mam troszkę czasu to może i ja opowiem o swoim porodzie
miałam wizyte w szpitalu ta kontrolna bo akurat mijal tydzień od planowanego porodu.....no i akurat jak polozna robila USG to wody mi odeszly...było cos kolo 11.30....no ale ze skurczy nie było to powiedziała ze mam wracac do domu i czekac na skurcze..a jak nic się dalej nie będzie dzialo to na następny dzień na 9.00 mam przyjść na wywolanie......
ale nie było to potrzebne bo o 21.00 dostałam pierwszych skurczy.....do szpitala pojechaliśmy dopiero jak skurcze miałam co ok. 5-7 min.....czyli była to godz. 01.00 w nocy.......skurcze były w miare do wytrzymania wiec wcześniej nie było co jechać....jak szliśmy do samochodu to czestotliwosc skurczy już była co 4 min regularnie i tak cala droge do szpitala......
w szpitalu od razu zrobili KTG i sprawdzili rozwarcie okazało się ze jest już 7 cm wiec od razu wzięli mnie na sale....a potem to już poszlo wszystko tak ekspresowo ....zycze każdej takiego porodu.....zdazyli mi tylko zmierzyć ciśnienie i temperaturę a ja już miałam skurcze parte.....i tak Maleńka na swiecie pojawila się o godz. 02.50.......samo parcie trwalo ok 20 min wiec niedługo..... potem daly mi Malenka na piersi i "wyciskaly" ze mnie lozysko bo skurcze mi się skonczyly i już nie umiałam sama go urodzić....ale kompletnie to nie bolało...albo ja już nie zwracałam uwagi bo miałam Malutka już w rekach) pozszywaly mnie i potem odciely pepowine Maz nie chciał bo się bał
nie było czasu na jakiekolwiek znieczulenie....jedyne co dostałam to paracetamol bo okazało się ze mam goraczke......
to co mogę powiedzieć to ze bez znieczulenia naprawdę da się wytrzymać i wcale az tak nie bolało peklam w dwóch miejscach ale to akurat normalne a polozne mega uprzejme i pomocneopieka w szpitalu również super.....
przy całym porodzie był mój maz i bardzo pomagal...i to nie tylko psychicznie ale w takich praktycznych rzeczach,,,tzn pomagal poloznej mnie obrocic na plecy albo wode mi podawal.......
podczas porodu polozne zaproponowaly mu kawke ( jakby nie miał wystarczająco adrenaliny haha ) a po porodzie jak ja poszlam się wykapac to przyniosły maly posiłek ....wlasciwie to jak sniadanie wygladalo.....i dla mnie i dla meza a potem po kieliszeczku szampana z flaga norweska):
w szpitalu spedzilismy dwie nocki ...w niedziele o 13.00 wyszliśmy już do domku
miałam wizyte w szpitalu ta kontrolna bo akurat mijal tydzień od planowanego porodu.....no i akurat jak polozna robila USG to wody mi odeszly...było cos kolo 11.30....no ale ze skurczy nie było to powiedziała ze mam wracac do domu i czekac na skurcze..a jak nic się dalej nie będzie dzialo to na następny dzień na 9.00 mam przyjść na wywolanie......
ale nie było to potrzebne bo o 21.00 dostałam pierwszych skurczy.....do szpitala pojechaliśmy dopiero jak skurcze miałam co ok. 5-7 min.....czyli była to godz. 01.00 w nocy.......skurcze były w miare do wytrzymania wiec wcześniej nie było co jechać....jak szliśmy do samochodu to czestotliwosc skurczy już była co 4 min regularnie i tak cala droge do szpitala......
w szpitalu od razu zrobili KTG i sprawdzili rozwarcie okazało się ze jest już 7 cm wiec od razu wzięli mnie na sale....a potem to już poszlo wszystko tak ekspresowo ....zycze każdej takiego porodu.....zdazyli mi tylko zmierzyć ciśnienie i temperaturę a ja już miałam skurcze parte.....i tak Maleńka na swiecie pojawila się o godz. 02.50.......samo parcie trwalo ok 20 min wiec niedługo..... potem daly mi Malenka na piersi i "wyciskaly" ze mnie lozysko bo skurcze mi się skonczyly i już nie umiałam sama go urodzić....ale kompletnie to nie bolało...albo ja już nie zwracałam uwagi bo miałam Malutka już w rekach) pozszywaly mnie i potem odciely pepowine Maz nie chciał bo się bał
nie było czasu na jakiekolwiek znieczulenie....jedyne co dostałam to paracetamol bo okazało się ze mam goraczke......
to co mogę powiedzieć to ze bez znieczulenia naprawdę da się wytrzymać i wcale az tak nie bolało peklam w dwóch miejscach ale to akurat normalne a polozne mega uprzejme i pomocneopieka w szpitalu również super.....
przy całym porodzie był mój maz i bardzo pomagal...i to nie tylko psychicznie ale w takich praktycznych rzeczach,,,tzn pomagal poloznej mnie obrocic na plecy albo wode mi podawal.......
podczas porodu polozne zaproponowaly mu kawke ( jakby nie miał wystarczająco adrenaliny haha ) a po porodzie jak ja poszlam się wykapac to przyniosły maly posiłek ....wlasciwie to jak sniadanie wygladalo.....i dla mnie i dla meza a potem po kieliszeczku szampana z flaga norweska):
w szpitalu spedzilismy dwie nocki ...w niedziele o 13.00 wyszliśmy już do domku