Znów przytoczę przykład sprzed paru dni: na zawał umarł wujek z rodziny teściów. Ratownicy reanimowali go w domu 2h, bez skutku. W drodze był już śmigłowiec ze szpitala. Kiedy dotarł, lekarze stwierdzili zgon, w dokumentację wpisali covid. Jak się do tego odnieść?
Albo zeszłej wiosny, dyrektorka DPSu, gdzie pracuje kuzynka, była naklaniana przez lekarza do zawarcia "umowy", że jak ktoś z podopiecznych umrze, jako przyczynę wpiszą covid. Bo są z tego pieniądze. Nie zgodziła się.
Ja nadal nie próbuję nikogo przekonać, nie generalizuję, jak mi zarzuca Destino, ja tylko uważam, że błędem jest ślepo wierzyć we wszystko co nam podają w mediach. Potem rodzi się niepotrzebna panika i strach. Moja teściowa karmiona tym wszystkim przez telewizję, boi się nos z domu wystawić i jest święcie przekonana, że każdy kto zachoruje, ma zerowe szansę na wyzdrowienie. Tak ma być?