Jakoś nie myślałam o tym co się ze mną dzieje jako o wahaniach nastroju, zazwyczaj się cieszę, ale po prostu czasem sobie myślę, że nie dotrwam do końca ciąży. No czuję się na razy po prostu masakrycznie a za dzieckiem trzeba biegać i nosić. Już czasem sobie siedzę zrezygnowana na kanapie, głowa bardzo boli, do tego zawroty głowy i te ciągłe mdłości a synek sobie urządza "ucieczki" i ja tylko proszę "Miłoszku kochanie posiedź chwilkę na macie" a on oczywiści tylko nam nie spojrzy, zrobi ten swój uśmieszek i biegnie w drugą stronę
albo np. karmię dziecko piersią i nagle takie mdłości mi podchodzą, że szybko tylko "wrzucam" młodego do kojca i biegnę pędem do łazienki, żeby tylko zdążyć
więc nie wiem czy to kwestia wahań nastroju, ja się boję czy podałam fizycznie tej ciąży