Ja jeszcze dorzucę swoje trzy grosze. Pisałam wam już kiedyś o mojej opinii dotyczącej usg i nie będę się powtarzać. Powiem wam jednak jak to wygląda w Irlandii z innymi badaniami. Pierwszą ciążę tutaj miałam bezproblemową - nie licząc częstych infekcji nerek i raz dostałam opierdziel w szpitalu, że bagatelizuję wyraźne sygnały, że coś się dzieje, a ta infekcja mogłaby wywołać przedwczesny poród gdybym w końcu u nich się nie pojawiła. Na badaniach krew/mocz/ciśnienie/sprawdzanie serduszka detektorem byłam zaledwie 5 razy w szpitalu, a tak to u rodzinnego mocz/cisnienie/detektor chyba 4 razy. Badania ginekologicznego nie miała wcale, nikt mi szyjki macicy nie sprawdzał, jedynie w 41 tc miałam masaż szyjki i tyle. Usg - 2 razy. Glukozy robionej nie miałam, bo tutaj uważają, że jeśli nie ma wzkazań lub matka nie skończyła 30go roku życia to nie ma takiej potrzeby. Nie czułam się zaniedbana, a ich podejście uważam za rozsądne i zdrowe. Jeśli się coś dzieje - przyjdź i oni to sprawdzą, ale sami od siebie nie robią nic ponad normę.
To prawda, tutaj nie ratują ciąży jeśli się coś zaczyna dziać na wczesnym etapie. Do 12tc to nawet nie przyjmują Cię na ginekologię, tylko na pogotowie. I ja ich podejście rozumiem. Czasem naturalna selekcja to najlepsze co się może trafić. Interesują sie tym dopiero kiedy matka poroni 3 razy, wtedy wysyłają na badania, i dbają, pilnują, chca pomóc.
Druga moja ciąża skończyła się tak, że cała uhahana przyszłam na pierwszą wizytę w szpitalu (w innym okręgu i z nieco innym podejściem). Po niesamowicie przyjaznej rozmowie i wspaniałej perspektywie porodu "w domowych warunkach" (to jest bez lekarza, bez niepotrzebnego szumu, z położną, w pokoju, gdzie dostępny jest basen, piłka, można sobie włączyć muzykę... no po prostu bardziej przyjazne warunki niż leżąc w szpitalu w łóżku - w Polsce do teraz matki płacą za obecność położnej przy porodzie i to ogromne pieniądze, tutaj one są z Tobą bo taka ich praca) - jest to proponowane tylko w przypadku mam, które już wczesniej rodziły bez komplikacji a ilość miejsc jest ograniczona do 15 w miesiącu, więc możecie sobie wyobrazić moją radość... która zgasła kiedy zaraz potem poszłam na usg i dowiedziałam się, że od 2 tygodni chodze z martwym dzieckiem. to był 12 tydzień. Od razu zabrano mnie do osobnego pokoju, żeby się wypłakać, był dostępny telefon, mogłam zadzwonić do kogo chcę, oferowano wszelką pomoc, jaka mieli dostępną, potem przyszła lekarka i wytłumaczyła mi jakie mam opcje. Co prawda potem o mało się nie wykrwawiłam i ostatecznie musiałam mieć zabieg, ale każda osoba, lekarz, pielęgniarka, położna, która do mnie przychodziła, była życzliwa, pocieszająca, współczująca i niesamowicie delikatna.
Trzecia ciąża to poronienie w 6 tygodniu. Zaczęłam krwawić i trafiłam na pogotowie. To była sobota wieczór. Wiedziałam już od miej więcej miesiąca, że mam problemy z hormonami, że poziom estrogenu mam na poziomie kobiety z menopauzą. Byłam z wynikami u polskiego ginekologa prywatnie. Powiedział mi, że nic dziwnego, ze nie mogę zajść w ciążę, skoro wyniki wskazują, że jajeczkuję raz góra dwa razy w roku. Zrobił mi usg i bardzo się zdziwił, że przy takim estrogenie obecnie mam idealne warunki do zajścia w ciążę. Przeliczył wszystko i stwierdził, że widocznie teraz jest ten 1-2 razy w roku, kiedy będzie jajeczkowanie - i tak było. Zaszłam w ciążę. Ale czy zainteresowało go w ogóle to, że z hormonami jest coś nie tak? Absolutnie nie. Kazał mi schudnąć, chociaz już od 2 tygodni żyłam praktycznie na liściu sałaty i wmawiał mi, że za mało się staram. No ale jest ciąża... która nie przertwała. Na pogotowiu miałam spotkanie z irlandzkim ginekologiem, który mi powiedział, że to krwawienie o niczym jeszcze nie świadczy, że szyjka macicy jest zamknięta i umówił mnie na usg w poniedziałek rano. W niedziele już nie miałam wątpliwości, że ciąża nieprzetrwała. Tłumaczyłam mu moją sytuację, że może mam za niski poziom progesteronu, że choruję i że progesteron mógłby może pomóc. Wyjasnił mi, że przepisywanie progeteruonu jest wbrew procedurom i choć wie, że może mogłoby to pomóc, to jednak przepisując mi go złamałby prawo. Wie że w innych krajach jest przepisywany nawet prewencyjnie i często to pomaga, ale tak niestety tutaj nie jest. Byłam po tym wszystkim rozżalona. Byłam zła na polskiego ginekologa, że widząc moje wyniki nie zrobił nic prewencyjnie licząc, że wrócę do niego po głupią receptę i dam mu zarobić (po poronieniu byłam u niego - wizyta trwała 5 minut. Jego komentarz: "Ajajaj..." zlecił badanie progesteronu w 21dniu cyklu i ANA do 6 tygodnia po poronieniu. Skasował mnie 70 euro. Na mój komentarz, że przecież przez ostatnie 3 miesiące miałam miesiączkę co 10-15 dni to jak mam zbadac progesteron w 21 dniu cyklu - stwierdził, że pierwsza miesiączka po poronieniu będzie trwała tyle ile powinna. HA HA HA. Dostałam okres po 18 dniach) Miałam żal też do irlandzkiego systemu, że może mogłam tą ciążę ocalić, ale nie zrobili nic. Potem jednak zastanowiłam się nad tym i żal do nich mi przeszedł. Rozumiem ich podejście - dając szansę naturze na samodzielne działanie, nie wpieprzając się tam gdzie nie trzeba, jeśli nie ma wskazań. To nie było zagrożeniem życia dla mnie, a ciąża - jeśli miałoby się dziecko urodzić chore? Gdyby ten progesteron podtrzymał życie dziecka ciężko chorego? To jest państwowa opieka medyczna, gdzie każdego traktują tak samo i obowiązuja procedury każdego. Nie będą robić na wyrost badań tam gdzie nie ma takiej potrzeby. Tutaj przyrost naturalny jest duży, rodzina 3+ to standard. Mało kto ma tylko jedno dziecko. Dlatego patrząc na to z perspektywy państwowej opieki medycznej jest to w moim mniemamniu bardzo dobry system. Prywatnie lekarz zrobi Ci co tylko zechcesz - w końcu ty płacisz. Ja nie płacę nic. Mam wszystko za friko.
Czwarta ciąża to ta w której jestem obecnie i wiecie co się dzieje. Zmieniłam ginekologa. Polska ginekolog po kontakcie na fb (jeszcze mnie nie widziała) zleciła jakie badania u rodzinnego zrobić i kazała z mojej relacji co się dzieje, zakupić Isofolic - kupiłam w Polsce na 3 miesiące. Byłam u niej od razu jak tylko miałam już wszystkie wyniki. Brałam już Isofolic od 2 tygodni i od razu czułam się lepiej. W ciągu tych 2 tygodniu schudłam 4 kg. po następnych 2 kolejne 2kg (bez wysiłku). Martwiły ją moje wyniki ale była przekonana, że Isofolic powinien naprawić szkody hormonalne. I tak się stało. Od razu. Dostałam miesiączkę tak jak kiedys miałam regularne cykle - po 31dniach. Pierwszy raz od chyba roku. Kazała wtedy robić testy owulacyjne od 10 dnia cyklu przez 10 dni, żeby sprawdzić, czy Isofolic będzie w stanie samodzielnie wywołać owulację, czy jednak będzie się trzeba posłużyć hormonami. Test wyszedł pozytywny w 20 dniu cyklu - o tydzień za późno niż powinien normalnie, ale i tak jest szansa więc próbujemy i... jest ciąża
Dostałam tez od razu receptę na progesteron, który miałam zacząć brać od dnia kiedy test owulacyjny wyjdzie pozytywnie aby prewencyjnie pomóc w zagnieżdżeniu jajeczka i brałam ten progesteron do 12 pierwszych tygodni.
Gdybym do niej nie poszła pewnie nadal bujałabym się z beznadziejną gospodarką hormonalną, w ciąże może bym zaszła za następne 8-11 miesięcy, pewnie bym jej nie utrzymała, ale wtedy już Irlandzka służba zdrowia pomogłaby mi tak jak zrobiła to teraz moja pani doktor, tyle, że zajęoby to więcej czasu i kolejne poronienie. A co teraz robi moja ginekolog? Wycofała się. Widziałam ją ostatni raz w 8 tc. powiedziała co robić, jakie leki brać i że jesli będę potrzebowac to mogę do niej przyjść kiedy chcę, ale że irlandzcy lekarze będą wiedzieli co robić i lepiej, żeby był jeden lekarz prowadzący, po co sobie przeszkadzać?
A wczoraj na wizycie w szpitalu kiedy moja lekarka ponownie mi przypomniała, żeby być przygotowanym na wszystko w przypadku mniejszej dziewczynki, bo nie wiadomo w jakim stanie będzie, zapytałam ją, czy będzie mi kazała wybierać między nimi, czy będzie mi sugerowała zabicie mniejszej, żeby większa mogła pozostać w brzuchu dłużej i z większymi prognozami na przyszłość (to mi zasugerowała niedawno znajoma i szczerze to kopara mi opadła - bo ona w Polsce tak własnie zrobiła. "Niech się to jedno wysuszy a żyje to drugie." - jej słowa) moja doktor w Dublinie odpowiedziała, ze w Irlandii takie coś nie wchodzi w grę, że będą walczyć o obie dziewczynki.
Tak. Jestem zadowolona z irandzkiej opieki ciężarnych.
Sorki za elaborat