jezyk, no niestety, dziecka nie idzie w 100% upilnować... Nam się tydzień temu Tosia tak wywaliła, że jak widziałam ten upadek, to byłam pewna, że złamany nos i powybijane zęby, na szczęście buzia zatrzymała jej się 1cm od chodnika... Skończyło się na zdartych kolanach i łokciach...
Tosia w wieku 8 miesięcy miała przepuklinę pachwinową.
Przy wysiłku wyskakiwała jej na wzgórku łonowym taka gula i bolało ją to tak strasznie, że aż siniała z płaczu.
Szpital, operacja - niby formalność, bo to normalne schorzenie u małych dzieci.
Czekałam w sali z babcią, pewna, że jeszcze wieczorem wyjdziemy, no bo to taka rutyna.
Po godzinie wchodzi anestezjolog i każe mi usiąść - ZAMARŁAM.
Okazało się, że u Tosi wystąpiła silna reakcja alergiczna na rurkę do intubacji - spuchło jej gardło tak, że nie mogła oddychać i musieli ją ponownie zaintubować i przewieźć na OIOM.
Oczywiście od razu poleciałam na OIOM, ale tam łóżka jedno obok drugiego, nawet miejsca dla rodzica nie ma!
Jak zobaczyłam Tosię, w rozpiętej piżamce, z gołym brzuszkiem, tymi wszystkimi rurkami, przyssawkami, aparaturą, związanymi rączkami i nóżkami, to dostałam spazmów...
Cały personel tylko "o, to ta panikara", a ja wyłam, bo Młodą usypiali lekami, żeby nie wyrwała tego wszystkiego i wyglądała po prostu jak martwa!
Kazali nam z mężem iść do domu, bo i tak dziecka nie wybudzą.
Nie muszę chyba mówić, że całe popołudnie, wieczór i noc przepłakaliśmy, nie mając przy sobie Młodej.
Wszyscy domownicy chodzili jak struci cały dzień...
Dopiero o 9 rano zadzwonili, że ją wybudzili, jak nas zobaczyła, to wpadła w taką histerię, że jej uspokoić nie mogliśmy...
Koszmar, do dziś dzień na samo wspomnienie płaczę jak bóbr...