w wielkim skrócie - zaczęło się we wtorek wieczorem odejściem zielonych wód; potem szybko szpital,ktg - tętno prawidłowe ale skurczy zero. Dostałam kroplówkę z oksytocyną, antybiotyk rozpoczęlo się czekanie. Skurcze pojawiły się od razu po podłączeniu kroplówki - na początku słabe, potem coraz mocniejsze - tańce, piłka, wanna,wieszanie się na Piotrku pomagały na początku, potem już zaczęłam wymiękać. Po 6 h silnych skurczy, rozwarcie było tylko na 2 palce i wtedy zdecydowaliśmy się na ZZO - ulga olbrzymia. Potem 3 h "odpoczynku" i pojawiły się skurcze parte,pełne rozwarcie - no to mnie myk na łóżko porodowe. Na początku miałam problemy z parciem ale babki i Piotrek zmobilizowali mnie do działania i urodził się Krzymek. I wtedy też okazało się jak WIELKIE mieliśmy szczęście - na pępowinie był supeł...No ale wszystko skończyło się dobrze!!
Teraz o bólu już nie pamiętam - natura tak to świetnie stworzyła, że cała uwaga skupia się na maluchu, a to co towarzyszyło jego przyjściu na świat staje się nieistotne...
Teraz o bólu już nie pamiętam - natura tak to świetnie stworzyła, że cała uwaga skupia się na maluchu, a to co towarzyszyło jego przyjściu na świat staje się nieistotne...