Cześć Dziewczyny! Pragnę do Was dołączyć. Termin z OM to 21 marzec. Dotarłam do strony 290, i mogę śmiało powiedzieć, że większość z Was już dobrze znam. To może kilka słów o mnie. Mam 37 lat. Staramy się o ciąże już 4 lata z pomocą in vitro. Przeżyłam 11 transferów i tylko raz zaskoczyło na krótko (cb). 12 transfer okazał się jednak szczęśliwy, chociaż nie obyło się bez komplikacji. W wielkim skrócie, w 5 tc dostałam silnego krwotoku więc wylądowałam w szpitalu na kilka dni. Potwierdzili obecność pęcherzyka (bez echa zarodka, widoczne krwiaki), zbadali betę i powtórzyli badania po 48 godzinach. Obraz z USG bez zmian, ale beta zaczęła spadać z 2140 do 1938. Rozpoznanie: poronienie zagrażające. Wypisali mnie do domu nie dając żadnych złudzeń, że może być dobrze. Miałam czekać na poronienie naturalne. Postanowiłam skonsultować to jeszcze prywatnie (mój lekarz był akurat na urlopie). Po 24 godzinach od wypisu pojechałam do kliniki i obraz w usg był całkiem inny, krwiaki były znacznie mniejsze, ale w pęcherzyku pojawiło się echo zarodka. Coś mnie tknęło i postanowiłam zbadać betę i wynik mnie kompletnie zaskoczył - ponad 3700. Co jest? Jednak nie robiłam sobie nadziei, wizytę u profesora prowadzącego miałam dopiero za 2 tygodnie więc czekałam cierpliwie (biorąc oczywiście progesteron i estrofem według zaleceń do sztucznego cyklu). Na wizycie w 7 tc okazało się, że jest serduszko, w 8 tc usłyszeliśmy jak bije, w 11 tc nasze dzieciątko machało do nas wesoło malutkimi łapkami. Cały czas jestem ostro zestresowana, gdyż ciąża od samego początku jest zagrożona ze względu na mój obecny stan zdrowia po złamanym kręgosłupie 20 lat temu. Następną wizytę (usg prenatalne) mamy w przyszłą środę, to będzie 13 tc, trzymajcie za nas mocno kciuki. Ja trzymam za każdą z Was, aż palce wieczorami bolą
Pozdrawiam, Justyna