sylviontko
Fanka BB :)
Może i ja podzielę się moimi wrazeniami z porodu.
16 marzec dzień urodzin mojego brata.
W południe dzwonię do swojego lekarza bo zaniepokoiły mnie upławy krwiste. Powiedział, że mam jechac na IP. Nie pojechałam, bo mi się nie chciało, bo skurczy jakichkolwiek brak, i jechac tylko po to, aby mi powidzieli, że to normalne...
Godz koło 16 zaczynam czuc jakies skurcze, ale nie wiem, czy to to,bo nieregularne, wiec nie liczę.
17 skurcze co 8- 10 min ale jak dla mnie za słabe, więc je olewam.
Mówię mojemu, że coś się zaczyna dziać, ale pójdę się przespać i poczekam, aż zacznie się dziac cos więcej. O 18 leci mój serial, więc oglądam z nadzieją, że zasnę. Po serialu jakies skurcze co 5 min, więc mówię do mojego, że chyba jednak pojedziemy na IP bo coś mi się to nie podoba. Na spokojnie wzięłam sobie prysznic, mój poszedł z psami na spacer, bo nie wiadomo bylo, czy wróci na noc, dopakowalam torby i pojechalismy. W aucie skurcze co 3 min i zaczyna boleć. godz 20 IP, ktg wykazuje maleńkie skurcze, rozwarcie luźny palec, ale zabieraja mnie na porodówkę mówiąc, że czeka mnie kilkunastogodzinny poród. Cóż...
Na porodówce znowu KTG, skurcze jakies wykazuje, zaczynam skowyczeć z bólu przy skurczach, mówię do mojego, aby poszedł po cos przeciwbólowego (w ogóle to chciałam znieczulenie), przychodzi położna i mówi, że mnie zbada, ja jej na to, że musze do WC, więc idę z moim, siadam na kibelku i mam skurcz, nie mogę wytrzymać i prę, coś ze mnie chlusnęło, za moment znowu skurcz, znowu party- nie mogę się powstrzymać i znowu prę. Myślę sobie, kurcze muszę się zebrać bo zaraz tu urodzę. Położna mnie bada i mówi, pani Sylwio, idziemy rodzić- coś koło godz 22.30-23.00. Ja zupełnie nieprzygotowana- miałam iść jeszcze pod prysznic, poskakac na piłce i rodzić w zupełnie innej pozycji, a nie na leżąco.
Więc leżę na łóżku, każą mi przec i o godz. 23.59 przyszedł na świat mój pasożyt po 19 min parcia.
Poród wspaniały, ale potem... Oczywiście byłam nacięta i to dwa razy... Więc potem szycie, niby znieczulili, ale bolało, a na zakończenie badanie macicy, które było gorsze niż sam poród.
Zresztą dla mnie wszystko inne było gorsze od porodu. Pięc tygodni krocze mnie bolało, aż chciało się wyć, bałam się iść do toalety z obawy przed bólem.
Całe szczęście, że młody zdrów, krocze przestało boleć, a za oknem wiosna.
Tak więc mój pobyt na porodówce zaczął się o godz 21.00 a zakończył 23.59 i Tymek zdążył jeszcze zrobić prezent mojemu bratu na urodziny
Ech, mam nadzieję, że w miarę składnie to opisałam
16 marzec dzień urodzin mojego brata.
W południe dzwonię do swojego lekarza bo zaniepokoiły mnie upławy krwiste. Powiedział, że mam jechac na IP. Nie pojechałam, bo mi się nie chciało, bo skurczy jakichkolwiek brak, i jechac tylko po to, aby mi powidzieli, że to normalne...
Godz koło 16 zaczynam czuc jakies skurcze, ale nie wiem, czy to to,bo nieregularne, wiec nie liczę.
17 skurcze co 8- 10 min ale jak dla mnie za słabe, więc je olewam.
Mówię mojemu, że coś się zaczyna dziać, ale pójdę się przespać i poczekam, aż zacznie się dziac cos więcej. O 18 leci mój serial, więc oglądam z nadzieją, że zasnę. Po serialu jakies skurcze co 5 min, więc mówię do mojego, że chyba jednak pojedziemy na IP bo coś mi się to nie podoba. Na spokojnie wzięłam sobie prysznic, mój poszedł z psami na spacer, bo nie wiadomo bylo, czy wróci na noc, dopakowalam torby i pojechalismy. W aucie skurcze co 3 min i zaczyna boleć. godz 20 IP, ktg wykazuje maleńkie skurcze, rozwarcie luźny palec, ale zabieraja mnie na porodówkę mówiąc, że czeka mnie kilkunastogodzinny poród. Cóż...
Na porodówce znowu KTG, skurcze jakies wykazuje, zaczynam skowyczeć z bólu przy skurczach, mówię do mojego, aby poszedł po cos przeciwbólowego (w ogóle to chciałam znieczulenie), przychodzi położna i mówi, że mnie zbada, ja jej na to, że musze do WC, więc idę z moim, siadam na kibelku i mam skurcz, nie mogę wytrzymać i prę, coś ze mnie chlusnęło, za moment znowu skurcz, znowu party- nie mogę się powstrzymać i znowu prę. Myślę sobie, kurcze muszę się zebrać bo zaraz tu urodzę. Położna mnie bada i mówi, pani Sylwio, idziemy rodzić- coś koło godz 22.30-23.00. Ja zupełnie nieprzygotowana- miałam iść jeszcze pod prysznic, poskakac na piłce i rodzić w zupełnie innej pozycji, a nie na leżąco.
Więc leżę na łóżku, każą mi przec i o godz. 23.59 przyszedł na świat mój pasożyt po 19 min parcia.
Poród wspaniały, ale potem... Oczywiście byłam nacięta i to dwa razy... Więc potem szycie, niby znieczulili, ale bolało, a na zakończenie badanie macicy, które było gorsze niż sam poród.
Zresztą dla mnie wszystko inne było gorsze od porodu. Pięc tygodni krocze mnie bolało, aż chciało się wyć, bałam się iść do toalety z obawy przed bólem.
Całe szczęście, że młody zdrów, krocze przestało boleć, a za oknem wiosna.
Tak więc mój pobyt na porodówce zaczął się o godz 21.00 a zakończył 23.59 i Tymek zdążył jeszcze zrobić prezent mojemu bratu na urodziny
Ech, mam nadzieję, że w miarę składnie to opisałam