Jestem w szoku. Byłam dzisiaj na pierwszej wizycie u midwife i ginekologa
))
Widziałam fasolinkę, 14 tydzień, jak w mordę strzelił, 73mm, serduszko bije, lekarka niemka, była cudowna, po konfrontacji z nią już wiem co znaczy, kiedy Irlandczycy mówią do mnie:"your english is very good"
))))) Jej był "very strange", ale za to sympatyczna i cierpliwa babka.
I jestem zaskoczona tym jak tu jednak dbają o kobiety w ciąży.
Pobrano mi 5 fiolek krwi, wytłumaczono na co: min na grupę krwi, na HIV (miałyście w Polsce???), na wirusowe zapalenie wątroby... Waga, mocz, ciśnienie.
Badań nie dostajesz do ręki, za to jak nie jest ok, to wysyłają Ci do domu info o tym kiedy masz się zjawić w klinice w celu dalszego rozpoznania.
Dostałam książeczkę z informacjami w jakim szpitalu będę rodzić, kto tam przyjmuje, jak nazywa się położna, co mam ze sobą zabrać dla siebie i dziecka, no po prostu szczęka mi opadła!!!!
Mam tylko krwiaka na lewej ręce, ale u mnie tak zawsze, cienkie żyły, niskie ciśnienie, krew nie chciała lecieć, trzeba było dwie ręce kłuć
(
anineczka - wielkie dzięki za nazwę plasterków. Kajek ma szczepienie w czwartek i już na wszelki wypadek sieje panikę
Obiecałam plasterki, obiecał nie robić scen
)