Spróbuję tak na szybko opisać mój poród
w czwartek jak wiecie pojechałam do szpitala bo zaczynałam już czuć słabiej ruchy.
oczywiście dotarłam tam dopiero na 18 bo m. się z pracy nie mógł wyrwać. Po drodze kupiłam olej rycynowy bo byłam przekonana że tego dnia jeszcze nie podejmą decyzji o wywołaniu więc spróbuje sama coś zdziałać, ale się pomyliłam
. Lekarz uznał że nie ma na co czekać bo jest już po terminie sporo a jeśli nawet nie to w terminie. Na noc założyli mi cewnik foleya czy coś takiego co miało doprowadzić do rozwarcia na 3 palce. strasznie się tego bałam bo wcześniej jak byłam w szpitalu to dziewczyny które miały to zakładane strasznie jęczały że to boli. Jak się okazało założenia w ogóle nie poczułam a potem to może ze dwa razy zabolało jak bym miała skurcze
było ok
Rano o 7 podłączyli mi kroplówkę i ktg na którym wyszło że i bez kroplówki mam skurcze co 5 minut więc akcja zaczęła się sama. ale ja nic nie czułam. Obok rodziła dziewczyna którą bardzo bolało a ktg skurczów nie wykazywało.
(a props ona urodził o 10.30 - też szybko) M. dojechał do mnie dopiero na 11 ale to już akcja się rozwineła konkretnie bo miałam może ze trzy skurczeco 3 minuty a za chwilę już co minutę. siedziałam sobie na piłce. Lekarzy na dyżurze było 3 i każdy mówił co innego w każdym bądź razie stwierdzili że jeszcze tak szybko nie urodzę bo głowa nie schodzi.
gdzieś koło godziny 12 tak mi się słabo zrobiło że musiałam się położyć, a położne mówiły że jak będę leżeć to będzie trwać dłużej. Ale ja nie mogłam zejść z łóżka . Więc pozwoliły mi uklęknąć na łóżku. Bolało tak że prawie gryzłam poduszkę.I całe szczęście że nie zeszłam bo bym urodziła na podłogę. Dwa skurcze parte i mały wyskoczył a położna stała z brzytwą w ręku zaskoczona bo nie zdążyła zrobić nacięcia. (no i teraz cierpię z tego powodu ech) Żaden lekarz tez nie zdążył dobiec
dopiero na zszywanie
Zdziwieni że to już
no i coś co miało trwać ich zdaniem bardzo długo nie trwało nawet 5 minut
całe szczęście już mam to za sobą