Cześć Dziewczyny, witam się i ja
Dzisiaj po wczorajszych ćwiczeniach na szkole rodzenia czuję szyjkę, więc leżę pupą do góry, może przy okazji namówię Krzysia na fiknięcie w drugą stronę.
Rozstępy - myślałam, że mam temat opanowany, z nowych pojawił się w ciąży jeden na brzuchu, ale smarowałam oliwką rossmanna i jakoś się nie powiększał i był blady... Ale oliwka się skończyła i od dwóch tygodni nie mogę kupić nowej (byłam w 4 rossmannach, wszędzie wyprzedane!), więc smaruję balsamem tej samej firmy, i ten balsam w ogóle nie działa, rozstęp się zaczął rozrastać... Muszę gdzieś dorwać oliwkę, zanim całkiem popękam. Za to plus nieużywania oliwki to zdecydowanie "czystsza" skóra na udach, z oliwką strasznie zatykały mi się pory.
Powiem Wam, że wczoraj mi się podobało na szkole rodzenia. Położna opowiedziała dokładnie jak wygląda po kolei poród (krótko o tym, co w domu, i kiedy jechać, a potem dokładnie od momentu dotarcia do szpitala), i mówiła jak we wrocławskich szpitalach to wygląda, z takimi szczegółami jak to, gdzie kobieta wchodzi sama, a mężczyzna czeka, kto ma trzymać torbę, kto idzie którędy po badaniu, jakie dokładnie dokumenty się wypełnia, na co wyrażamy zgodę, co przygotować wcześniej, żeby nie musieć dyktować położnej w czasie skurczów, tylko żeby sobie przepisała z kartki... No było bardzo dokładnie o izbie przyjęć (omówienie przyjęcia przez położną, kwestii krocza i lewatywy, badania przez położną, badania przez lekarza, podpisywania karty, prowadzenia na oddział i różnych opcji w zależności od zapełnienia oddziału) i już potem o oddziale: gdzie się przebywa, jakie są możliwości, kiedy i co ile ktg, jak powinno wyglądać prawidłowo, jak sobie pomagać w sali przedporodowej, jak rodzić na porodowej, co robi ojciec dziecka w którym momencie, że we wrocławskich szpitalach nie ma opcji badania dziecka na matce, tylko zawsze pediatra zabiera, badają, ubierają, oddają ojcu i dopiero po zszyciu matki ona dołącza do dziecka - to okropne, ale lepiej to wiedzieć! Ponieważ jestem absolutnie nieobeznana ze szpitalami, dla mnie było to jak wciągająca opowieść akcji, przez półtorej godziny siedzieliśmy zasłuchani, bo to było takie praktyczne i oparte na naszych miejscowych realiach.
Niektórych rzeczy ta położna nie wiedziała o innych szpitalach (ona pracuje na Brochowie, a ja chcę rodzić na Kamieńskiego), więc już wiem, o co dopytywać. Można nie wyrazić zgody na szczepienie w pierwszej dobie, ale jeszcze nie wiem, czy można nie wyrazić zgody na kąpiel. Za to się dowiedziałam, że nie pytają o zgodę na nacięcie, że to decyzja położnej.
Ogólnie jeśli będę rodzić cc to nie przyda mi się ta cała wiedza jakoś szczególnie, ale ponieważ na razie wciąż nie wiem, to byłam bardzo zainteresowana.
Jest kilka rzeczy w "standardzie" opieki okołoporodowej, które uważam za skandal, ta położna chyba też, chociaż starała się nie wydawać opinii:
- podpisywanie całej dokumentacji na izbie przyjęć, jakby nie wystarczyło wzięcie podpisu pod zgodą na przyjęcie do szpitala i na procedury, to nie, trzeba wypisywać W TYM MOMENCIE wiek, wykształcenie i miejsce pracy męża i sto innych głupot, które powinny być załatwione albo formularzem, który można wypełnić wcześniej, albo już po porodzie, a nie w czasie skurczy!
- niepozwalanie na jedzenie: położna sama powiedziała, że głód matki bardzo zwalnia poród, a wyczerpanie z przegłodzenia sprawia, że faza parta jest dużo trudniejsza i matki rodzą często na leżąco (czyli najgorsza opcja) bo nie mają sił; wiadomo, że to tylko kwestia wygody lekarzy, bo jakby musieli operować kogoś z pełnym żołądkiem, to i tak by operowali
- niektórzy lekarze i położne wypraszają męża/ partnera na czas badania rozwarcia/ ginekologicznego - to mnie zaskoczyło, wiedziałam zawsze, że u ginekologa mam prawo zażądać obecności osoby bliskiej osoby, a tu się okazuje, że szpitala to nie dotyczy; do tego są lekarze, którzy "badaniem" chcą przyspieszyć poród i jest to cholernie bolesne, tu mąż powinien interweniować; ta położna uważała, że to powinno być niedopuszczalne, bo takie potraktowanie rodzącej hamuje wydzielanie oksytocyny, a więc i skurcze
- część położnych nadal chce, by kobieta rodziła na leżąco z nogami w górze (chociaż to podobno już rzadko), tylko niektóre położne potrafią odbierać poród na stojąco albo w klęku podpartym
- położna nie pyta kobiety o zgodę na nacięcie
- wciąż zdarza się, że lekarz lub położna wypycha dziecko z brzucha naciskiem na brzuch!!
- zabieranie dziecka po porodzie przez pediatrę do ważenia, mierzenia i badania, jakby nie mogło poczekać (to akurat we Wrocławiu), oddanie matce dopiero po urodzeniu łożyska i zszyciu
- szczepienie dziecka przez pediatrę tuż po porodzie witaminą K - nigdzie na zachodzie już się tego nie praktykuje
- zabieranie dziecka po dwóch godzinach rodzicom na kąpiel i szczepienie, przy których rodzice nie mogą być (to akurat w tym szpitalu, gdzie pracuje położna, muszę się dowiedzieć jak jest w moim i zapytać, czy mogę się nie zgodzić)
To chyba tyle z rzeczy, które mnie w większym bądź mniejszym stopniu oburzyły. Gdyby była we Wrocławiu choć jedna klinika prywatna, to raczej bym się zdecydowała na nią (pod warunkiem, że obok byłby szpital z neonatologią), bo wyraźnie w publicznych jest jeszcze trend dyrygowania pacjentką i podporządkowywania procedurom :/ Ale nasze miasto, mimo że duże, nie dysponuje ani jednym prywatnym oddziałem położniczym.
W związku z tym, ponieważ nie mam wyboru, nie mam się co też denerwować jakoś specjalnie tym, że jest jak jest, mogę tylko w miarę możliwości walczyć o swoje (nie zgadzać się na bolesne badania, wypraszanie męża, zabranie dziecka na kąpiel i szczepienie) na tyle, na ile to możliwe. Ale przykre, że poród jawi się jako perspektywa walki z personelem, w zależności od tego, na kogo się trafi.