reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Nasze Porody... :)

Pryzbelka naprawdę tak dobrze się czujesz po cc? U Ciebie tak jak i u mnie i Stefanki scenariusz dwóch porodów miał miejsce.
Napiszcie jak się czujecie. Ja nadal łykam tabletki przeciwbólowe.
 
reklama
Ewcia, no wlasnie dzisiaj minely dwa tygodnie od porodu i wlasciwie juz nic mnie nie boli, a tabletek w ogole malo bralam (glownie w szpitalu jak mala miala ciezka noc i musielismy ja dlugo na rekach nosic, to sie troche przeforsowalam)
Nie wiem, moze mam taki organizm, bo sama jestem w szoku, ze jedynie czuje delikatne swedzenie w miejscu zszycia.
A w tej chwili, to juz nawet zadnego opatrunku, ani plastra nie mam. Dziewczyny, zycze wam zebyscie tez szybko do siebie doszly po tym cc.:tak:
 
To teraz moja kolej na opowieść
A wiec wstałam w sobote rano i już miałam skurcze ale nie regularne ale tak co 10 min co 15 i były one na tyle dziwne że już wiedziałam że to nadszedł moj czas.
Stwierdziłam że nie będę jechać do szpitala jak to się dopiero rozkręca więc zdążyłam zrobić obiadek przygotować wszystko dla dzieci dać instrukcje na czas mojej nie obecności.
O godz. 15 juz miałam skurcze co 5 min ale zostałam w domku na czas powrotu mojej mamy czyli pojechałam do szpitala o godz. 16:00 a dotarłam do szpitala o 17:00 przez korki w warszawie.
Jak poszłam to powiedzieli mi że nie mam miejsca w szpitalu i że nie wiadomo czy mnie przyjmą a ja odparłam że biorą za mnie odpowiedzialność bo mam skurcze co 3 min i to moje 3 dziecko więc mnie przyjęli.
Po badaniu stwierdzili że mam rozwarcie na 2 cm a skurcze 3 min.
Po jakimś czasie stwierdzili że coś mam ze szyjką bo nie jest mięka i rozwarcie nie idzie a skurcze mam coraz częściej wieć dostała szpryce w pupke i po 2 godzinach miałam skurcze juz co 30 sek ale rozwarcie słabe bo 3 cm poprosiłam o znieczulenie bo już nie miałam siły skurcze był za częste i nie miałam kiedy odpocząć , położna musiała oszukać lekarza aby mi dał znieczulenie bo rozwarcie miałam małe ale za to jestem jej bardzo wdzięczna.
Odpoczęłam troszkę ale to znieczulenie mało mi dało ale już przestałam przeklinać po godzinie znowu powrócił ból silny ale położna mi powiedziała że jak wezmę jeszcze jedną dawkę znieczulenia to opóźnię poród o 3 godzin więc ja odmówiłam i cierpiałam ale już tylko co1 min skurcze się przedłożyły za to rozwarcie szło jak oszalałe była jakoś 10 w nocy i już miałam na 7 cm za jakieś pół godzinki miałam juz na ponad 8 i czekali aż dostane parte i kazali mi czekać jak dostane bo główka była wysoko.
Dostała skurczy partych to położna mówi mi żebym nie parła i oddychała ale ja miałam chyba to gdzieś bo jak dostałam następny skurcz zaczęłam przeć i już główka była nawet czekać nie musieli ogólnie jeszcze jedno dobre pchniecie i córka na świecie była parłam 3 min rekord pobiłam własny po pozostałą dwójkę parłam 10 min.
ale po urodzeniu łożyska było podejrzenie że sie mała część Przykleiła więc znieczuli mnie od pasa w duł innym juz znieczuleniem niż na początku po straciłam czucie w nogach i oczywiście zabieg łyżeczkowanie żadnej wam nie życzę czegoś takiego nie było to przyjemne. Ale mam to już za sobą i się badzo ciesze z tego szybko doszłam do siebie po 4 godz. wstałam z łóżka i starałam się dojść do toalety ale nogi mi odmawiały posłuszeństwa dostałam oczywiści opiernicz bo jak ja moge chodzi jeśli mam leżeć po zabiegu. Mała Magda urodziła się o 23:03 w sobote 22.12 poród według karty w szpitalu trwał 6 godzin a parte 3 min. Mała dostała odrazu 10 pkt. była zdrowym różowym niemowlakiem.
I to tyle co moge napisać o emocjach i przeżyciach w czasie porodu:-);-):tak:
 
We wtorek 18 grudnia o 8 rano zadzwonił mój gin, że jest miejsce w
szpitalu i w ciagu godziny byłam już na izbie przyjęc.
Sama nie wiedziałam co mnie czeka, czy bedzie decyzja o wywołaniu porodu,
czy porobia mi najpierw badania...
mój gin zbadał mnie , zbadał mi wody płodowe - wszystko było ok. szyjka 1,5
cm i rozwarcie na 1,5 palca.
niby coś ale tak na serio za mało bym wylądowała na porodówce.tak więc
znalazłam się na sali z 3 innymi dziewczynami i dowiedziałam się ze lekarze
nie są zbyt chętni na wywoływanie porodu oksytocyną. najpierw czekaja az
samo się rozkręci, a jesli nic sie nie dzieje, zaczynają od czopków
wywołujących skurcze, pozniej zastrzyki itp.
tak więc w srode rano kolejne badanie - masakra...lekarz mówi ze zachęci
dzidziusia..pozniej dostałam zastrzyk.
skurcze pojawiły sie kilka godzin pozniej, niebolesne,
nieregularne..wieczorem przeszły całkowicie...
w czwartek kolejne badanie, kolejne zachecanie dzidziusia(czytaj masaż
szyjki) sprawdzanie wód płodowych, kolejny zastrzyk...
wieczorem skurcze bardzo się nasiliły, były regularne i dość bolesne. około
21.30 poszłam do położnej że chyba się zaczęło. zadzwoniła po lekarza.
zbadał mnie a tam ani pół centymetra zmiany,podłaczyli mi ktg ja zwijam
się z bolu a ten pieprzony aparat nie odczytuje ani jednego skurczu.
lekarz powiedział, że to chyba jeszcze nie te skurcze i ze mam sie zgłosić
do niego za dwie godziny to znow mnie zbada.
byłam juz tak obolała po tych wszystkicha badaniach, masazach itp,
zdołowana całą tą sytuacją ze poszłam do łóżka , zwinęłam się w kłębek i
zasnęłam.
około 3 w nocy obudził mnie ból pleców. po godzinie doszedł ból brzucha,
ale dzielnie wytrzymałam do 7.30. na obchodzi poinformowałam lekarzy i
oczywiscie znow wycieczka pod zabiegowy kolejne badanie...
wody ok, szyjka skrócona na 1 cm i 4 cm rozwarcia.
decyzja NA PORODÓWKE!!!!
czekałam na to od kilku dni a jak usłyszałam to az sie popłakałam.
zadzwoniłam do meza zeby sie szykował.
o 8.30 byłam już na swojej sali porodowej, poznałam położną i jak się
okazało sąsiadke z osiedla na ktorym mieszkamy.
pozniej lewatywa, zakładanie wenflonu i pojawił się valdi.
podłaczyli mnie pod ktg które w koncu pokazało jakies lekkie skurcze. kazali mi chodzic. o godzinie 9.30 przyszedł lekarz, zbadał mnie i stwierdził ze nic nie drgnęło od rana wiec przebije mi pecherz płodowy.
tak tez sie stało i niebawem dostałam skurczy ze mogłabym chodzić po scianach...
o godzinie 11.30 były co minute a szyjka nadal nie wygładzona. cierpiałam straszliwie, skurcze były mocne - mega mocne.połozna co jakis czas masowała szyjke
moj lekarz widząc jak cierpie powiedział ze da mi zastrzyk p. bólowy ale bede musiała wtedy leżec bo moze mi troche zaszumiec w głowie.
tak wiec polozyłam sie i w skurczach mało nie wyrwałam tapicerki łóżka na którym leżałam.
w pewnym momencie ktg zaczeło wyc, spojrzałam a tam tetno dziecka 000000
wpadłam w panike zaczełam krzyczec do valdiego zeby wołał lekarza bo dziecko nie ma tetna...przybiegł lekarz, tetno w miedzyczasie wskoczyło ale bardzo wysokie 180 i spadało do 60.
w ciągu kilku sekund w pokoiku znalazło się kilkanaście osób...czekali na skurcz bo mały tak reagował w czasie skurczu. kolejny raz sie to powtórzyło.
pozniej pamietam ze wszystko działo sie szybko, ktos przebierał mi koszule, ktos zakładał cewnik, podpisywałam zgode na cesarke, ktos robił wywiad dotyczący chorób w rodzinie...
za kilka minut byłam juz na sali operacyjnej. skurcze wciąż mocne , zwijałam sie w bólu a pani anastezjolog spokojnie mowi ze teraz bedzie kłuć i zebym się nie poruszyła... mowie jej ze mam skurcz wiec jak mam sie nie ruszyc...a ona na to ze im szybciej sie wkłuje tym szybciej przestane czuc ból...
echh
valdi był cały czas ze mną.nie czułam juz bólu ale czułam jak wyszarpują mi małego z brzucha.usłyszałam nagle OWINIĘTY PĘPOWINĄ WOKÓŁ SZYJI widziałam jak go niosa ale w pierwszej chwili nawet mi go nie pokazali. lezałam i wciąż pytałam dlaczego on nie płacze...az nagle usłyszałam jego krzyk...
to niewyobrazalne uczucie, emocje strach nie potrafie tego opisac.
mały pojechał w inkubatorku troszke się dotlenic gdyz miał nieco siny kolor, ja zostałam zszyta i przewieziona na sale pooperacyjną.
koszmarna pierwsza doba...pozniej juz z małym na sali, było nieco lepiej
teraz juz zapomniałam o tym, czy może raczej to wspomnienie juz tak nie boli, ale dziekuje Bogu ze stało sie jak sie stało, ze mały jest zdrowy bo nie wiadomo czy poród naturalny byłby odpowiedni.
tak miało być.
jedno jest pewne jesli chodzi o moje doświadczenie : drugi poród wcale nie jest łatwiejszy. jedynie to akcja postępowała szybciej.
 
o kurcze viki to ty tez nie mialas lekko :no:
ewa jesli chodzi o mnie i cesarke to ja nie odczuwam szczegolnych boli czy cos takiego. dzis zdejmuje ta folie opatrunkowa bo piata doba po zabiegu bedzie. jak sie czasem zrywam szybko z lozka albo cos to czuje jak mnie ciagnie blizna ale z innymi sprawami nie mam (odpukac) problemow. aaa tylko nogi mam okropnie spuchniete. powiem wam szczeze ze po porodzie jak polozna przyszla dac mi przeciwbolowe to ja powiedzialam ze nie biore, ze mnie az tak nie boli itd. moze to wynika z tego ze ogolnie nie biore srodkow p.bolowych. ale polozna powiedziala ze w 1 dobie powinnam w razie czego i wzielam a pozniej dostalam swoj osobisty kluczyk do swojej apteczki zebym sama sobie dozowala i te tez dali mi do domu wiec w razie co mam.
wiekszy problem mam z piersiami ale moze i z tym sobie poradze. dzis byla u mnie polozna i pokazywala mi jak najlepiej karmic to moze sie w koncu naucze!!
 
u mnie jeśli chodzi o szew to nie mam zadnego opatrunku już od drugiej doby. szwy mam rozpuszczalne i z tego co widze juz w większosci poznikały a rana się zablizniła. oczywiscie do całkowitego zrosniecia jeszcz etroche no ale jakos szczegolnie nie daje mi sie we znaki.
u mnie gorzej z bólem pleców. przeforsowałam sie w drugiej dobie w szpitalu bo prawie cała noc nie mogłam spac, karmiłam malego na siedząco, nie opierając sie o nic, a pierwszą dobe przelezałam podłączona do kroplówek i nie wolno bylo mi sie ruszyc..natomiast łózko na ktorym lezałam pozostawiało wiele do zyczenia..
tak wiec teraz kręgosłup daje się we znaki no i czasem ból głowy.
staram sie normalnie funkcjonowac ale jak mały mlekojad co godzine domaga sie cyca rano jestem padnieta na maksa...
 
Jesli chodzi o moj porod to teraz mi sie wydaje, ze nie bylo tak zle :tak::tak: W ksiazeczce mam napisane, ze I okres trwal prawie 4 godziny, a II - 30 minut, ale w rzeczywistosci bolesna czesc trwala niecale 2 godziny.
Obylo sie bez znieczulenia bo akcja postepowala strasznie szybko - az sie polozna przestraszyla, ze przesadzila z tempem tloczenia we mnie oksytocyny i w sumie przy porodzie bylo obecne 3 polozne i 2 lekarzy.
Tak w ogole to porod zaczynalam 3 razy i 3 razy sie wyhamowywalo. Ale ze szpitala nie chcieli mnie wypuscic, bo maly od czasu do czasu mial bardzo duze spadki tetna i nie wiedzieli do konca co sie dzieje. Potem sie okazalo, ze mial szyjke owinieta pepowina. Na szczescie w czasie porodu to go nie poddusilo i urodzil sie jak najbardziej zdrowy.
W czwartek rano, ok 9 lekarz przebil mi pecherz plodowy i mielismy czekac az sie samo rozkreci. Jednoczesnie przygotowywano mnie do cesarki (bo te spadki tetna i ogolnie "bo jestem ruda", a z rudymi pacjentkami podobno nigdy nic nie wiadomo). Nie moglam jesc, bylam podlaczona do roznych kroplowek i w sumie to strasznie sie tym denerwowalam. No i bylam strasznie glodna.
Okolo 12 polozna stwierdzila, ze zaraz ona sie za mnie wezmie i jak bede sie jej sluchac to bedzie bolesnie, ale szybko. Po konsultacjach z lekarzem ok 13 podlaczyla mi oksytocyne i powiedziala, zebym dzwonila do meza to poskaczemy sobie na pilce i poczekamy na mocniejsze skurcze. Jak B. przyjechal o 13:30 to ja juz lezalam na podlodze i sie darlam w nieboglosy bo skurcze mialam wlasciciwie non-stop (a potem kilkuminutowe przerwy w ogole bez zadnej regularnosci). Potem pamietam, ze poszlimy pod prysznic, gdzie tez ostro cwiczylam pluca, az przyszla druga polozna, duzo spokojniejsza i jakos razem odychalysmy.
Potem ok 14:30 wrocilysmy na sale, mialam juz rozwarcie 8cm, polozna sprobowala mi zrobic masaz szyjki, ale sie wyrwalam i podkurczylam pod siebie nogi po czym malo nie spadlam z lozka. Podobno bardzo sie awanturowalam i krzyczalam, ze jestem glodna i zeby mi dali jesc :-):-) Mialam tez raczej bledny wzrok bo polozne rozmawialy miedzy soba, ze nic juz do mnie nie dociera ;-) Dostalam zastrzyk na rozwarcie szyjki i o 14:50 mialam juz parte bole. Jednoczesnie zdretwialy mi konczyny i twarz i rzeczywiscie zaczelam odplywac. Wydawalo mi sie, ze nie potrafie przec i nie robie tego dobrze i bylam pewna, ze nie mam sily na to zeby wypchnac malucha. Polozna i lekarz krzyczeli, zeby przec mocniej a ja wlasciwie nie wiedzialam o co im chodzi. Potem przyszedl drugi lekarz i jakos lepiej mi to wszystko wytlumaczyl, potem B. zauwazyl, ze przy drugim i trzecim parciu nie nabieram nowego oddechu i o to wszystko sie rozbija. No i wtedy to juz wystarczyly 2 skurcze i o 15:25 Lukasz wystrzelil jak z katapulty :-):-) Jeszcze pamietam, ze wczesniej B. powiedzial, ze widac glowke co mnie mocno podbudowalo.
Jak tak wystrzelil to poczulam taka fantastyczna ulge, jejku jak mi bylo dobrze :-D:-D
Potem na troche polozyli mi go na brzuszku - wydawal mi sie byc olbrzymi!! B. przecial pepowine i oddalil sie z lekarzami, a ja zostalam i szczerze mowiac to czesc porodu, ktora najgorzej wspominam. Czulam sie jak ranne zwierzatko - zaczelam grymasic, nie chcialam sie dac zszyc, wszystko mnie bolalo i chcialam juz zeby mi oddali dzidziusia. Poza tym czulam jak strasznie krwawie, co bylo fatalnym fatalnym uczuciem. No ale trwalo to moze 20 minut - jak juz zszyli szyjke to potem mniej bolalo, zaraz potem dostalam Lukasza i zostawili nas w spokoju, tylko na chwile przyszla polozna pokazac jak przystawic malucha do piersi.
No. To chyba na tyle, lece bo maluch glodny.
 
Mj porud był naprawdę lekki i łatwy. W piątek pod wieczr wypiłam olej rycynowy i dostałm skurczy ale po dwuch godzinach przeszły więc poszłam spać. po trzeciej nad ranem obudziłam się czując bl pdbrzusza z mniej więcej częstotliwością co pięć minut. Ale nie były to bardzo moocne skurcze więc byłampewna że mi przejdą. Ale do szstej rano wciąż trwały i robiły się coraz regularniejsze i trochę bardziej bolesne więc obudziłam męża i pojechaliśmy do szpitala. Tam podłączyli mnie do ktg ktre wykazało skurcze w miarę regularne ale dość słabe. Jednak uznali że prd się zaczął bo rozwarcie miała nieco większe niż na trzy palce. Około dziewiątej przygotowana do porodu przeszłam na salę porodową gdzie podali mi małą dawkę oksytocyny i wtedy wszystko ruszyło błyskawicznie. Skurcze parte trwały pięć minut i malutki już był z nami. Cały pord trwał trzy godziny i pięć minut a ja nie miałm żadnych cięć ani pęknięć jedynie dwa otarcia. Tak więc porod ani mnie nie zmęczył ani nic mnie po nim nie bolało. Od samego początku byłam całkowicie sprawna. Naprawdę wszystkim życzę tak wspaniałego, szybkiego porodu.
 
reklama
Ok. a więc teraz moja kolej na opis (puki mała śpi –może zdąże)

Uprzedzam, będzie baaardzo długaśny opis;-)


Jak dla mnie poród był przez pierwsze 10 godzin koszmarny, a przez ostatnią godzine wręcz śmieszny.
Ale może zacznę od dnia poprzedzającego poród tj do Wigilii. Wdedy dostałam już znak, ale go przeoczyłam… usiedliśmy do stołu, zjadłam barszczyk, karpika i zabrałam się do moich ulubionych pierogów… zjadłam jednego i… hmm no tak mi smakowały, że mimo przeczucia że zaraz zwymiotuje władowałam w siebie jeszcze 3, no i niestety ale wyladowałam w kiblu haha. Zwymiotowałam całą wigilie :-D;) Aż mi głupio było że mamuska pomyśli że mi nie smakowało, ale mama się zaczela tylko śmiac:-D.
No ale głupkowata Agata wieczorem wpadła na idiotyczny pomysł aby pojechać do B i podzilic się opłatkiem z jego rodziną… B na mnie z gębą, że jestem niepoważna, że on się nie zgadza żebym jeździła pociągiem po terminie, żebym się nie ważyła przyjeżdżać bo mnie do domu nie wpuści!!! No ale ja najmądrzejsza na całym świecie, zebrałam się , spakowałam i heja na pociąg który odjeżdżał z Krakowa o 22.20. Moja mama, tata babcia i wszyscy żebym nie jechala, że mogę w każdej chwili urodzić, ale ja swoje. No ale ciul, dojechałam i było wszystko ok. Do godziny 4 w nocy grałam w wyścigi na kompie, położyłam się spać.
O godzinie 6 rano (2 godziny pospalam) obudziły mnie skurcze!!:szok: Najbardziej przerażające było to, że były od kopa co 5 minut!!:szok: No i siedze licze… co 5, co 3 co 4 minuty i modle się żeby mi przeszło, że mi się tylko to śni… ale dupa, brzuch bolał już tak zesie położyc nie mogłam. I taka wystrachana Se myśle że mnie wszyscy zabiją i będzie „a nie mówiłam/em. Więc budze B i mówie że się zaczęło, na co ten „aha wiedziałem, trzeba dzwonnic po twoich rodziców” po czym zasnął hahahah.:-D:-D No ale obudziłam go -to było około 8 rano nie wiedzieć czemu, ale dostaliśmy takiej głupawki że szkoda gadac.... No i zadzwoniłam w koncu do mamy, a ta się zaczela śmiac… ;) w godznike byli już po mnie z torbą i wszystkim do szpitala. No to cheja do szpitala, a że szpital mam pod domem to mowie ze chce jeszcze się wykąpac w domu. Wykąpałam się zjadłam sniadanie, wypiłam Se jeszcze kawke i zadowolona mowie ze jeszcze nie jade bo za wczesnie (skurcze co 4 minuty) W domu mnie chumor wziął i mogole B mnie tak rozśmieszał że ąz mnie wkurzał… no ale o 12 już bolała tak ze musiałam się zebrac.
Na oddzial przyjeli mnie przed 13, zrobili KTG a ja już z bulu syczałam przy skurczach, a położna nato że to są dopiero skurcze takie na 50% mocy…:szok: to Se myśle chyba ją porabało, ja już ledwo leże a ta że to małe skurcze!!:wściekła/y: Położna zbadała, zrobiła ten słynny masażyk szyjki i stwierdziła że rozwarcie dopiero na 1 paluszek… mowi ze może jeszcze do domu mnie odeślą zależy od lekarza. No ale władowałam się na fotel i zanim lekarka do mnie doszła to mi krew poleciała. No to siup od kopa na sale porodową… B odesłali do domu bo to jeszcze potrwa, wiec mialam napisac sms kiedy ma przyjść. No i siedziałam sobie w tym boxie porodowym sama, dali mi piłke sako bo na krzesle nie pozwolili no to sobie sioedzialam i syczałam co 4 minuty. Co jakis czas KTG i masaże szyjki. Postępowało nawet dość szybko podobno bo ok. 15 mialam już rozwarcie na 2 palce. Zadzwoniłam do B żeby przyszedł bo miedzy skurczami się nudze strasznie. No i przyszedł ok. 15,30 a ja już z bólu się wiłam. Ok. 17 rozwarcie już na 3 palce a ja gryzłam fotel na skurczach!!! Poprosiłam o zastrzyk przeciwbólowy, dali w dupsko i ***** z tego było bo nic nie uśmierzyło, a tylko zatrzymało akcje!!!:wściekła/y: Potem dwukrotnie bylam na 30 minutowych sesjach pod prysznicem. Wtedy to już darłam gębe jak cholera i myślałam że wyrwe poręcz pod prysznicem!! Po malu czułam że odpływam, podobno oczy wywalałam do góry, po prostu już traciłam świadomość… B dzielnie wspierał i liczył skurcze bo ja już nie byłam w stanie…nawet mnie wkurzał bo mówił "o zaraz Ci sie skurcz zacznie":wściekła/y:tak sie przejął swoją rolą:-D a ja darłam się i klnęlam z bólu. B poszedł do położnej spytac o ZZO i ile trzeba by zapłacić, na coi ta „niech Agata mocno krzyczy jak przyjdzie lekarka ją zbadać, to dadzą jej ZZO za darmo, tylko musi być ją słychać” –Kochana kobieta!:tak::tak::tak: Przyszła lekarka na masażyk, akcja oczywiście stanęła w miejscu, ja się dre, a ta cisza o ZZO no i poszła:wściekła/y:. A ja na tej piłce przy łóżku myślałam że powyrywam uchwyty z łóżka (łokcie miałam od tego pozdzierane jeszcze przez 2 tyg po porodzie) Miedzy skurczami normalnie mi głowa opadała na łóżko ze zmęczenia i niewyspania. Ból jak dla mnie nie do przejścia, normalnie krzyczałam (w sumie wcale nie tak głośno)i klnęlam. Miedzy skurczami płakałam że już nie dam rady dłużej, że zaraz umre, trzęsłam się cała jak bym miala konwulsje z zimna i przemęczenia. Płakałam i mówiłam że zaraz umre, błagając B żeby mi pomógł…:zawstydzona/y: Przyszła lekarka i B ją zagadał o ZZO, na co ta „no niema problemu, my możemy dać ZZO ale to Pani Agata musiała by wyrazić taką ochote na zzo” „ a w sumie to akcja się zatrzymała u Pani więc to na pewno jeszcze potrwa dość długo” od razu mi wróciły chęci do życia!!! No ale okzalo sie że to tak szybko się nie uda bo nie mam badania na krzepliwość zrobionego… wiec pobrali krew, podłączyli kroplówke nawadniającą, podali mi tlen do oddychania bo widzieli ze odpływam i kazali wytrzymac do momentu az krew zbadają. Miedzy czasie przebili mi na skurczu pęcherz płodowy, woody aż trysnęły zemnie ;) i kazali czekac…
Aha zapomniałam dodać że od poczatku miałam bóle krzyżowe... chyba najgorsze z najgorszych -podobo. No mówie wam totalna porażka, myślałam że mi kręgosłup wytarga spod skóry i były tak mocne że promieniowały mi aż na całe uda do samych kolan..., w rezultacie czego podczas skurczu niemogłam ustać na nogach bo mi uda "wyrywało", dlatego cały poród przesiedziałam na piłce...
No wiec powiłam się z bólu jeszcze chyba ze 2 godzinki po czym przyszły wyniki ii anestezjolog. = moje zbawienie. poprosiłam żeby zaczekam az mi skurcz przejdzie i dopiero się wbijał bo nie usiedze w bezruchu… Wbił się w kręgosłup za pierwszym razem, ale Itak to trwalo tyle ze przyszedł skurcz i niestety zaczelam się wyrywac… ale wszystko się udało. To było ok. godziny 21.
Dostalam skurcza i boli jak przedtem, Se mysle no ja pier**** to nie dziala, ale drugi był już słabiutki a trzeciego już w ogóle nie poczułam:-);-):tak:.
Od razu się podobno zmieniłam, uśmiech na twarzy, oczy błyszczące i zaczelam żartować i śmiac się. Skurczy już nie czułam ani ciut, lekarka się bala ze będzie problem z parciem bo ja nic nie czuje, ze znieczuliło mnie strasznie. Zbadała i stwierdzila ze mam caly pęcherz wypełniony i czy nie czuje że mi się chce siku?? Na co ja że nieee:no: a ona to będzie problem, bo główka napiera na pęcherz i może się nie udac wysikac, a wtedy cewnik…
Spytali czy czuje nogi i czy do kibla dojde, na co ja że jasne:cool2: ze dojde przeciez ruszam i zginam nogi:cool2:. Usiadłam, wstałam (po moich bokach położna i lekarz) zrobiłam jednego kroka i mówie spoko:cool2::cool2::cool2:, chodze wiec jest Oki.:cool2::-D Zrobiłam drugiego kroka i……………. zaliczyłam glebe…:-D:-D:-D Złapali mnie w ostatniej chwili bo bym gębą zaryła o podłoge (updałam na kolana i już leciałam na twarz) Normalnie się kolana podemna ugięły i bezwładnie upadłam. Zaczęłam się śmiac jak debilka, a położna normalnie wystraszona jak niewiem co hahaha.:-D Wiec kazali mi się wysikać do basenu. Kucnęłam, cisne, cisne a tu dupa, nic nie czuje… No ale costam podobno się wysikałam. Wstałam, lekarz i położna mnie pod ręce i prowadzili mnie do łóżka bo już praktycznie wiłam nogami po ziemi… kazali leżec.
 
Do góry