Bo ja w obecnej sytuacji nie dam rady dłużej funkcjonować w ten sposób. W zeszłym cyklu endo było 6,5mm, a więc dające szanse, no ale nie fenomenalne. W każdym razie była poprawa i miałam poczucie, że się opłaca choć trochę robić to wszystko, że może pójdzie w końcu w dobrym kierunku. W tym cyklu dużo nerwów kosztowało mnie oczekiwanie na to, czy tym razem też się uda, czy też będzie znośne. No nie jest i jest stres, rozczarowanie, nerwy, nie mogę się skupić, nie mogę jesc, nie mogę spać. Jeżeli zdam się na dalsze "leczenie" tego dietą i suplementami, to co miesiąc od 1 do 14dc będę przeżywać katorgę - znów będę non stop myśleć jak endo, czy będzie znośne przed owu, a jak nie będzie, to czy może urosnie jeszcze do owu. Nie udźwignę tego psychicznie.
Żeby to dźwignąć potrzebuje specjalisty z pomysłem i planem A, B, C. A szkoda mi czasu i nerwów na bieganie po ginekologach z jakiegoś znanego lekarza, jak już mam podjąć dalszą diagnostykę i leczenie, to w klinice. No a jak w klinice, to musimy razem. Jeżeli mój mąż uzna, że to dla niego za dużo, że obawia się badań albo ewentualnych wyrzeczen i rezygnacji z rzeczy, które on lubi, to nic na siłę.
Ale ja bez kogoś, kto mnie poprowadzi za rękę i od kogo nie usłyszę "popróbujmy jeszcze 5 cykli" dalej nie idę, naprawdę nie dam rady. Nie chcę tego robić takim kosztem.