sylwia.m
Szczęśliwa Mamusia:))
Agorana no super powiedział Pewnie lekarza zatkało trochę
Tak wzięło mnie na wspominki i wkleję Wam opis mojego porodu, który tez mam na kompie zapisany
Jak nie macie ochoty to nie czytajcie bo troszkę przydługa opowiesc
To było tak dawno a ja pamiętam jakby było wczoraj
Termin miałam na 30 listopada. Do samego końca nie miałam ani bóli przepowiadających ani żadnych innych objawów mówiących o zbliżającym się porodzie. Praktycznie od początku ciąży wszyscy mi wkręcali że urodzę 3 grudnia, bo tego dnia urodziła się moja matka chrzestna, moja siostra i jej syn a mój chrześniak
Termin porodu oczywiście minął i nic W niedzielę 2 grudnia byłam na przyjęciu urodzinowym mojego chrześniaka. Godzina 18 a ja czuję jak coś ze mnie leci, ale niedużo, więc czekam. Tak sączyło się ze mnie przez jakis czas. Zadzwoniłam na porodówkę. One powiedziały mi żebym poczekała jeszcze godzinę i wtedy zadzwoniła, więc tak zrbiłam. Po godzinie nic się nie zmieniło więc pojechaliśmy do szpitala Tam ona wzięła moją podpaskę i po tym stwierdziła że to nie są wody Raczyli jednak zbadac mnie dokładnie. W międzyczasie byliśmy podłączeni pod KTG. Jak położna weszła z taaaką wielką latarką to my tak zaczęliśmy się śmiac że aż pasy obsunęły mi się z brzucha i maszyna zaczęła wyc Przy badaniu stwierdziły że to jednak wody.
Dały mi wybór że moę przyjechac na porodówkę z rana albo dopiero za 72godziny. Ja w czasie ciąży naczytałam się że im dłużej dziecko jest bez wód tym gorzej więc zdecydowałam się przyjechac z rana
Wróciliśmy do domu i poszliśmy spac. W nocy zaczęły mi się lekkie skórcze, które z rana kompletnie ustały O 10 wzieliśmy torbę i gzrecznie pojechaliśmy rodzic. Wszystko na spokojnie. Zaprowadzili nas do naszego pokoju i zaczeli robic te wszystkie potrzebne badania. Poniewaz nie miałam ani skórczy ani rozwarcia najpierw posmarowali mi szyjkę jakimś żelem na rozmiękczenie i kazali spacerowac. Musiałam tylko wracac co pół godziny na sprawdzenie tętna. O 14 zaczęły się dośc silne skórcze ale nadal szyjka nie rozwarta więc musiałam dalej spacerowac. O 17 zdecydowali podac mi Oksytocynę. Ja od razu chciałam znieczulenie ale miałam pecha bo anestezjolog musiał asystowac przy cesarce czy gdzieś tam. Po tej kroplówce zaczęły się tak zaj.....te skórcze że ja aż połóżku się rzucałam. Z tego okresu trochę też film mi się urwał, pamiętam tylko wyrywkowo. Rafał oczywiście pomagał mi jak tylko mógł. Przytrzymywał maskę z gazem, podawał wodę, liczył minudy międzio skórczami ( tak jak potem o tym gadaliśmy to zrozumiałam jak ciężkie było dla niego to przeżycie mimo że bólu nie czuł, każde dwie munuty dla mnie mijały jak sekundy a dla niego to była wiecznosc) Spisał się na medal. Zresztą tak jak położne mnie denerwowały to Rafała słuchałam baardzo uważnie. Jak mówił oddychaj to ja oddychałam, jak mówił napij się to ja piłam.
No i tak leżałam w tych bólach do 23. Wtedy przyszło wreszcie znieczulenie. Potem to już było z górki Pełen luzik.gadaliśmy sobie między skórczami i było dużo śmiechu) O 2.50 jak już szyjka była wystarczająco rozwarta zaczął się poród właściwy. Położna mówiła że nadchodzi skórcz a ja parłam. Myślałam że mi głowa pęknie ale co tam, byłam dzielna i się tym nie przejmowałam. Po 50 minutach Marcel był już z nami
I to bł najpiękniejszy moment. Nie myślałam już kompletnie o bólu. Patrzałam na mojego Syna na którego czekaliśmy aż 9 miesięcy. Z wrażenie trzęsłam się jak galareta a On tak patrzał na mnie i powolutku poruszał powiekami (teraz na wspomnienie tego momentu łezki ciekną mi po policzkach) Za chwilę położne wzięły Go do badania i umycia. Po chwili dostałam Go golusieńkiego. Miał niską temperaturę ciała i musiałam Go dogrzac "skóra do skóry". Och, to było coś pięknego.
No i tak został do teraz 24/h razem Jak śpi dłużej niż godzinę to ja już tęsknie za nim
Spóźniliśmy się na 3 grudnia o 3 godziny i 41 minut
Tak wzięło mnie na wspominki i wkleję Wam opis mojego porodu, który tez mam na kompie zapisany
Jak nie macie ochoty to nie czytajcie bo troszkę przydługa opowiesc
To było tak dawno a ja pamiętam jakby było wczoraj
Termin miałam na 30 listopada. Do samego końca nie miałam ani bóli przepowiadających ani żadnych innych objawów mówiących o zbliżającym się porodzie. Praktycznie od początku ciąży wszyscy mi wkręcali że urodzę 3 grudnia, bo tego dnia urodziła się moja matka chrzestna, moja siostra i jej syn a mój chrześniak
Termin porodu oczywiście minął i nic W niedzielę 2 grudnia byłam na przyjęciu urodzinowym mojego chrześniaka. Godzina 18 a ja czuję jak coś ze mnie leci, ale niedużo, więc czekam. Tak sączyło się ze mnie przez jakis czas. Zadzwoniłam na porodówkę. One powiedziały mi żebym poczekała jeszcze godzinę i wtedy zadzwoniła, więc tak zrbiłam. Po godzinie nic się nie zmieniło więc pojechaliśmy do szpitala Tam ona wzięła moją podpaskę i po tym stwierdziła że to nie są wody Raczyli jednak zbadac mnie dokładnie. W międzyczasie byliśmy podłączeni pod KTG. Jak położna weszła z taaaką wielką latarką to my tak zaczęliśmy się śmiac że aż pasy obsunęły mi się z brzucha i maszyna zaczęła wyc Przy badaniu stwierdziły że to jednak wody.
Dały mi wybór że moę przyjechac na porodówkę z rana albo dopiero za 72godziny. Ja w czasie ciąży naczytałam się że im dłużej dziecko jest bez wód tym gorzej więc zdecydowałam się przyjechac z rana
Wróciliśmy do domu i poszliśmy spac. W nocy zaczęły mi się lekkie skórcze, które z rana kompletnie ustały O 10 wzieliśmy torbę i gzrecznie pojechaliśmy rodzic. Wszystko na spokojnie. Zaprowadzili nas do naszego pokoju i zaczeli robic te wszystkie potrzebne badania. Poniewaz nie miałam ani skórczy ani rozwarcia najpierw posmarowali mi szyjkę jakimś żelem na rozmiękczenie i kazali spacerowac. Musiałam tylko wracac co pół godziny na sprawdzenie tętna. O 14 zaczęły się dośc silne skórcze ale nadal szyjka nie rozwarta więc musiałam dalej spacerowac. O 17 zdecydowali podac mi Oksytocynę. Ja od razu chciałam znieczulenie ale miałam pecha bo anestezjolog musiał asystowac przy cesarce czy gdzieś tam. Po tej kroplówce zaczęły się tak zaj.....te skórcze że ja aż połóżku się rzucałam. Z tego okresu trochę też film mi się urwał, pamiętam tylko wyrywkowo. Rafał oczywiście pomagał mi jak tylko mógł. Przytrzymywał maskę z gazem, podawał wodę, liczył minudy międzio skórczami ( tak jak potem o tym gadaliśmy to zrozumiałam jak ciężkie było dla niego to przeżycie mimo że bólu nie czuł, każde dwie munuty dla mnie mijały jak sekundy a dla niego to była wiecznosc) Spisał się na medal. Zresztą tak jak położne mnie denerwowały to Rafała słuchałam baardzo uważnie. Jak mówił oddychaj to ja oddychałam, jak mówił napij się to ja piłam.
No i tak leżałam w tych bólach do 23. Wtedy przyszło wreszcie znieczulenie. Potem to już było z górki Pełen luzik.gadaliśmy sobie między skórczami i było dużo śmiechu) O 2.50 jak już szyjka była wystarczająco rozwarta zaczął się poród właściwy. Położna mówiła że nadchodzi skórcz a ja parłam. Myślałam że mi głowa pęknie ale co tam, byłam dzielna i się tym nie przejmowałam. Po 50 minutach Marcel był już z nami
I to bł najpiękniejszy moment. Nie myślałam już kompletnie o bólu. Patrzałam na mojego Syna na którego czekaliśmy aż 9 miesięcy. Z wrażenie trzęsłam się jak galareta a On tak patrzał na mnie i powolutku poruszał powiekami (teraz na wspomnienie tego momentu łezki ciekną mi po policzkach) Za chwilę położne wzięły Go do badania i umycia. Po chwili dostałam Go golusieńkiego. Miał niską temperaturę ciała i musiałam Go dogrzac "skóra do skóry". Och, to było coś pięknego.
No i tak został do teraz 24/h razem Jak śpi dłużej niż godzinę to ja już tęsknie za nim
Spóźniliśmy się na 3 grudnia o 3 godziny i 41 minut