Cześć, wracam do gry
to co przeżyłam to jakiś koszmar...
Wczoraj w południe zaczęłam plamić krwią i pojechałam na izbę przyjęć do najbliższego szpitala. Tam zrobili mi usg i lekarz stwierdził ciążę pozamaciczną. Ustalił operacje na godzinę 18. Ale chciał mi zrobić zwykłą operacje przez powłoki brzuszne a nie laparoskopowo. Po godz 16 spytałam się go dlaczego nie laparoskopowo to przyznał, że nie umie, nie mają sprzętu itd. Powiedziałam, że chce pojechać do szpitala gdzie mi to zrobią laparoskopowo. Więc się wypisałam na własne życzenie. Lekarz mnie jeszcze straszył, że nie przeżyje drogi, bo pęcherz może w każdej chwili pęknąć a wtedy dostanę krwotoku wewnętrznego. Ja się uparłam.
Dojechałam do szpitala Wojewódzkiego w Poznaniu na Polnej. Tu lekarz na usg stwierdził, że ten niby pęcherz w lewym jajowodzie to po prostu ciałko żółte!!!! Ale faktycznie nie ma nigdzie pęcherzyka ciążowego i lekarz zdecydował, że rano go poszukamy na innym sprzęcie. Rano przyszedł profesor, wziął mnie na usg a tam PĘCHERZYK CIĄŻOWY prawidłowo w macicy!!!!
Na 95% mam prawidłowo rozwijającą się ciążę, choć jutro jeszcze potwierdzą to kolejnym usg. Ale właśnie dostałam kolejny wynik bhcg-wczoraj 2500, dzisiaj 3363.
Do tej pory nie umiem uwierzyć w to, że w moim szpitalu już dawno by mnie pocięli i tak naprawdę dokonali aborcji. Gdybym się nie uparła...
Taki rollercoster emocjonalny, że nadal się boję cieszyć. Codziennie inna diagnoza. Ale i tak ogromna ulga