Cześć dziewczyny! Ostatni tydzień miałam ciężki, bo dopadło mnie paskudne przeziębienie. Temperatura, ból głowy i gardła. Leczyłam się naturalnymi sposobami [była teleporada z rodzinnym] i dużo leżałam.
Od samego zagnieżdżenia mam bóle podobne do menstruacyjnych - czyli ponoć normalne dla ciąży. Niestety dwa dni temu zmieniły się w bóle macicy, podobne do tych, które miałam po łyżeczkowaniu. Dzisiaj obudziłam się z bardzo złym przeczuciem, w środku były brązowe plamki i jedna różowa. Miałam mieć wizytę we wtorek, ale postanowiłam pojechać dzisiaj. Wg aplikacji jest 6+1, na usg widoczny zarodek z ciałkiem żółtym, 8mm, ale nie dało się zmierzyć echa. Lekarz pokazał mi na ekranie pulsujący groszek, który prawdopodobnie jest sercem, ale powiedział, że jest jeszcze za wcześnie i liczymy na to, że we wtorek puls będzie mierzalny. Krwotoku brak, krwiaków brak, plamki prawdopodobnie od pękniętych naczynek macicy.
Bardzo się martwię
oby do wtorku wszystko się wyjaśniło. Czy któraś z Was tak miała, że na początku 6 tygodnia brak wyraźnej akcji serca, a kilka dni później już było poprawnie?