reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Mój poród

reklama
Witam. Opisy są naprawdę wzruszające.Bardzo dziękuję Benicie- bo mnie czeka cesarka 7.03. i choć sporo się już nasłuchałam nie zaszkodzi nowy punkt widzenia. Mały ani myśli się odwrócić i leży Łobuziak miednicowo -a Mały to on nie jest 3,200.  Pozdrawiam,Aga
 
azik pisze:
Kati NY - zazdroszczę warunków w szpitalu ;)

ja jak już wparowałąm na porodówke 7 lutego to miałam jeszcze nadzieję na naturalny...

niestety, szpoital do porodu i to nie wiadomo kiedy, byleby doczekać 37 tygodnia, no i doczekałam.

po kolejnym dniu z utrzymującym się zbyt wysokim cisnieniem, maksymalną dawką leków obniżających, baniaczkami zamiast nóg, no i co wyszło na usg kolejnymi wodami które przybywały i rozchodzeniem sie blizny po poprzednim cięciu... usłyszałam wiadomość jutro o 9...

cięzka noc poprzedzająca, kroplówki, ktg, brak lewatywy (zabrakło w szpitalu ;) ), usłyszałam Bartka - małego ufoludka z grafitowymi oczkami...

no oczywiście płakałam kolejne pół godziny...

nastepnych kilku dni wolę nie pamiętać... choć Bartuś był cudowny...
dzisiaj byłam na zdjęciu szwów - i czuję się już świetnie - tylko krzyż mi cały czas nawala...

nie spróbowałam porodu siłami natury, ale najwazniejsze jest że mam cała rodzinkę juz w komplecie.

a moja gin powiedziała, że jak przyjde do niej w kolejnej ciazy, to mnie wyrzuci przez okno ;)

Azik to milalysmy b podobnie z tym odliczniem dni do 37 tyg. Najwazniejsze ze maluszki urodzily sie zdrowiutkie.
 
ja mam pytanko do tych juz rozdwojonych ;) jak wasi mezowie przeszli ten porod?? pytanie moze smiesznie brzmi ale tak sobie o tym ostatnio pomyslalam. byli razem z wami czy w przypadku cc zaopiekowali sie dzidzia dopiero juz jak sie urodzila?? w ogole to jak oni (mezowie) reaguja na to wydarzenie?? :)
 
mój znowu płakał
a ja znowu rodzinie nie powiedziałam że idę rodzić - wysłałam sms juz po fakcie.
Isiek i tak przy cc by nie był, a dziecko zobaczył godzinę później niż ja... i mnie tez zobaczył już na pooperacyjnej (wpuszczają u nas na kilka chwil)

nie chciałam by stał jak inni tatusiowie i obgryzał pazurki przez tą godzinę mojego pobytu na stole operacyjnym - moze to dziwne, ale mnie nie poprawiałoby to samopoczucia, że ktoś się denerwuje tak jak ja.


 
Mój mężuś początkowo nie chciał iść ze mną do porodu, ale w końcu się zdecydował. Zaraz po porodzie podziękował mi, że go namówiłam. Powiedział, że chwila, kiedy położyli Jasia na moim brzuchu i potem, kiedy dali go tatusiowi na ręce były najpiękniejsze w jego życiu. Mówił, że na parę minut ze wzruszenia odebrało mu mowę. Nie tylko więc mnie bardzo pomógł w czasie porodu, ale także dla niego było to wspaniałe i wyjątkowe przeżycie. Wydaje mi się, że kiedy mężczyzna uczestniczy w porodzie to natychmiast rodzi się więź z dzieckiem. Poza tym powiedział jeszcze, że "trzeba przy tym być, aby to zrozumieć"...
 
a ja sie odmyslilam i wolalabym chyba sama a zawsze chcialam zeby byl przy mnie
ale mu nie zabronie bo bardzo tego chce
na pewno mi sie przyda ;)
moze to ta koncowka juz mi na psychike siada
 
po ponad dwóch tygodniach i ja sięzbiorę do opisu.

ja wylądowałam w szpitalu nagle. mialam wymioty ( w życiu tak mocno niwe wymiotowałam). zebraliśy sięz Krzyśiem ze wszystkimi pakunakmi do szpitala. po drodze czułąm delikatne skurcze. na ktg wyszły już jako 100%. lekarz zdecydował, że nie ma co czekać, bo to najprawdopodobniej silny atak cholestazy i nie wiadomo co z dzieckiem (chodziło mu o niedotlenienie, ale to powiedział mi dopiero dwa dni po cc) i że robimy cc. mówi do nas: o 7.30 bedzie zaczęty zabieg, a przed ósmą bedziecie rodzicami. a była 6.45. mnie aż przymknęło. spokojnie zadzwoniłam do mojej mamy i do kuzyna i kuzynki. a iwysłałam smska do Osinki. potem już były przygotowania do cc. z sali operacyjnej pamiętam uspokajający głos anestezjolog, bo w końcu się rozryczałam z nerwów. i że gin coś do mnie gadał i że mnie mył jakimś srodkiem, który piekł. potem już był głos anestezjolog, że mam odkrztusić. powiedzieli mi, że mam syna. a ja mądra się nie spytałam czy zdrowy tylko czy jest fajny. a i byłam zdziwiona, że byłam intubowana. tu już zabłysłam na całego. ;D jak mnie przewozili, to kojarzę sylwetkę Krzyśka, ale kontury były bardzo rozmazane. już marudzilam, że mnie boili. najpierw dostałam pyralginę, a potem tramal. miałam po nim usnąć bardzo mocno - a ja miałam tylko chwilowe zjazdy. potem przynieśłi mi Piotrka. jeszcze nie mytego, owiniętego w ręczniczek. i sobie leżeliśmy.
Krzysiek był bardzo przejęty cc. jak małaego wieźli na noworodkowy, to siedział dalej po operacyjną. dopiero gin mu powiedział, że może by poszedł sobie małego zobaczyć potem biedny sięzestresował, że nie chciał sięrozebrać i służyć jako przytulacz. po połudnoiu doszedl już na szczęście do siebie. siedizał bardzo długo u Piotrka jak był w inkubatorze.
 
reklama
Do góry