Ania_Beata
Fanka BB :)
- Dołączył(a)
- 6 Marzec 2014
- Postów
- 3 854
GosiaLew to prawda, co piszesz. Testy genetyczne warto zrobić. Ja miałabym robić takie testy, gdyby i ta ciąża zakończyła się niepowodzeniem. Nazwanoby to poronieniem nawracającym i wtedy mogłabym wykonać na NFZ takie badania. Podczas poronienia wszyscy mi tłumaczyli, że tak się zdarza, że to jeszcze żadna anomalia.
Ja nie wiem, o co chodzi ludziom w pracy - takie ploty i najgorsze, że przecież oficjalnie nikt nic nie wie, no bo nie mówisz... więc za plecami wszyscy gadają, a w oczy nikt... Po poronieniu byłam na zwolnieniu dwa tygodnie, ale pracowałam z domu. Wykonywałam większość rzeczy. Nigdy nie zostało to zauważone ani docenione. Dlatego w tej ciąży ucięłam łeb chydrze. Tak - owszem - jestem w ciąży, tak: owszem - ciąża po poronieniu z definicji jest ciążą wysokiego ryzyka, tak- owszem - idę na zwolnienie, nie - nie zamierzam pracować na zwolnieniu lekarskim.
W ogóle zauważyłam, że uczę się w tej ciąży coraz większej asertywności. Pozbywam się toksycznych relacji, mówię ludziom wprost, gdy coś mi przeszkadza. Kiedyś taka nie byłam. Wolałam siedzieć cicho, przemilczeć. Oczywiście nadal mi się zdarza siedzieć cicho, ale i tak uważam, że robię postępy. Muszę się teraz tego nauczyć. Uważam, że w mojej pracy byłam wykorzystywana jako jedyny pracownik w zespole bez dzieci, bez zobowiązań. Zawsze mogłam zostać po godzinach (nieodpłatnych) lub zacząć wcześniej, zawsze przyjść do pracy w sobotę, jak coś nagłego wyskoczyło. Uważam, że przez rodzinę też byłam wykorzystywana. Zarabiamy z mężem nienajgorzej, byliśmy tylko we dwoje, mało wydatków, więc zawsze ktoś do nas dzwonił z problemem, z płaczem. A my pomagaliśmy jak umieliśmy, pożyczaliśmy pieniądze, które nigdy do nas nie wróciły. Teraz też muszę się tego oduczyć. Powiedzieć nie, albo nie reagować. Bo przecież będzie dziecko, bo wolę odłożyć na konto, na lokatę, na dziecka przyszłość, niż rozdawać. Bo jeśli nam się coś stanie, to kto pomyśli o naszym dziecku?
Ja nie wiem, o co chodzi ludziom w pracy - takie ploty i najgorsze, że przecież oficjalnie nikt nic nie wie, no bo nie mówisz... więc za plecami wszyscy gadają, a w oczy nikt... Po poronieniu byłam na zwolnieniu dwa tygodnie, ale pracowałam z domu. Wykonywałam większość rzeczy. Nigdy nie zostało to zauważone ani docenione. Dlatego w tej ciąży ucięłam łeb chydrze. Tak - owszem - jestem w ciąży, tak: owszem - ciąża po poronieniu z definicji jest ciążą wysokiego ryzyka, tak- owszem - idę na zwolnienie, nie - nie zamierzam pracować na zwolnieniu lekarskim.
W ogóle zauważyłam, że uczę się w tej ciąży coraz większej asertywności. Pozbywam się toksycznych relacji, mówię ludziom wprost, gdy coś mi przeszkadza. Kiedyś taka nie byłam. Wolałam siedzieć cicho, przemilczeć. Oczywiście nadal mi się zdarza siedzieć cicho, ale i tak uważam, że robię postępy. Muszę się teraz tego nauczyć. Uważam, że w mojej pracy byłam wykorzystywana jako jedyny pracownik w zespole bez dzieci, bez zobowiązań. Zawsze mogłam zostać po godzinach (nieodpłatnych) lub zacząć wcześniej, zawsze przyjść do pracy w sobotę, jak coś nagłego wyskoczyło. Uważam, że przez rodzinę też byłam wykorzystywana. Zarabiamy z mężem nienajgorzej, byliśmy tylko we dwoje, mało wydatków, więc zawsze ktoś do nas dzwonił z problemem, z płaczem. A my pomagaliśmy jak umieliśmy, pożyczaliśmy pieniądze, które nigdy do nas nie wróciły. Teraz też muszę się tego oduczyć. Powiedzieć nie, albo nie reagować. Bo przecież będzie dziecko, bo wolę odłożyć na konto, na lokatę, na dziecka przyszłość, niż rozdawać. Bo jeśli nam się coś stanie, to kto pomyśli o naszym dziecku?