KajaMaja
Mamy lipcowe'06 Fan(ka)
Nie wiem zupelnie jak wy to robicie ,ze macie czas na pogaduszki forumowe moj synus skonczyl pierwszy tydzien ,a ja dopiero teraz ( od porodu ) zasiadlam do komputera..... a tak to ledwo mam czas sie porzadnie wysikac.
Czy tylko moj niunio to pelne rece roboty ?
***
Moj porod ..... A wiec bylo tak :
Pietnastego lipca ( czyli w sobote , dokladnie tydzien przed przewidywana data porodu )obudzilam sie o 8 rano z nieprzyjemnym bolem brzucha.
Dzien wczesniej odwiedzilismy azjatycki "all you can eat buffet" , w ktorym naprawde mocno sie objadlam i wygladalo na to ,ze moj zoladek zacznie sie zaraz buntowac.
Wstalam z lozka ,napilam sie czegos cieplego, pokrecilam sie troche po domu ,az w koncu postanowilam sie troche zdrzemnac z nadzieja ,ze przespie ta niestrawnosc.
Pospalam sobie jeszcze trzy godzinki, ale niestety wcale to nie poprawilo mojego samopoczucia.
Przyszlo mi do glowy ,ze moze zbiera mi sie na skurcze porodowe albo cos takiego i mimo, ze czulam ,ze to raczej nie to - zadzwonilam do kolezanki zapytac sie jak wlasciwie sie te skurcze odczuwa.
Myslalam sobie ,ze skurcz porodowy to poprostu skurcz - taki jak np. lapie czasem w lydce , tylko ze bede to czula gdzies w brzuchu.
Zamiast tego mialam wrazenie ,ze albo mnie zaraz mocno przeczysci albo ( tu duzo bardziej trafne porownane dla zenskiej czesci czytajacych ) zbliza sie bolesna miesiaczka plus bol krzyza . W kazdym razie - zadnego sciskania ani nic takiego.
Kolezanka powiedziala , ze bede czula jakby "wszystko mialo mi wylezc krzyzem" ..... Nie bardzo zrozumialam o co jej chodzilo.(???)
Godziny mijaly , bole przychodzily i odchodzily i wcale nie byly regularne wiec nie martwilam sie nimi tylko probowalam to wszystko jakos przeczekac.
Okolo 4 po poludniu zadzwonilam do mojego lekarza. Spytal czy bole sa coraz silniejsze i coraz czestsze ( nie ) czy boli mnie krzyz ( tak )a jak sie dowiedzial ,ze na trzy godziny wszystko calkiem ustalo tak ,ze spokojnie moglam sobie jeszcze pospac to powiedzial , ze to jest najprawdopodobniej " falszywy porod " czyli skurcze Braxtona Hicksa ,ktore tylko przygotowuja cialo do porodu.
Mialam sie zrelaksowac i poczekac jeszcze przynajmniej godzinke. Jesli podczas tej godziny nic by sie nie uspokoilo to moglam sie zaczac szykowac do szpitala.
Bol nie mijal ,a nawet sie troche pogarszal....a ja jak ta dupa ciagle myslalam , ze to nic takiego , ze nie ma co robic zamieszania....i ze jesli pojade do szpitala to napewno zaraz mnie odesla spowrotem.
Juz teraz nie pamietam co wlasciwie sprawilo , ze jednak zadzwonilam po raz drugi do mojego lekarza i zdecydowalam sie na ogledziny w szpitalu.
W coraz wiekszych bolach spakowalam torbe i w jeszcze wiekszych bolach wzielam prysznic i umylam glowe .... Podczas tego krotkiego prysznica skurcze zlapaly mnie az trzy razy. Musialam sie skulic i odczekac az skurcz minie zeby wogole byc w stanie cokolwiek robic , ale i tak spokojnie szykowalam sie do wyjscia.
Chwile pozniej razem z Wojtkiem siedzielismy juz w samochodzie w drodze do oddalonego od nas o 25 minut szpitala.
Skurcze co 5 minut .... coraz mocniejsze , coraz latwiej bylo mi uwierzyc w to , ze porod odbedzie sie jeszcze tego samego dnia.
Okolo 7.30 wieczorem podjechalismy pod drzwi szpitala , wsiadlam na wozek i zostalam zawieziona winda na trzecie pietro do mojego wlasnego pokoju.
Tam odrazu dostalam malo gustowna koszule nocna z rozcieciem na plecach ( na tylku )i zostalam podlaczona do monitora , ktory mierzyl tetno dziecka i intensywnosc skurczy.
Wtedy wlasnie czas zaczal plynac jak szalony - na oslep do przodu.
Przypomnialam pielegniarce ,ze chce miec cesarskie ciecie i pozwolilam sie jej zbadac. A tam niespodzianka : szyjka macicy rozwarta juz na 5 centymetrow ( zaraz przed porodem rozwiera sie na 10cm ) .
Bole silne jak cholera ! Ciezko bylo oddychac. Slyszalam tylko glos Wojtka siedzacego przy moim lozku : " Kaja oddychaj , spokojnie.......spokojnie ....... oddychaj ........powolutku ....oddychaj " ( Teraz wiem ,ze to bylo cudowne ,ze tak sie przejmowal i czuwal przy mnie , ale wtedy w tym strasznym bolu wszystko mnie tylko denerwowalo i wogole nie pozwalalam mu sie dotykac)
Pielegniarka zapytala czy napewno chce miec cc ,bo odwalilam juz polowe najgorszej roboty i ze porod postepuje bardzo szybko.
Powiedziala ,ze tak czy siak dostane epidural ,po ktorym ten najgorszy bol minie i bede jeszcze miala chwile na to,zeby sie na trzezwo zastanowic nad ostateczna decyzja.
Skurcze co dwie minuty byly juz tak przerazajaco bolesne i kompletnie wycienczajace ,ze bylam gotowa zaprzedac dusze diablu za odrobine ulgi.
No i z tego wszystkiego, z bolu i przeladowania emocji zamiast odpowiedziec na pytanie pielegniarki, rozplakalam sie.
Wygladalo na to, ze zaraz zmienie zdanie ,ale najgorsze bylo to, ze zdawalam sobie sprawe ,ze wcale nie myslalam trzezwo.....
Chwile pozniej przyszedl anestezjolog . Dostalam kroplowke oraz serie roznych zastrzykow i malo przyjemnych wkluc w kregoslup ( to brzmi koszmarnie ale bylo NICZYM w porownaniu ze skurczami ).
Po jakims czasie bol zaczal znikac . W dalszym ciagu wszystko czulam ,ale nie az tak intensywnie.
Wtedy wlasnie dojechal moj lekarz. Jak zawsze spokojny , mily i usmiechniety. Powiedzial mi ,ze po moim glosie w telefonie nawet sie nie domyslal, ze faktycznie wszystko dzieje sie juz naprawde.... ze bylam tak "cool" przez telefon i swietnie ukrylam bol .
Dumnie odpowiedzialam ,ze zawsze staram sie byc twardzielem i nie zdarza mi sie panikowac( Ha , w koncu mialam okazje to udowodnic ).
Teraz zbadal mnie moj lekarz i ( ta-daam ! ) znow niespodzianka: rozwarcie na 10cm !!!
Nie bylo juz watplwosci, ze bardzo niedlugo zobaczymy naszego synka.
No i co teraz ??? Robic cc jak juz cialo mi sie przygotowalo na porod ?
Epidural dzialal fantastycznie...w sumie moglam sprobowac urodzic naturalnie.
Byla za dziesiec dziesiata . Spytalismy czy niunio urodzi sie jeszcze dzis, czyli w rocznice naszego slubu. Uslyszelismy ,ze raczej nie bo do polnocy zostaly tylko dwie godziny ,a (szczegolnie u kobiet , ktore rodza po raz pierwszy ) troche to jednak trwa.
Obiecano mi ,ze jesli " mi sie nie spodoba " to szybko wrocimy do planu A czyli cc .
Zglupialam kompletnie...
Wojtek trzymal mnie za reke i mowil " Kaja sprobuj, napewno sobie poradzisz "
Zgodzilam sie , a lekarz poprosil Wojtka zeby trzymal moje bezwladne juz nogi. (!!! zeby trzymal mi nogi i wszystko widzial !!!)
Sekunde pozniej juz pchalam .
Pierwsze pchniecie , drugie , trzecie ....
Chwilka przerwy.
( Lekarz podekscytowany mowi ,ze wszystko szybko pojdzie )
Znow : JEDNO , DRUGIE , TRZECIE .....
Odsapniecie
( Lekarz usmiechnety mowi , ze jeszcze tylko chwila )
Jeszcze raz : JEDNO , DRUGIE ....
( Lekarz wola ,ze jeszcze tylko raz . Nie chce mi sie wierzyc w to co mowi , mysle ze tylko mnie tak fajnie dopinguje )
... TRZECIE ..... i plum : o dziesiatej szesnascie wyskoczyl ze mnie moj wlasny synek i znow sie poplakalam .
Czy tylko moj niunio to pelne rece roboty ?
***
Moj porod ..... A wiec bylo tak :
Pietnastego lipca ( czyli w sobote , dokladnie tydzien przed przewidywana data porodu )obudzilam sie o 8 rano z nieprzyjemnym bolem brzucha.
Dzien wczesniej odwiedzilismy azjatycki "all you can eat buffet" , w ktorym naprawde mocno sie objadlam i wygladalo na to ,ze moj zoladek zacznie sie zaraz buntowac.
Wstalam z lozka ,napilam sie czegos cieplego, pokrecilam sie troche po domu ,az w koncu postanowilam sie troche zdrzemnac z nadzieja ,ze przespie ta niestrawnosc.
Pospalam sobie jeszcze trzy godzinki, ale niestety wcale to nie poprawilo mojego samopoczucia.
Przyszlo mi do glowy ,ze moze zbiera mi sie na skurcze porodowe albo cos takiego i mimo, ze czulam ,ze to raczej nie to - zadzwonilam do kolezanki zapytac sie jak wlasciwie sie te skurcze odczuwa.
Myslalam sobie ,ze skurcz porodowy to poprostu skurcz - taki jak np. lapie czasem w lydce , tylko ze bede to czula gdzies w brzuchu.
Zamiast tego mialam wrazenie ,ze albo mnie zaraz mocno przeczysci albo ( tu duzo bardziej trafne porownane dla zenskiej czesci czytajacych ) zbliza sie bolesna miesiaczka plus bol krzyza . W kazdym razie - zadnego sciskania ani nic takiego.
Kolezanka powiedziala , ze bede czula jakby "wszystko mialo mi wylezc krzyzem" ..... Nie bardzo zrozumialam o co jej chodzilo.(???)
Godziny mijaly , bole przychodzily i odchodzily i wcale nie byly regularne wiec nie martwilam sie nimi tylko probowalam to wszystko jakos przeczekac.
Okolo 4 po poludniu zadzwonilam do mojego lekarza. Spytal czy bole sa coraz silniejsze i coraz czestsze ( nie ) czy boli mnie krzyz ( tak )a jak sie dowiedzial ,ze na trzy godziny wszystko calkiem ustalo tak ,ze spokojnie moglam sobie jeszcze pospac to powiedzial , ze to jest najprawdopodobniej " falszywy porod " czyli skurcze Braxtona Hicksa ,ktore tylko przygotowuja cialo do porodu.
Mialam sie zrelaksowac i poczekac jeszcze przynajmniej godzinke. Jesli podczas tej godziny nic by sie nie uspokoilo to moglam sie zaczac szykowac do szpitala.
Bol nie mijal ,a nawet sie troche pogarszal....a ja jak ta dupa ciagle myslalam , ze to nic takiego , ze nie ma co robic zamieszania....i ze jesli pojade do szpitala to napewno zaraz mnie odesla spowrotem.
Juz teraz nie pamietam co wlasciwie sprawilo , ze jednak zadzwonilam po raz drugi do mojego lekarza i zdecydowalam sie na ogledziny w szpitalu.
W coraz wiekszych bolach spakowalam torbe i w jeszcze wiekszych bolach wzielam prysznic i umylam glowe .... Podczas tego krotkiego prysznica skurcze zlapaly mnie az trzy razy. Musialam sie skulic i odczekac az skurcz minie zeby wogole byc w stanie cokolwiek robic , ale i tak spokojnie szykowalam sie do wyjscia.
Chwile pozniej razem z Wojtkiem siedzielismy juz w samochodzie w drodze do oddalonego od nas o 25 minut szpitala.
Skurcze co 5 minut .... coraz mocniejsze , coraz latwiej bylo mi uwierzyc w to , ze porod odbedzie sie jeszcze tego samego dnia.
Okolo 7.30 wieczorem podjechalismy pod drzwi szpitala , wsiadlam na wozek i zostalam zawieziona winda na trzecie pietro do mojego wlasnego pokoju.
Tam odrazu dostalam malo gustowna koszule nocna z rozcieciem na plecach ( na tylku )i zostalam podlaczona do monitora , ktory mierzyl tetno dziecka i intensywnosc skurczy.
Wtedy wlasnie czas zaczal plynac jak szalony - na oslep do przodu.
Przypomnialam pielegniarce ,ze chce miec cesarskie ciecie i pozwolilam sie jej zbadac. A tam niespodzianka : szyjka macicy rozwarta juz na 5 centymetrow ( zaraz przed porodem rozwiera sie na 10cm ) .
Bole silne jak cholera ! Ciezko bylo oddychac. Slyszalam tylko glos Wojtka siedzacego przy moim lozku : " Kaja oddychaj , spokojnie.......spokojnie ....... oddychaj ........powolutku ....oddychaj " ( Teraz wiem ,ze to bylo cudowne ,ze tak sie przejmowal i czuwal przy mnie , ale wtedy w tym strasznym bolu wszystko mnie tylko denerwowalo i wogole nie pozwalalam mu sie dotykac)
Pielegniarka zapytala czy napewno chce miec cc ,bo odwalilam juz polowe najgorszej roboty i ze porod postepuje bardzo szybko.
Powiedziala ,ze tak czy siak dostane epidural ,po ktorym ten najgorszy bol minie i bede jeszcze miala chwile na to,zeby sie na trzezwo zastanowic nad ostateczna decyzja.
Skurcze co dwie minuty byly juz tak przerazajaco bolesne i kompletnie wycienczajace ,ze bylam gotowa zaprzedac dusze diablu za odrobine ulgi.
No i z tego wszystkiego, z bolu i przeladowania emocji zamiast odpowiedziec na pytanie pielegniarki, rozplakalam sie.
Wygladalo na to, ze zaraz zmienie zdanie ,ale najgorsze bylo to, ze zdawalam sobie sprawe ,ze wcale nie myslalam trzezwo.....
Chwile pozniej przyszedl anestezjolog . Dostalam kroplowke oraz serie roznych zastrzykow i malo przyjemnych wkluc w kregoslup ( to brzmi koszmarnie ale bylo NICZYM w porownaniu ze skurczami ).
Po jakims czasie bol zaczal znikac . W dalszym ciagu wszystko czulam ,ale nie az tak intensywnie.
Wtedy wlasnie dojechal moj lekarz. Jak zawsze spokojny , mily i usmiechniety. Powiedzial mi ,ze po moim glosie w telefonie nawet sie nie domyslal, ze faktycznie wszystko dzieje sie juz naprawde.... ze bylam tak "cool" przez telefon i swietnie ukrylam bol .
Dumnie odpowiedzialam ,ze zawsze staram sie byc twardzielem i nie zdarza mi sie panikowac( Ha , w koncu mialam okazje to udowodnic ).
Teraz zbadal mnie moj lekarz i ( ta-daam ! ) znow niespodzianka: rozwarcie na 10cm !!!
Nie bylo juz watplwosci, ze bardzo niedlugo zobaczymy naszego synka.
No i co teraz ??? Robic cc jak juz cialo mi sie przygotowalo na porod ?
Epidural dzialal fantastycznie...w sumie moglam sprobowac urodzic naturalnie.
Byla za dziesiec dziesiata . Spytalismy czy niunio urodzi sie jeszcze dzis, czyli w rocznice naszego slubu. Uslyszelismy ,ze raczej nie bo do polnocy zostaly tylko dwie godziny ,a (szczegolnie u kobiet , ktore rodza po raz pierwszy ) troche to jednak trwa.
Obiecano mi ,ze jesli " mi sie nie spodoba " to szybko wrocimy do planu A czyli cc .
Zglupialam kompletnie...
Wojtek trzymal mnie za reke i mowil " Kaja sprobuj, napewno sobie poradzisz "
Zgodzilam sie , a lekarz poprosil Wojtka zeby trzymal moje bezwladne juz nogi. (!!! zeby trzymal mi nogi i wszystko widzial !!!)
Sekunde pozniej juz pchalam .
Pierwsze pchniecie , drugie , trzecie ....
Chwilka przerwy.
( Lekarz podekscytowany mowi ,ze wszystko szybko pojdzie )
Znow : JEDNO , DRUGIE , TRZECIE .....
Odsapniecie
( Lekarz usmiechnety mowi , ze jeszcze tylko chwila )
Jeszcze raz : JEDNO , DRUGIE ....
( Lekarz wola ,ze jeszcze tylko raz . Nie chce mi sie wierzyc w to co mowi , mysle ze tylko mnie tak fajnie dopinguje )
... TRZECIE ..... i plum : o dziesiatej szesnascie wyskoczyl ze mnie moj wlasny synek i znow sie poplakalam .