Kinna, mała wcale jeszcze nie musi siadać. Powiedziałabym wręcz, że to wcześnie na siadanie. Zresztą w ogóle każde dziecko jest inne.
Przypomina mi się, jak znajoma, matka rówieśniczki Maksia często powtarzała, że "dziewczynki rozwijają się szybciej niż chłopcy". Maksio późno zaczął raczkować, mając 10 miesięcy, jej córka owszem wcześniej, za to Maks chodził na dobre dwa czy trzy miesiące wcześniej niż tamta dziewczynka, mówił też dużo wcześniej... I w ogóle jest bardziej komunikatywny, jak ma jakiś problem i nawet jak wpadnie w histerię, to próbuje wytłumaczyć o co mu chodzi chociaż w nerwach czasem trudno złapać co chce, a tamta dziewczynka tylko się drze na "aaaaaaaaaa", szarpie i bije - jak dwulatek.
A w ogóle ta znajoma mi ostatnio podpadła i przestała być moją znajomą. Przy każdym spotkaniu miała milion krytycznych uwag do mnie i sposobu wychowania/żywienia/rozwoju Maksa. Zatem zakończyłam tę znajomość, tylko żałuję, że zabrakło mi nerwów, żeby jej otwarcie powiedzieć, co o niej myślę.
Nie wiem skąd te refleksje, chyba w ramach robienia wszystkiego, byle nie pracy ;-)
Hehe według tej kobiety nalezy dzieci żywić wg "diety Kwaśniewskiego", owoce, soki, słodycze są be jak również chlebek, wszelkie węglowodany zasadniczo. Jej córka dostaje furę mięcha, sera białego, dwa jajka dziennie, dużo masła. Po co to? "żeby nie utuczyć dziecka węglowodanami". Dziewczynka jest jednak po prostu gruba, a jak zobaczy u kogoś w domu ciasteczka to rzuca się na nie i zjada ile się da, zanim matka ją od nich oderwie - mówię Wam, strasznie to jest przykry widok. Natomiast Maks, który ma niewielkie ograniczenia w dostępie do słodyczy, ma słodycze zasadniczo w nosie. Natomiast czasem jak go najdzie ochota, na kolację zjada np. 4 kromki pieczywa tostowego z masłem. I jest szczuplutki.