Hehe, u nas też przebojem był McDonald (dzieci wygłodniały), ale też mury i bieganie, chowanie się tam :-) W środku nie byliśmy, bo byliśmy jak był festyn Oblężenia i generalnie kolejka na godzinę stania po bilety. Byliśmy tylko dookoła pobiegać, pooglądać rycerzy, turniej i wieśniaków ;-)
U nas chodzić też już się da wszędzie, o ile się da teleportować, bo jakoś podróż samochodem to oni słabo lubią - tj. Maciek chyba jeszcze za mały, bo Piotrek wytrzymuje całkiem spokojnie, a w Maćka wstępuje jakiś diabeł :-O
My w weekend byliśmy w Kieźlinach. Tym razem całkiem daliśmy dzieci dziadkom, więc ich obwozili po lokalnych atrakcjach (strusie i kiełbaski z ogniska, festyn rolniczy) a my spaliśmy i czytaliśmy sobie książki
U nas chodzić też już się da wszędzie, o ile się da teleportować, bo jakoś podróż samochodem to oni słabo lubią - tj. Maciek chyba jeszcze za mały, bo Piotrek wytrzymuje całkiem spokojnie, a w Maćka wstępuje jakiś diabeł :-O
My w weekend byliśmy w Kieźlinach. Tym razem całkiem daliśmy dzieci dziadkom, więc ich obwozili po lokalnych atrakcjach (strusie i kiełbaski z ogniska, festyn rolniczy) a my spaliśmy i czytaliśmy sobie książki