszym mam już inne zdanie:dry:
W środę rano po ktg poszłam do położnej na lewatywe(nic strasznego,luz..miałam dwa dni pod rząd zrobioną;-)).Lekarz na obchodzie zapowiedział cesarke na 10rano,więc po 9:30położna zaprowadziła mnie na porodówkę,tam czekałam na zwolnienie sali.Założono mi cewnik(do zniesienia).No i heja za woreczek i na salę.Ekipa sympatyczna,anestezjolog dowcipny.Jak zorientował się,że mam urodziny zapytał gdzie tort i flacha i świeczka dla dziecka:-)Bolało jak mnie paluchami po kręgosłupie macał ale samo w kłucie nie.Poczułam ciepełko rozpływające się w dół i miałam ochotę się roześmiać ale przytrzymała mnie pielęgniarka na szczęście.Potem położono mnie na stół i zaczęło się.Patrzałam na zegarek.Początek 10:30.Za 3minuty usłyszałam krzyk małej,tuż po tym jak odcięli pempowine.Zabrali ją a czas mi się dłużył,zamyśliłam się-tak mi się zdawało ale usłyszałam głos chirurga"tętno spada" i pielęgniarka kazała mi głęboko oddychać.Gdy przynieśli mi małą popłakałam się,ze szczęścia.Była piękna i nie wyglądała jak wymoczek.Sama cesarka to był niezły czad:-DPrzyjęłam to na klatę po męsku jako nowe doświadczenie.Nie wstydziłam się niczego,choć przed miałam traumę myśląc o leżeniu nagą od pasa w dół itp.Pierwszy dzień spędziłam na morfinie i leżąc plackiem.Było dobrze bo nie wiedziałam jaki ból czeka mnie po...dziwię się dziewczynom decydującym się na cesarkę tak z wyboru.Opieka w Ustce była wspaniała.Nie dam złego słowa powiedzieć na położne.
 
W końcu i ja się doczekałam i urodziłam swój skarb :)

W piątek miałam się zgłosić na wywołanie do szpitala, wstałam o 6 rano, na pościeli była nie duża plama, pomyślałam wody?? No ale obserwowałam i nic się nie działo, dodam, że dzień wcześniej miałam wizytę i learz wyraźnie mnie nastraszył, że nic się nie dzieje, szyjka nie gotowa rozwarcia brak, także byłam nastawiona że ze szpitala odeślą mnie do domu. Obserwowałam siebie i jedak się nie myliłam powoli odchodziły mi wody, także na izbie przyjęć mnie przyjęli, zbadali miałam 2 cm rozwarcia, dostałam lekkich skurczy, skurcze były coraz mocniejsze, ale na prawdę do wytrzymania, chodziłam pod prysznic, później po korytarzu, skakałam na piłce, przy kolejnym badaniu odeszły wody, zrobiło mi się lżej!!! Położna stwierdziła, że mam ich bardzo dużo, poród miał zacząć postępywać, ale na 5 cm stanęło, także dostałam kroplówkę z oxy. Zostałam podpięta pod KTG i wtedy dopiero przypomniałam sobie co to jest ból porodowy!! Najgorsze co może być to leżeć podpiętym pod KTG ze skórczami!! Wiłam się z bólu, położna stwierdziła, że mnie odłączy i miałam iść skakać na piłkę, mąż mnie upominał abym skakała, lecz ja nie dałam rady, ból nie samowity, miałam już się decydować na znieczulenie, ale postanowiłam, że pójdę pod prysznic, położna przyszła, aby zobaczyć jak się czuję, wstałam i w tym momencie dostałam bóli partych, szybko do badania, położna krzyknęła rodzimy i że jak mam ochotę abym parła, więc ja jedno parcie i główkę widać, zrobiła się panika, przygotowanie do porodu, myślałam, że ich tam rozszarpię!! Kazali mi czekać, ponieważ nie wszystko było gotowe, lekarz ledwo zdążył przybiec, a ja drugie parcie, trzecie i Natalka była z nami :) Położna dodała komentarz, stworzona do rodzenia dzieci, odpowiedziałam nigdy więcej to lekarz się zaśmiał jeszcze jedno, drugie i trzecie :) Nie zostałam nacięta, ani pęknięta :) Druga faza porodu trwała 5 min, natomiast prawdziwych bóli, które były nie do zniesienia miałam przez godzinę, także poród w miarę szybki licząć mocne bóle, ale niestety ból jest ten sam. Cieszę się, że rodziłam właśnie w tym szpitalu, znowu się nie zawiodłam opieka super, a ja szczęśliwa, że jestem już po :)
 
To może ja coś napiszę, choć miałam cesarkę to nie tak fascynujące jak Wasze naturalne porody. Ale zanim urodziłam to czekałam na jakieś opowieści z cc. Choć jestem naprawdę bardzo zadowolona i miło wspominam.
Miałam ustalony termin na 17 ale mała nie chciała czekać

W sobotę 13:szok: ok. 23.00 poczułam że coś mi pociekło. Mój mąż nie spał i od razu się zestresował.
Poszłam do łazienki i jak już byłam pewniejsza że to wody wzięłam prysznic i powoli się zbieraliśmy.
ok. 00.30 byliśmy na IP. Miałam szybkie KTG ale skurczy zero. Zaprowadzili mnie na salę jednoosobową porodową- była akurat wolna i tam do rana przeleżałam pod KTG. Musieli kontrolować skurcze żeby w razie czego działać szybciej. Na szczęście jakoś dotrwałam do rana. Cały czas ktoś do mnie zaglądał a to położne, a to lekarka.

Po 8 zaczeli mnie przygotowywać do operacji- nawadnianie, cewnik:szok: badanie ciśnienia. Cały czas informowali mnie co robią.
Anestozjolog zrobił znieczulenie podpajęczynówkowe i potem to już tylko ciepło poczułam.:-)
Jak mnie cieli to tylko taki głaskanie , ale wyjęcie małej to już naprawdę niezły wysiłek dla lekarzy. Myślałam że to tak łatwo wyjąć dziecko a to naprawdę dużo siły wymaga. Nawet się nie obejżałam a usłwszałam że mam córeczkę.

Zabrali ją do mierzenia i ważenia, był już tam mój mąż a mnie zaczęli szyć.
Jak mała była ubrana to położna mi ją przyniosła żebym ją zobaczyła. Oczywiście się popłakałam.
Najbardziej nieprzyjemne było uczucie zimna i dreszcze .
jak przewieźli mnie na pooperacyjną zaraz przystawili mi małą do piersi. personel był super, bardzo pomocny.
Wstałam po 6 godzinach. Czułam delikatny ból ale to nie było coś na co się przygotowałam . Bolało trochę ale naprawdę było do zniesienia.
Bardzo dobrze wspominam odział położniczy. Pielęgniarki fantasyczne, pomagały, w nocy co chwilkę zaglądały czy wszystko ok., Naprawdę super.:-)
 
reklama
No to i ja opowiem..
W czwartek 18 marca rano podłączyli mi test z oxy, skurcze pojawiały się na ktg ale nie były regularne i jakieś mocne, położna powiedziała, ze do obiadu może się coś rozbuja a jeśli nie, to wątpliwa sprawa, ze coś z tego będzie. Czekałam i nic... Ok 15 poczułam dwa silne skurcze ale je olałam. Od 21 skurczybyki robiły się mocne i często się pojawiały, w odstępach od 5 do 1 minuty. Kiedy o 3 w nocy zrozumiałam, ze to już na 100% to, poszłam do położnej - 2 cm rozwarcia, lewatywa, prysznic i o 5 na porodówkę, zadzwoniłam po męża. I tak sobie leżałam, oddychając podczas skurczy, co naprawdę pomagało. O 10.45 6 cm rozwarcia, dotałam ZZO i na mojej twarzy pojawił się umiech i nawet humor się mnie trzymał:) (durna rodzi i jeszcze się cieszy i normalnie rozmawia z mężem i personelem). Idylla trwała do 14, 9 cm rozwarcia i nic do przodu, więc podłączyli oxy, przebili pęcherz - seledynowe wody, założyli cewnik no i jazda się zaczęła... upragnione 10cm i bóle parte - szybka nauka parcia, 2 parte - główka nie schodzi w dół, ból nie do zniesienia, wołałam chyba wszystkich od rodzonej matki do Jezusa - 15.30 decyzja o cesarce, jeszcze tylko 4 skurcze i wreszcie nic nie czuje od cycuchów w dół, no może lekkie poszarpywanie. 15.52 słyszę takie "kwik" , zaraz płacz mojego dziecka...łzy poleciały mi od razu i przyszła taka ulga, euforia i przeogromna radość:) i komentarz "masz Córkę". Zabrali małą do pomieszczenia za szybą, tam stał mój mąż, widziałam, jak wielkie oczy zrobił, gdy zobaczył nasza Niunię, później przynieśli mi ją i powiedzieli "Teraz córeczka ma się ładnie przywitać z mamusią", mamusia widziała tylko nóżkę i siuśkę, pocałowała stópkę i zasnęła. Po 1,5 godziny przewiexli mnie do sali, gdzie siedział mój wpatrzony w Lenkę mąż i tak zostaliśmy sobie już razem.
Poród nie był wcale taki straszny, mimo tych 19 godzin, tylko ostatnie 1,5 godziny było naprawdę ciężkie, no i pierwsze 3 dni po cesarce. Ale teraz jak jestem już w domu i patrzę na ten Mały Cud, to z ogromna powagą mówię Wam, że dla niej nawet za tydzień mogę przechodzić to wszystko raz jeszcze.
 
Ostatnia edycja:
Do góry