reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Mój poród

reklama
No to chyba czas na naszą opowieść ::)


1 marca o 14:00 poczułam lekki skurcz (podobny do tych, które miałam od kilkunastu dni), położyłam się spać, po 40 minutach był kolejny, ale zlekceważyłam go i dalej smacznie spałam. Wstałam przed 16:00, poszłam do toalety i na wkładce zauważyłam trochę krwi, załatwiłam się i kiedy wstałam poczułam coś ciepłego między nogami, w zasadzie to już wiedziałam, że na 100% odchodzą mi wody, bo nie mogłam ich powstrzymać. Zadzwoniłam do męża z informacją, żeby szybko wracał do domu, bo zaczęła się długo wyczekiwana chwila. ;D Przez cały czas byłam spokojna i opanowana, umyłam włoski, mąż mnie ogolił :), a później zadzwoniłam do położnej z informacją, że skurcze mam co 5 minut, prosiła żebym zjawiła się w szpitalu przed 19:00. Przed samym wyjściem z domu ponownie odeszły mi wody... :mad: W szpitalu na izbie przyjęć zbadała mnie moja położna i stwierdziła, że mam rozwarcie na 3-4cm, poza tym powiedziała, że nie będzie ze mną rodzić, bo ma jakieś swoje prywatne sprawy do załatwienia i że poród przyjmie jej koleżanka (też świetna położna, z dużym doświadczeniem), powiem szczerze, że wystraszyłam się. No i znowu badanko, potem jeszcze jedno przez lekarza, który nie był delikatny, w każdym bądź razie po jego badaniu odeszły mi do końca wody z dużą ilością krwi. Potem oczekiwanie na korytarzu przed rejestracją, były jakieś problemy z ich systemem :mad:, więc trochę się zeszło. Potem jak inwalidkę zawieziono mnie na wózku na salę porodową z łazienką. Podłączono mnie pod KTG i po 30 minutach pozwolono zejść z łóżka, dostałam domięśniowo rozkurczowy zastrzyk na zgładzenie szyjki. Snuliśmy się z mężem po korytarzu, żeby przyśpieszyć akcję, skurcze były bardziej intensywne, ale do wytrzymania. W jednym uchu miałam słuchawkę przez którą słyszałam relaksacyjną muzykę (bardzo pomaga podczas porodu - polecam!). Wróciliśmy do pokoju, znowu badanie i szyjka zgładzona i rozwarcie na 5-6cm i informacja, że mogę skorzystać z prysznica. Siedziałam w kabinie na stołku, mąż polewał mi brzuch ciepłą wodą, robił masaż, a ja przysypiałam między skurczami, które były już naprawdę silne. Po 20-30 minutach przyszła położna, razem z mężem pomogła mi wyjść z kabiny (ciężko było, bo skurcze były chyba co 1-2 minuty, albo i krótsze - już nie pamiętam). No i znowu znalazłam się na łóżku, znowu KTG, rozwarcie na 8-9cm. Powiedziałam, że już nie daję rady wytrzymać, że poproszę o znieczulenie, wtedy położna powiedziała, że znieczulenie tylko wszystko opóźni, a jak się sprężymy to urodzimy Krystianka jeszcze 1 marca. Położna wyszła gdzieś na chwilkę i wróciła ze strzykawką z Dolarganem (dawka 10%), było mi obojętne co podaje, chciałam tylko żeby przestało boleć. Pamiętam jak mój mąż zapytał się mnie, czy oby na pewno chcę ten zastrzyk, bo przed porodem uprzedzałam go, że nie mają prawa mi go podawać. No i po Dolarganie zaczęłam tracić troszeczkę świadomość, może to i lepiej... 8)Położna zaczęła rozkładać łóżko i dzwonić po pielęgniarki i lekarza. Zaczęły się skurcze parte, a ja niewiadomo skąd miałam więcej energii. Po 25 minutach drugiej fazy porodowej urodziłam synka, była 23:25 :). Cięcie czułam na koniec, to było takie lekkie szczypanie :). Kiedy położyli mi Krystianka na brzuchu razem z mężem zaczęliśmy płakać, byłam wtedy najszczęśliwszą osobą na świecie, tej chwili nie zapomnę do końca życia. Kiedy zabrano nasze Słoneczko do oględzin i do badań, okazało się, że bardzo krwawię z dróg rodnych. Męża wyproszono z sali porodowej razem z maluszkiem, chciał zostać, ale nie pozwolono mu, a ja z tego całego zamieszania początkowo nie zauważyłam, że nie ma go już na sali. Nie urodziłam sama łożyska, lekarz mi je po prostu prawie wyrywał na siłę, a potem na szybko odbyło się wyłyżeczkowanie, dostałam w udo antybiotyk. Pamiętam, że wyłyżeczkowanie bardzo mnie bolało, głównie uciskanie brzucha, które myślałam, że nigdy się nie skończy. W którymś momencie podeszła do mnie salowa i wzięła mnie za rękę, bardzo potrzebowałam wtedy czyjegoś dotyku i wsparcia - jestem jej naprawdę wdzięczna. Potem było zszywanie, ale wpierw znieczulenie, które prawie nie bolało. Nie miałam już siły i chciałam żeby to wszystko już się skończyło, chciałam zobaczyć męża i nasze Słoneczko. Potem obłożono mnie lodem.. W sali porodowej zostaliśmy z mężem do 6:30 nad ranem. Do 3:00 nie pozwolono mi zasnąć, Krystianka mieliśmy przy sobie tylko przez godzinę, ponieważ moje wyczerpanie fizyczne nie pozwoliło mi na opiekę nad maleństwem. Później razem z mężem zasnęliśmy, ale po godzinie obudziliśmy się i rozmawialiśmy o porodzie i naszym synku. Położna bardzo zachwalała mojego męża, jego opanowanie, to, że tak mnie wspierał. W połowie pierwszej fazy porodowej przestałam odzywać się do męża, milczenie przynosiło mi ulgę. Mój mąż przez cały czas wpierał mnie bardzo psychicznie, mówił do mnie czule, dodawał odwagi, masował, głaskał, całował i wiem, że przy kolejnym porodzie będziemy na pewno razem. Położna spisała się na medal, była bardzo życzliwa, a co najważniejsze przez cały czas interesowała się nami, czułam, że jestem naprawdę pod dobrą opieką.

W szpitalu spędziliśmy z Krystiankiem 5 dób. Wpierw wyszła wysoka bilirubina i była wskazana fototerapia, a później okazało się, że Krystianek ma bardzo niski cukier, przez co musiał być podłączony pod kroplówkę. Poród wspominam teraz jako wspaniałe przeżycie, bólu już nie pamiętam :). Opieka po porodzie też świetna, chociaż raz pielęgniarka bardzo mnie poirytowała, bo podała Krystiankowi Bebiko i glukozę i to bez mojej zgody :mad:.

To by było na tyle :p
 
Dziewczynki!
Pisalam juz wczesniej ze zle sie czuje.
Pojechalismy do szpitala bielanskiego,wykonano KTG. Wyszly jakies skurcze ale powiedziano ze za male i kazano wracac do domu. Wrocilismy wiec ale skurcze byly juz co 4 minuty. Nie byly to te brzuszne ale wlasnie z kregoslupa. Okropnosc.
Pojechalismy do szpitala znowu i znow nas odeslano. Bylo tak pare razy a ja juz zwijalam sie z bolu. Ponownie KTG chyba na zepsutym aparacie bo w momencie skurczu linia nie zmieniala sie.
Wyobrazcie sobie ze za kazdym razem byl robiony tylko sam zapis a zaden z lekarzy nie pofatygowal sie zeby mnie zbadac choc mowilam ze rozwarcie (male) mam juz od tygodnia.
UWAZAM ZE TO SKANDAL!
Za ktorym razem wkurzylismy sie mocno,bo lekarz kazal stawic sie za 5 dni na kontrole KTG( w dalszym ciagu nie badajac mnie) i stwierdzilismy ze jedziemy do innego szpitala.
I tak wychodzac z bielanskiego o godz. 20:25 udalismy sie prosto do brodnowskiego.
Stwierdzilam ze jak potwierdza ze nic sie nie dzieje to bede spokojnie czekac,choc nie dawalam juz rady.
Na Izbie Przyjec w brodnowskim od razu KTG na ktorym skurcze dalej byly slabo widoczne ale personel zorientowany ze moze tak byc w przypadku tych z kregoslupa.
Wreszcie zostalam zbadana przez lekarza. Dostalam ochrzan,ze nastepnym razem mam przyjezdzac wczesniej bo juz sie zaczelo. Pani dr oznajmila ze do polnocy na 100% bede z maluchem.
Bylam tak wkurzona na tych konowalow z bielanskiego ze szok!!!
Szybko mnie przebrano,zapytano czy chce lewatywe (chcialam) i od razu na sale porodowa. Porod rodzinny jest bezplatny czym bylam zaskoczona. I choc wczesniej nie chcialam to juz balam zostac sama bez wsparcia :))
Sala do porodu tez jednoosobowa bezplatna.
Moze nie takie luksusy jak w bielanskim ale czysto i personel mily. Modlilam sie o cc bo mnie bardzo bolalo i wiedzialam ze moge nie dac rady.
Jako ze chciano wywolac skurcze parte przekluto pecherz plodowy.
Wod bylo mnostwo,lecialy i lecialy. Niestety wypadla w trakcie pepowina.
I od tego momentu za 3 minuty nasz synek byl juz na swiecie.
Akcja blyskawiczna.
Caly tabun lekarzy dopadl mnie i razem z lozkiem szybko wiezli na sale obok (operacyjna) w trakcie krzyczac zeby zwalac kogos tam ... ze stolu. Jednoczesnie rozrywano na mnie koszule wzdluz i wszerz, zakladano wklucie i zalewano mi caly brzuch plynem dezynfekcyjnym ktory chwycili po drodze. To wszystko trwalo sekundy i bylo w biegu.
Mojemu Misiowi kazano zostac na sali porodowej. Siedzial i bal sie o nas. Po chwili przyszla polozna z naszym synkiem i chciala mu dac na rece ale jak zobaczyla ze on sie caly trzesie to zmienila zdanie i dala tylko pocalowac w glowke.
Nie wiem ile czasu minelo zanim mnie zszyli,okolo 40 minut.
Balam sie ze umarlam i ze wszystko obserwuje juz gdzies z gory poniewaz jak doszlo do wybudzenia to nie moglam otworzyc oczu ani nic powiedziec,nawet ruszyc reka. Slyszalam ich wszystkich i nie moglam zareagowac.
Bardzo sie balam o naszego Olunia a nawet nie moglam zapytac czy jest ok.
Wreszcie chyba ruszylam palcem,tak mi sie wydaje. Potem juz nagle znalazlam sie na sali pooperacyjnej i po paru godzinach,dokladnie 5 wstalam o wlasnych silach i ku zdziwieniu poloznej poszlam pod prysznic. Potem dostalam synka i zostal juz ze mna.
Malutki ma 10 punktow w skali Apgar i jest slodziuni. Az sie poryczalam jak go zobaczylam. Wiem ze jak tylko zaczelam przytomniec to pytalam co z Olesiem. Dziewczyna z sali mi to opowiadala.
Pytalam kazdego kto wszedl do pokoju tak bardzo sie balam o niego.
UFF !
Jak dobrze ze to juz za mna. Powiem szczerze ze gdybym miala rodzic jeszcze raz to tylko przez cc, nie wyobrazam sobie inaczej.Moze tylko wolalabym planowe bo to akurat bylo z koniecznosci.

Opieka poporodowa w szpitalu brodnowskim jest za to paskudna. Mozna tylko pochwalic i to bardzo przyjecie do szpitala i caly porod,bo reszty lepiej nie wspominac.
Ale to juz osobny temat.
Razem z kolezanka z sali zostalysmy chyba naczelnymi aferzystkami bo bardzo sie buntowalysmy przeciwko glupocie personelu.
Po cc nie moja laktacja byla z duzym opoznieniem w zasadzie dopiero przy wyjsciu ze szpitala. I dgyby nie to ze sama dokarmialam sztucznie to malu chyba umarby z glodu bo nikt sie tym nie interesowal ze drze sie cale noce.
Dawano mu glukoze do picia a jedna madra pielegniara dala wode destylowana taka do iniekcji.
Kupilam wiec mieszanke i na wlasne ryzyko dawalam niuniowi. Jak pytalam czy moga dokarmiac to patrzyly zeby tylko "dac w lape"
Na dodatek na sali w pewnym momencie znalazla sie dziewczyna z grypa,temp.38,5,bole miesni itd.
Nie stwierdzono koniecznosci przeniesienia jej na oddzial septyczny.
Po wielkiej awanturze w wykonaniu moim i kolezanki zabrano ja na sepse stwierdzajac ze nie ma koniecznosci.
Koniec na dzis bo maly sie wlasnie zlal tatusiowi :))))
 
Jejku Monika.g, jesteś bardzo dzielna!!!
przytul.gif
Na szczęście już po i możesz cieszyć się maleństwem! :-) Pozdrowionka!!!
 
witam

Moj poród był ekspresowy 45min ale bardzo bolesny.
Wcześniej byłam umówiona do szpitala na 28 lutego o godz 9 rano, tak też sie stawiłam. Na miejscu okazało sie że nie ma łóżek i ze mam przyjechać o 13. Pojechalismy do lasu na spacer, weszłam do babci na 4 piętro wypiliśmy herbatke i spowrotem do szpitala.
Przyjeli mnie, zbadali, przebrałam się w piżamke i spacerowałam po korytarzu do godz 17(w ten dzień było bardzo dużo porodów) bez bóli i skurczy tak sobie chodzilam z nudów.
Po siedemnastej jak moj lekarz znalazł wolna chwile zaprosił mnie na sale porodową. Weszłam spokojna bo mieli mi podłączyć tylko ktg. Podłąćzyli ktg i kroplówke. Po dosłownie 2 minutach dostam takich intensywnych skurczy,że położna wystraszyła się i zawołała lekarza. Zaczeło coś się dziać z tętnem dziecka więc przebili mi pęcherz płodowy. I od tej chwili wszystko poszło ekspresowo. Skurcze miałam bardzo bolesne takie ze miałam ochote wbić się zębami w poręcze od łóżka, kręciło mi się w głowie i miałam wrażenie ze poprostu nie dam rady. Podali mi coś przeciwbólowego, nie kazali przeć bo wszystko szło za szybko ale na to nie było rady dzidzia jak zaczeła sie pchać to do końca. Skurcze parte były bardziej znośne i juz tak nie bolało. Trzy parcia i widziałam już Kubusia. Płakał odrazu więc wiedziałm ze wszystko jest dobrze. Przytuliłam maluszka i poczułam wielką ulgę,że to już. Nie wiem jak można wytrzymać takie bóle przez 10 czy 12 godzin. Moj mąż zabardzo nie wiedział,że ja już rodze myślał ze leże podłączona pod ktg. Po wszystkim uśpiono mnie by doprowadzić moje wnętrznośći do porządku. Niestety przez tak ekspresowy poród problemy mam do tej pory. Całe szycie pękło mi po powrocie do domu. Udałam się do lekarza zaszył mi wszystko elegancko - zrobił to na żywca mialo nie boleć - bolało jak jasna cholera!!! Po czym za dwa dni znów wszystko się rozlazło. Jestem załamana. Ide do lekarza w czwartek i na samą myśl robi mi się gorąca, że znów mnie to czeka. Tym razem bez znieczulenia nie siąde na fotelu. Wkurza mnie to bo nie mogę siedzieć i cały czas mnie boli to ogranicza moj kontakt z maluszkiem nie mogę go porządnie nakarmić i wogóle beznadzieja. Personel na porodówce wporządku ale na oddziale noworotków - PORAŻKA!!! szkoda komentować . Panie pielegniarki nie fatygowały się wogóle zeby coś pomóc czy poradzić nic. Do mnie jedna miała pretensje,że musi w nocy przywozić mi Kubę z lamp na karmienie, że nie potrafie porządnie nakarmic dziecka - paranoja. Pani dr.pediatra badała dzieci ze szponami długości 10 cm i na obchód pofatygowała się o godz 23.45.Dużo było szokujących zachowań personelu jak dowiedzialam się ,że kuba dostał żółtaczki iże musimy zostać jeszcze pare dni byłam załamana. Daliśmy rade i jesteśmy w domku Kubuś jest zdrowy, spokojny, kochany i to jest najważniejsze na świecie
 
reklama
aqua1-23 popieram, u nas tak samo jesli chodzi o personel
porodowy bardzo w porzadku i z duzym zaangazowaniem a noworodkowy koszmar,lekarze pediatrzy jeszcze gorsi,wogole nie mozna bylo sie porozumiec

na szczescie szybko doszlam do siebie dzis mialam zdety szew i czuje sie bardzo dobrze,wszystko wygojone
czasami dziewczyny narzekaja ze dluzej dochodzi sie do siebie po porodzie z cc a u mnie trwalo to tylko pare godzin i od razu wstalam i moglam normalnie funkcjonowac
 
Do góry