Kaylla dziękuje Ci za odpowiedź, ostatnio odczuwam w różnych miejsca świąd, nie jest kłopotliwy ani uporczywy, ale oczwiście sprawdziłam w internecie i wszędzie w wynikach pojawiło się hasło: cholestaza. Poczytałam o objawach i u kogo mogą wystąpić i się trochę przestraszyłam. Bo chorowałam na żółtaczkę typu B, biorę jod, jeszcze doszło to delikatne swędzenie i oczywiście panika się włączyła.
Wizytę mam dopiero 7.03 i nie wiem czy czekać, np. jak objawy się nasilą to iść? Jak szybko trzeba reagować?
Jak się czujesz? Objawy przeszły po lekach? Czytałam, że najlepiej do końca ciąży leżeć w szpitalu ?! I najważniejsze, czy z maluszkiem nic się nie dzieje w takim przypadku?
Papatki - jeśli rzeczywiście czujesz swędzenie, to ja bym zrobiła te badania wcześniej. Przynajmniej od razu pójdziesz do lekarza z wynikami. Ja akurat po skierowanie na pierwsze badania poszłam do internisty, bo na wizytę u ginekologa też musiałam czekać. Jakby mi się nie udało dostać do internisty, to zrobiłabym to prywatnie (te badania nie są jakieś bardzo drogie, każde z nich to koszt kilka-kilkanaście zł, w zależności od laboratorium). Szybkość reakcji zależy od tego, jakie będą wyniki, więc tu Ci nie doradzę.
U mnie wyglądało to tak, że od ginekologa dostałam lek na tą cholestazę. Na swędzenie owszem zadziałał, ale po tygodniu wyniki miałam 2 razy większe, więc mi w laboratorium powiedzieli, żeby się zgłosić do szpitala. W szpitalu dalej kazali mi brać ten sam lek, tylko troszeczkę zwiększyli mi dawkę. Nic innego nie robili. Po tygodniu mnie wypisali jak wyniki zaczęły minimalnie spadać. Od tego czasu minęły dwa tygodnie, dwa razy już powtarzałam te badania, znowu trochę rosną ale na razie siedzę w domu. U mnie aktualnie wyniki trzymają się na poziomie ok. 600 (alat - przy normie do 55 w moim laboratorium), aspat ok. 330 (norma do 35), robię też jeszcze kwasy żółciowe i mam koło 20-25 (norma do 10). Mi mój ginekolog powiedział, że dopóki poziomy nie wzrosną do ok. 1000 (aspat lub alat) lub 40 (kwasy żółciowe), to mogę spokojnie sobie siedzieć w domu, brać leki i mogę dotrwać nawet do 40 tygodnia normalnie w domu (chociaż pewnie od. około 37-38 bezpieczniej bym się czuła w szpitalu z uwagi na częste ktg). Tylko muszę to cały czas kontrolować. Szczerze mówiąc nie wiem, czy leki na mnie nie działają, czy też to właśnie leki powodują, że wyniki dalej się trzymają na takim a nie innym poziomie i nie rosną jeszcze bardziej. A innych leków nie ma - są chyba 3, ale wszystkie mają taki sam skład, różnią się tylko producentem.
Co do sposobu postępowania - szpital czy leczenie w domu, to na pewno zależy od twojego lekarza, jego doświadczenia i ewentualnie doświadczenia lekarzy w szpitalu. Nie wiem skąd jesteś, ale na przykład ze mną w szpitalu na sali leżała inna dziewczyna z cholestazą, którą przywieźli z innego szpitala w obrębie województwa. Tam przy wynikach ok. 500 alat i 300 aspat ją straszyli wywoływaniem porodu w 25 tygodniu, dali jej jedynie kroplówkę, ogólnie sami nie wiedzieli, co z nią zrobić. Po przyjeździe do mojego szpitala dostała leki, wyszła po tygodniu, tak jak ja, z zaleceniem dalszego brania leków i kontroli wyników. Wróciła do swojego ginekologa, ale widać, że on się totalnie na tym nie zna, bo owszem, kazał jej powtórzyć wyniki za 2 tygodnie, ale jakby tylko coś się działo, to ma się zgłaszać do szpitala w Poznaniu, a nie w jej miejscowości (mimo, że on pracuje w tej miejscowości w szpitalu).