Ja się nie stresuję
jak coś się dzieje to działam zadaniowo.
Jesteśmy świeżo po tym najgorszym skoku rozwojowym na 6m, młodemu wychodzą dolne jedynki i chyba górne jednocześnie, do tego mamy masę wizyt lekarskich z uwagi na wcześniactwo i młody emocjonalnie jest 3 miesiące do przodu, więc w głowie ma, że powinien już siedzieć i raczkować, jak to prawie 9miesięczne dziecko. A tymczasem ciało stawia opór.
Od kiedy go mamy w domu, to sama wyskoczyłam raz do fryzjera. Nikt mi z nim nie zostanie, bo wszyscy się boją. Mąż z nim się pobawi, posiedzi w innym pokoju, ale nie zostanie z nim na godzine sam, zresztą mąz pracuje.
Mieszkam w mieście, ale nie mamy samochodu, więc jesteśmy mało mobilni. Na wizyty wozi nas dziadek, a tak to ograniczona jestem do parku, który mam obok domu, bo mamy zakaz przebywania w tłumach. Komunikacja miejska odpada. Zajęcia dla maluchów też, bo nawet chcialam go zabrać na gordonki, ale nie dostaliśmy zgody neonatologa.