Na Tomka mocne przytulenie w chwili jego złości działa jak płachta na byka, więc odpada. Krzyknięcie jak jest w histerii sprowadza go na ziemie, dlatego to robie, a nie żeby się wyżyć. Generalnie mam na tyle cierpliwosci, ze jeszcze nie wyprowadzil mnie z rownowagi, bo rpzumiem, że jest mały i nie czai na czym świat polega. Co innego mąż, on potrafi co dwa dniMoje Kochane, ja w szkole widzę, jak zmieniło się ( generalizuję oczywiście i wrzucam wszystkich do jednego worka ) podejście dzieci do dorosłych.
20 lat temu nikt głośno przy mnie nie przeklnął, teraz tak i nie widzą nietaktu, dzieciaki podchodzą i chcą pierwsze podać rękę na" - Cześć", takie np.10 letnie, nie maluszki, starsze dziewczyny do wychowawczyni odnoszą się
" - Kacha". Lubią ją i to jest niby wyraz tego , że panią akceptujemy.
Brakuje mi tego trochę dystansu jaki był.
Nie wiem też czy takie zagubienie w hierarchi dzieciom służy, bo jednak problemów psychologicznych widać więcej. Także te metody 21 wieku są na papierze, a w życiu, każdy radzi sobie jak umie.
Piszę, bo nie wiem w jaki sposób wychowywać Melanię, by sobie dobrze w życiu radziła, wolałabym nauczyć ją szacunku do dorosłych, tylko czy dziwakiem nie będzie wśród rówieśników.
Ona akurat jest raczej zgodna, trochę krzyczy, ale w granicach mojej tolerancji, jak ma napad to z kamienna twarzą powtarzam np. - " Teraz nie wyjmujemy śmieci ze śmietnika" po czym siłą przenoszę ją w inne miejsce. Też staram się unikać słówek "- Nie wolno!".
Rozumiem Was Dziewczyny, że nerwy często puszczają. Jestem z tych "nie- krzyczących", za to jak się miara przeleje to ryczę z bezsilności, a to też niefajne.

A co do relacji uczeń/dziecko vs dorosly to juz na moim pokoleniu zauwazylam, ze chyba to się zaczyna sypać dosc konkretnie. Dzieci urodzone poczatkiem lat 90 czesto (w moim otoczeniu, moze nie wszedzie tak bylo) byly cwaniaczkami, pyskaczami i byli bardzo roszczeniowi, rodzice stawali po stronie dzieci, jechali po nauczycielach, uwazali ze dzieci sa w hierarchii wyzej od nauczycieli. Zdarzalo sie, ze nasza wychowawczyni wychodzila z placzem w srodku lekcji, plastyczka sie zwolnila przez moja klasę. Ja bylam dziwakiem w kącie pomieszczenia, ktory sie nie odzywal, wiec nalezalam do innej skrajnej kategorii dziecka

Ostatnia edycja: