U mnie leciutkie skurcze zaczęły się tydzień przed terminem, z rana, ale szczerze mówiąc to nie myślałam że to już poród, poszłam pod prysznic, poszwedalam się po domu. Gdy skurcze stawały się regularniejsze zadzwonilam do swojego gin, powiedział żeby przyjechać. Jak u niego się zjawiłam to skurcze były już silne, zbadał mnie i powiedział że to już, spytał do którego szpitala jadę, powiedziałam że do Krakowa, chociaż jakbym wiedziała że za ponad godzinę urodze, raczej wybrałbym bliższy szpital. Pamiętam jak mój po każdym skurczu pocieszal mnie, że zaraz znieczulenie dostanę, i te bzdury którymi mnie uspokajal naprawdę działały. Pamiętam dokładnie ten ból, w pewnym momencie, to chyba była bezwzględna granica mojego progu bólu, powiedziałam że już nie dam rady, naprawdę tak myślałam, myślałam wtedy że albo zemdleje albo umrę, nigdy nie zapomnę tego momentu. Potem przyjęcie na oddział, chwila w poczekalni, przyszła jakaś ludzka położna, widziała że mam skurcz, jak przeszedł to spytała czy już przeszedł i wtedy zaprowadziła mnie do łazienki żebym się przebrala. Potem podpięcie pod ktg, wenflon, jak lekarz zakładał to powiedział do mnie "biedactwo" popatrzylam na niego i nagle zdałam sobie sprawę że się trzese cała niemiłosiernie. Człowiek podczas porodu jest jakby gdzieś w swoim świecie. Przyszli dwaj lekarze, jakieś położne. Ja czuję skurcze parte, a lekarz mnie informuje że zaraz będę czuła skurcze parte
któraś położna mówi że to już, no to przemy, ktoś się odzywa że to miał być poród rodzinny, ktoś wola męża, ja już w trakcie, on wchodzi,widać że byl zszokowany, pytali czy wszystko w porządku
istny cyrk
dzidzia wyszła od razu, w trakcie porodu zostałam nacieta, nic nie czułam, polano mnie płynem znieczulajacym i zszyto. Duży minus tego zamieszania był taki ze prawie wszystkie dokumenty podpisywalam po porodzie, oni też przeoczyli że miałam gbs dodatni, nie podano mi ani dziecku antybiotyku, dziecko zostało zaszczepione, co mogło skończyć się tragicznie w razie zakażenia. Małego zbadano, na szczęście był okazem zdrowia. Więcej szczęścia niż rozumu w tej całej sytuacji.