reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Nasze Porody :)

Fogia nas tez to ominelo :-( i jak sobie o tym pomysle to przykro mi , ale pocieszam sie tym ze kiedys naszym mamom wogole nas zanierali i tylko przez szybke pokazywali a kontakt byl i jest ;-)
 
reklama
Najważniejsze, że kochacie Swoje dzieciaczki jak umiecie najmocniej a reszta się nie liczy :-), a Wasze maleństwa świata poza Wami nie widzą.
 
Tak, tak kochamy naj, naj, naj bardziej. Nie wiem jak ja żyłam przed narodzinami Filipka. Dopiero teraz życie ma sens!!!!!!!! :tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak::tak:
hK8ip2.png

 
niewiem czy któreś tu z was miały niespodziewaną cesarke, ale ja miałam i wiem jaki to jest "ból psychiczny" gdy planowało się inaczej...
bardzo chciałam rodzić siłami natury i nie było do tego żadnych przeciwskazań.. aż do momenty gdy zaczęłam rodzić..
rodziłam 22 godziny aż lekarze postanowili że jednak zakończy się to cesarką...

podczas cesarki okazało się że rodzić naturalnie nie moge i nie mogłam... i nie będe nigdy mogła

po tak trudnym porodzie i tak długim, a tym bardziej niespodziewanej cesarce wpadłam w depresje :confused: :confused: byłam nastawiona na ból rodzenia, a nie ból poporodowy... i nie mogłam dojść do siebie ani psychicznie ani fizycznie.. :-( przez 2 tygodnie walczyłam ze sobą, zmuszalam się do dziecka... nie wiem co mi się stało :-( a karmienie Dominiki było największym dla mnie przekleństwem.. płakałam przy tym... nie cierpiałam karmić...

eh rozpisałam sie chyba nie na temat ;-)

w każdym razie chciałam napisać że jednak wcześniejsze nastawienie jest bardzo ważne.. ja zostałam nagle rzucona w coś innego niż się spodziewałam.. nie interesowałam się wogóle cesarką, żadnymi znieczuleniami i zostałam temu poddana i dlatego się nie mogłam pozbierać, a gdybym wcześniej wiedziała co mnie czeka to bym napewno przeszła to dobrze.

Wogóle to niewiem po co to pisze :baffled: :confused: ale jakoś zawsze mi to leżało na sercu.. jestem zła na siebie że tak na początku traktowałam swoje dziecko które teraz tak mocno kocham i nie umiem żyć bez niego
 
no to chyba czas na moja opowiasc... MIka oj nie jestes sama.... w sobote 13 stycznia poszlam do fryzjera aby polepszyc sobie samopoczucie, fryzjerki smialy sie ze zaraz im urodze w salonie, ja zapewnialam je jeszcze mamy czas, a tu o 3 w nocy pierwsze skorcze, bol krzyza niesamowity, jakby mnie ktos polamal, zaczelam liczyc czestotliwosc skorczy, o 5 rano gdy skorcze bylo co 2 minuty obudzilam Pawla i razem liczylismy, o 5.30 szybko wstalam, ubralam sie, obudzilam rodzinke krzyczac z bolu, no i pojechalismy... o 6.15 bylam w szpitalu, na wejsciu sie zalamalam bo w zwiazku z tym ze znalam tam caly personel i to bardzo dobrze, przywitala mnie polozna ktorej nietrawilam i wiedzialam ze jest bardzo nieprzyjemna, w zwiazku z bolami krzuyzowymi umieralam z bolu a ona pyta sie mnie co mi jest, przeciez to dopiero poczatek.. tak umiala ta jedza pocieszyc, na szczescie o 7 rano skonczyla dyzur i do konca porodu prowadzila mnie polozna ktora bardzo polubilam w czasie gdy lezalam w szpitalu na te leukocyty....

.... kazali mi chodzic po korytarzu... chodzilam chyba ze 3 godziny, skorcze chyba co minute byly, wzieli mnie do zbadania, rozwarcie 4 cm!!!!! myslalam ze umre....MAZ BYL CALY CZAS ZE MNA... wsadzili mnie do wanny, nic nie pomoglo....


....podpieli mi kroplowke naskorczowa, no i od tej pory to byl jeden wielki bol..., krzyze, cale plecy, brzuch myslalam ze mi eksplodują, nic tylko krzyczalam i krzyczalam, Pawel byl przerazony ale dzielnie to znosil....

..... polozyli mnie na lozku i przy najwiekszym skorczu (ja juz nie rozroznialam kiedy on byl) przebili mi pechesz plodowy.... jezuuuuu nie sadzilam ze to jest taki bol, wody sie wylaly (samo wylanie wod tez cholernie boli) i wszyscy zdebieli pzrerazeni....

..... wody zielone i geste.... a ja nadal krzyczace z bolu, nagle uslyszalam ze mam nei krzyczec tylko oddychac bo niedotleniam siebie i dziecka i teteno malego spada.... poczatkowo to do mnie nie docieralo ale jak uslyszalam ze jego teteno wynosi zaledwie 70, poczulam jakby mi ktos kijem w leb przywalil....

zaczelam przez lzy oddychac, przylecieli lekarze...

jeden mi pobieral krew, polozna zakladala cewnik, anastezjolog podsuwal papierki do podpisania, kazali mi z tym wszystkim wstac i usiasc na wozku, tym wozkiem przewiezli mnie na sale operacyjna....

w czasie skorczy ktore juz byly niepzrerwane musialam usiasc grzecznie na lozku operacyjnym i oddychac oddychac i jeszcze raz oddychac... poczulam uklucie ktore przy tym calym bilu bylo niczym... poszedl prad po nogach i znieczulenie zaczelo dzialac.... polozyli mnie na lozku i zaczelo sie sprawdzanie czucia, potem rozciecie i porod....

.... ciagle slyszalam ze mam oddychac dla dobra dziecka....

.....wiedzialam ze mi juz dzidize wyjeli (godz. 11.20) ale nie slyszalam nic.... anastezjolog (cudowny czlowiek) probowal mnie uspokoic, i rozbawic, mowila ze zaraz go wyjma, a ja slyszlama szepty obok.... nagle PLACZ, myslalam ze umre z radosci, przystawili mi malego na 5 sekund do policzka, zdarzylam tylko poczuc jego zapach..... i zabrali go szybkodo inkubatora...

z tego wszystkiego nagle zaczelam sie dusic, szybko podlaczyli mi tlen i juz zaczelam sie uspokajac....

..... pozszywali mnie, umyli i wywiezli z sali...

na korytarzu piersza osoba jaka zobaczylam byl moj maz.....

dzidzie dostalam do karmienia dopiero wieczorem....

dopiero potem dowiedzialam sie ze lekarze mieli tylko kilka minut aby uratowac Michalka, kocham ich za to ze tak szybko podjeli niezbedne dzialania i ze URATOWALI MU ZYCIE....


(no i sie poplakalam)


ufff w koncu udalo mi sie wam cioteczki opisac wydarzenia z 14 stycznia :-) ciezko bylo ale dobrze sie skonczylo....

o tak jak napisala Mika , w zyciu bym nie pomyslala ze beda takie klopoty, calkiem inaczej to sobie wyobrazalam...:-)


ps. a gdy karmilam to plakalam z bolu i klnelam na caly szpital...dziwie sie ze mi dziecko nie ogluchlo:-)

SLOWA UZNANIA DLA TYCH KTORZY PRZEBRNELI PRZEZ TEN OPIS :-)
 
Karlam kurka poryczałam się, dzielna z ciebie dziewczyna. Najważniejsze ze wszystko się dobrze skończyło a Michaś zdrowy i śliczny chłopak rośnie.:tak:
 
Mika85 i Karlam!
Macie racje lepiej jest wiedzieć o takich sprawach wcześniej i móc się na nie przygotować. Czytając to co napisałyście pomyślałam, że to trochę tak jakbyście przeszły przez dwa porody. Nie dosyć, że zaznałyście bólów porodowych to i wszystkie problemy po-cesarkowe też przeżyłyście.
Podziwiam!!!!!
Mika dobrze wiem co czujesz. Ja przez jakieś 3 tyg. po porodzie nie zdawałam sobie sprawy, że ten mały dzieciaczek to ten sam, który był w moim brzuchu. Wiedziałam, że mam dziecko, którym muszę się zajmować ale nie docierało do mnie, że nosiłam go pod sercem przez 9 miesięcy. Denerwowało mnie, że ciągle płacze, że ciągle czegoś ode mnie chce. I pamiętam taką noc. Nosiłam go na rękach chyba ze 4 godziny bo ciągle płakał, w końcu zaczęłam mu opowiadać różne wierszyki, bajki i między innymi opowiedziałam mu o tym jak był w moim brzuszku. przypominałam gdzie byliśmy wtedy, co robiliśmy itp. I wtedy do mnie dotarło,że to jest to dzieciątko, które "sprzedało" mi tyle kopniaczków. Ale się wtedy zryczałam. Wyrzuty sumienia pozostały.
Tak sobie myślę dziewczyny, że to wszystko co było dla nas takie trudne do przeżycia codziennie wynagradzają nam nasze pociechy. Za jeden uśmiech mojego synka mogłabym przeżyć to wszystko jeszcze raz.

hK8ip2.png
 
Karlam poryczałam się czytając opis twojego porodu. Faktycznie żadna z nas idąc na poród nie spodziewa się żadnych komplikacji, mimo iż wiemy, że takowe się zdarzają. Ale zawsze uważamy, że To nam się nie przytrafi. A jak to różnie bywa w życiu, czasem splata nam ono figla. Całe szczęście, że lekarze w szybkim tempie zadecydowali o zrobieniu ci cesarki i o ratowaniu dzieciaczka. Dzięki nim i dzięki tobie, bo przecież zrobiłaś wszystko co w twojej mocy by dotlenić synka, Michaś jest teraz ślicznym i dobrze rozwijającym się chłopcem :tak::-D

Mika masz rację, że jeśli się wcześniej wie o tym, że się będzie rodzić cesarką to można się na to jakoś nastawić. Przynajmniej u mnie tak było, ale też na początku byłam tym załamana. Chcialam rodzić naturalnie, ale nie było mi to dane. Jednak przez dwa miesiące jakoś to sobie wytlumaczyłam i nastawiłam się psychicznie na to, że w taki sposób urodzi się mój synek. Dzięki temu na poród jechałam zupełnie spokojna, o ile można zachować spokój w trakcie skurczów ;-)
 
reklama
Karlam :-( mimo, ze wczesniej mi opowiadalas to i tak sie poryczalam. :zawstydzona/y:
Echh... najwazniejsze, ze wszystko sie dobrze skonczylo.
 
Do góry