Nie wiem od czego zaczac...wiem jedno musze z kims porozmawiac bo dusze w sobie mysli , i bardzo potrzebuje rozmowy z kims kto mnie zrozumie.
W kwietniu 2007 roku nagle dostalam bóle porodowe. wtedy nie mialam jeszcze pojecia ze zaraz urodze synka.To byl 27 tydzien ciazy. Pamietam ze to byl piekny , sloneczny i cieply dzien...piatek.
Ja bylam bardzo mloda i niedoswiadczona, nie mialam skonczonych 20tu lat, to byla moja pierwsza ciaza.
do konca wszystko przebiegalo idealnie. wszystkie badania,moje samopoczucie - super.
I nagle te bole... z niczego...wezwanie karetki .... reszta dziala sie jak w filmie.W szpitalu szybkie przygotowanie na porodowce i slowa lekarza :gdzie ten brzuch? to jest ciezarna? zaraz odeszly mi wody ... pamietam jak blagalam w bolach zeby mnie uspac.. anestezjolog powiedziala ze juz mnie usypia i spytala czy zdaje sobie sprawe ze dziecko bedzie mialo 30 procent szans na przezycie...a ja zastanawialam sie o czym ona mowi? ....boli......co sie dzieje?? jak to rodze? ale dopiero kwiecien a ja mialam termin na koniec lipca ...
po obudzeniu powiedziano mi ze dziecko zyje ale stan jest bardzo ciezki - i beznadziejny. 1 punkt w skali apgar za bicie serduszka.
Jeszcze tego samego dnia zostal przewieziony do specjalistycznego szpitala jakies 70 kilometrow odemnie.
Ja zostalam sama.z pusta w brzuchu i bolem...maz pojechal na drugi dzien i zrobil zdjecie komorka...dopiero wtedy pierwszy raz zobaczylam mojego synka...mial sina glowke, od wylewow 4-tego stopnia.
Ja lezalam i modlilam sie zeby wyjsc z tego szpitala jak najszybciej i pojechac zobaczyc Go.
pierwszy raz zobaczylam mojego syneczka po tygodniu... bylam w szoku.Nie wierzylam ze to On i ze jest taki malutki.Lekarze byli przerazajaco szczerzy. Zadnych szans: "szczerze zyczymy wam zeby odszedl jak najszybciej. po takich wylewach bedzie roslinka. a co to za zycie dla niego? i dla was? jestescie mlodzi bedziecie miec jeszcze duzo dzieci" Wrócilam do domu i zaczelam czytac w internecieo wczesniakach o ich szansach i o tym jak potem moze wygladac ich zycie... codziennie 3 razy dzwonilismy zapytac o : "stan dziecka"raz byl umierajacy,raz dawali jakis cien szansy .... stracilam kilka dni nie wiem 3,4 w domu i przed telefonem. bylam obolala, spalam i myslalam czasem ze to tylko sen.. i w koncu jedna doswiadczona mama na forum powiedzialam mi tak oczywista rzecz : jedz do niego badz przy nim, on cie teraz potrzebuje!!!
Boze jakie to bylo proste. pojechalam,zamieszkalam u kolezanki.
Sipewalam mojemu synkowi, nucilam mu, dotykalam Go delikatnie, wypowaiadalam slowa ktore czesto mowilam w ciazy jak chocby imie jego tatusia. wierzylam mocno ze on czuje ze jestem przy nim.
polozna ktora odebrala jego porod, nadala mu na imie Adas. A ja balam sie to zmienic balam sie zmieniac cokolwiek......
spedzilam dwa dni z moim synkiem.Trzeciego dnia poszlam jak zwykle a w drzwiach zdziwiona pani doktor przy obecnosci innych rodzicow powiedziala mi : jak to pani przyszla odwiedzic dziecko? to pani nie wie? Adas umarl tej nocy. nie potrafie powiedziec co wtedy czulam nie potrafie nawac tego uczucia. dostalam jakies dokumenty i uslyszlaam : jak nie chce pani aby zrobic sekcje prosze napisac podanie. tu ma pani dokumenty potrzebne do aktu zgonu.... wyszlam zaplakana, zrozpaczona, i zastanawialam sie co dalej? stalam na korytarzu wielkiego szpitala i nie wiedzialam w ktora strone mam isc? zastanawialam ise gdzie jest moj syn teraz? dlaczego nikt nie pozwolil mi sie z nim pozegnac?
Minelo 4 lata.... na pomniku Adas..... do tej pory nie moge przyzwyczaic sie do tego imienia.przez ten czas byly momenty ze plakalam po nocach i szukalam powodow dlaczego tak sie stalo? <ZADEN LEKARZ NIE BYL W STANIE MI ODPOWIEDZIEC DLACZEGO URODZILAM PRZEDWCZESNIE> Ostatnio wybralam sie do szpitala gdzie On lezal .... wrcocily wspomnienia... Znow boli... szukam osob ktore mnie zrozumieja, albo choc wysluchaja...
W kwietniu 2007 roku nagle dostalam bóle porodowe. wtedy nie mialam jeszcze pojecia ze zaraz urodze synka.To byl 27 tydzien ciazy. Pamietam ze to byl piekny , sloneczny i cieply dzien...piatek.
Ja bylam bardzo mloda i niedoswiadczona, nie mialam skonczonych 20tu lat, to byla moja pierwsza ciaza.
do konca wszystko przebiegalo idealnie. wszystkie badania,moje samopoczucie - super.
I nagle te bole... z niczego...wezwanie karetki .... reszta dziala sie jak w filmie.W szpitalu szybkie przygotowanie na porodowce i slowa lekarza :gdzie ten brzuch? to jest ciezarna? zaraz odeszly mi wody ... pamietam jak blagalam w bolach zeby mnie uspac.. anestezjolog powiedziala ze juz mnie usypia i spytala czy zdaje sobie sprawe ze dziecko bedzie mialo 30 procent szans na przezycie...a ja zastanawialam sie o czym ona mowi? ....boli......co sie dzieje?? jak to rodze? ale dopiero kwiecien a ja mialam termin na koniec lipca ...
po obudzeniu powiedziano mi ze dziecko zyje ale stan jest bardzo ciezki - i beznadziejny. 1 punkt w skali apgar za bicie serduszka.
Jeszcze tego samego dnia zostal przewieziony do specjalistycznego szpitala jakies 70 kilometrow odemnie.
Ja zostalam sama.z pusta w brzuchu i bolem...maz pojechal na drugi dzien i zrobil zdjecie komorka...dopiero wtedy pierwszy raz zobaczylam mojego synka...mial sina glowke, od wylewow 4-tego stopnia.
Ja lezalam i modlilam sie zeby wyjsc z tego szpitala jak najszybciej i pojechac zobaczyc Go.
pierwszy raz zobaczylam mojego syneczka po tygodniu... bylam w szoku.Nie wierzylam ze to On i ze jest taki malutki.Lekarze byli przerazajaco szczerzy. Zadnych szans: "szczerze zyczymy wam zeby odszedl jak najszybciej. po takich wylewach bedzie roslinka. a co to za zycie dla niego? i dla was? jestescie mlodzi bedziecie miec jeszcze duzo dzieci" Wrócilam do domu i zaczelam czytac w internecieo wczesniakach o ich szansach i o tym jak potem moze wygladac ich zycie... codziennie 3 razy dzwonilismy zapytac o : "stan dziecka"raz byl umierajacy,raz dawali jakis cien szansy .... stracilam kilka dni nie wiem 3,4 w domu i przed telefonem. bylam obolala, spalam i myslalam czasem ze to tylko sen.. i w koncu jedna doswiadczona mama na forum powiedzialam mi tak oczywista rzecz : jedz do niego badz przy nim, on cie teraz potrzebuje!!!
Boze jakie to bylo proste. pojechalam,zamieszkalam u kolezanki.
Sipewalam mojemu synkowi, nucilam mu, dotykalam Go delikatnie, wypowaiadalam slowa ktore czesto mowilam w ciazy jak chocby imie jego tatusia. wierzylam mocno ze on czuje ze jestem przy nim.
polozna ktora odebrala jego porod, nadala mu na imie Adas. A ja balam sie to zmienic balam sie zmieniac cokolwiek......
spedzilam dwa dni z moim synkiem.Trzeciego dnia poszlam jak zwykle a w drzwiach zdziwiona pani doktor przy obecnosci innych rodzicow powiedziala mi : jak to pani przyszla odwiedzic dziecko? to pani nie wie? Adas umarl tej nocy. nie potrafie powiedziec co wtedy czulam nie potrafie nawac tego uczucia. dostalam jakies dokumenty i uslyszlaam : jak nie chce pani aby zrobic sekcje prosze napisac podanie. tu ma pani dokumenty potrzebne do aktu zgonu.... wyszlam zaplakana, zrozpaczona, i zastanawialam sie co dalej? stalam na korytarzu wielkiego szpitala i nie wiedzialam w ktora strone mam isc? zastanawialam ise gdzie jest moj syn teraz? dlaczego nikt nie pozwolil mi sie z nim pozegnac?
Minelo 4 lata.... na pomniku Adas..... do tej pory nie moge przyzwyczaic sie do tego imienia.przez ten czas byly momenty ze plakalam po nocach i szukalam powodow dlaczego tak sie stalo? <ZADEN LEKARZ NIE BYL W STANIE MI ODPOWIEDZIEC DLACZEGO URODZILAM PRZEDWCZESNIE> Ostatnio wybralam sie do szpitala gdzie On lezal .... wrcocily wspomnienia... Znow boli... szukam osob ktore mnie zrozumieja, albo choc wysluchaja...