Hej Dziewczyny.
Przeżyłam dziś koszmar z naszą wspaniałą służbą zdrowia.
Przed południem poleciała mi strużka krwi (nie wdając się w szczegóły załatwiałam się) myślałam, że może mam hemoroidy i jakaś pękła- jednak to było krwawienie z pochwy. Oczywiście w ryk, jestem sama bo narzeczony musiał wyjechać, pojechałam do szpitala.
Na izbie przyjęć tłumaczę co się stało, że chcę żeby ktoś mnie zbadał. Położna stwierdziła, że 80% kobiet roni i że nie ma się czym przejmować. Jak jej powiedziałam że moja beta na przełomie 2 i 3 tygodnia wynosiła 173 to stwierdziła że ona jest za niska i że ciąży na pewno nie donoszę o ile w ogóle jestem w ciąży.
Wypisali mi moją kartę i kazali czekać na izbie. Nie byłam w stanie nie płakać bo potraktowali mnie jak 16 letnią gówniarę po godzinie czekania przyszła do mnie położna i powiedziała że lekarz mnie nie przyjmie bo ma zabieg. I że jak chcę mogę czekać a jak nie to wrócić do domu. Nie wytrzymałam i zapytałam się czy naprawdę na jeden szpital jest jeden ginekolog i nie ma żadnego technika który zrobiły mi USG, odpowiedziała że lekarz jest zajęty. A nie mieszkam w jakiejś dziurze tylko w Toruniu gdzie miasto ma ponad 200 000 osób.
Zadzwoniłam do mamy żeby przyjechała, niestety o ciąży dowiedziała się w taki sposób nie chcieliśmy wcześniej nikomu mówić. Generalnie nie mam za dobrych relacji z mamą ale nie dałabym rady gdyby nie przyjechała.
Pojechałam do przychodni prywatnej na szczęście dziś lekarz przyjmował, przyjęli mnie bez kolejki, natychmiast.
Lekarz stwierdził że przy pęcherzyku ciążowym jest mały krwiak (5mm) i to przez niego to krótkotrwałe plamienie, powiedział że jajo nie jest puste ale za dobrze jeszcze nic nie widać, serduszka nie było widać.
Zwiększył mi dawkę duphastonu do 3 na dobę i jak najwięcej odpoczynku.
Bardzo się boję że będzie coś nie tak i nie potrafię się uspokoić.:-(