a u mnie sxiana deszczu. doslownie. przed chwilka szlam w kurtce z pralni z bloku obok i przez ten krotki odcinek zmokly mi jeansy i misialam sie wbic w dresik. masakra jakas. chodniki plyna. ale za to pranie juz mam zrobione tylko schnie. bo nie wiem czy kiedys mowilam, ale tutaj w mieszkaniach malo kto trzyma pralke. sa pralnie takie ogolne. u mnie mam do dyspozycji albo mala w mojej piwnicy ( jedna duza przemyslowa pralka i taka porzadna szfa suszaca) albo duza pralnie w piwnicy bloku obok ( dwie pralnie a kazda z nich ma po dwie wielkie pralki, suszarke bebnowa i po dwa spore pokoje ze sznurkami i goracym nawiewem. pranie robi sie tu raz w tygodniu. i np. dzis mam czas zerezerowany 8-14 i w tym czasie jestem wstanie uprac, wysuszyc i zlozyc rzeczy moje, M i Filipa. w domu tylko z toreb do szafy i cacy.
jedyny minus, ze trzeba sie nalatac do tej pralni w ten dzien. ale pralka mi nie zagraca domu, nie mam suszarki na sordku salonu i nie zuzywam mojego pradu. wiec ogolem kak dla mnie na plus.
co do rodzenia i szpitali to ja tu prywatnej opcji nawet nie mam. ale w sumie i nie potrzebuje. w moim miesxie nie ma porodowki. moge jechac 25-50-70km do innych miast. tego najblizszego unika, jak ognia. za nic w swiecie nie chce tam rodzic. rodzilam Filipa w tym oddalonym 50km. standard szpitala, csla otoczka porodu na bdb. mialam swoja sale a w zasadzie calkiem mily pokoik z obrazami sprzetem grajacym itp. wlasna lazienka z prysznicem. w czasie porodu przewijaly sie kolo mnie dwie polozne. wszyscy byli dla mnie super mili. a po fakcie dostalam tacke z flaga szwedzka, kanapkami, herbata i pseudo szmpanem bezalkoholowym w szamapanowych kieliszkach. kilka godzin po porodzie jakim podziemnym korytarzem przeszlam do hotelu przyszpitalnego. gdzie soedzilam kilka dni we wlasnym pokoju z telewizorem, bezpelatnym tekfonem, wöasna lazienka. polozna dobiegajaca na kazdy moj telefon ( mialam problem z pokarmem). gdzie winda z Dzidiza w korytku jechalam do stolowki a tam wypas