reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Luty 2013

Oj nieee, jestem uczulona na jakiekolwiek dawanie "do rączki", zwłaszcza osobom ze służby zdrowia. Wręcz mnie to brzydzi. To jest praca tych osób, za którą pobierają wynagrodzenie. Nie zrozumcie mnie żle, ale ludzie sami uczą lekarzy i pielęgniarki takiego zachowania..Spotkałam się z tym, że pielęgniarki jak nie dostaną na boku kilku zł, kawusi lub czekoladek to nawet nie wykonają najprostszych czynności będących ich obowiązkiem- i nie mówię tu oczywiście tylko o ginekologii. Za to jak się trafi na kogoś ludzkiego, z powołaniem, to "robi" przy tobie tyle, co te pielęgniarki sowicie opłacone.
 
reklama
właśnie - płacenie lekarzom i pielęgniarkom to jakaś plaga u nas w kraju... też mówię stanowcze nie, tak się nauczyli tzn, my pacjenci ich tak nauczyliśmy i teraz trzeba ich oduczyć :angry:
moja siostra ostatnio prywatnie chodziła do pana dr ordynatora ze swoją córą i jej migdałem i co wizyta (150 zł) dawał leki i umawiał na kolejną wizytę, w końcu siora się wkurzyła i zmieniła lekarza a pani dr po przebadaniu stwierdziła, że mała musi mieć natychmiast usunięty migdał, bo przestaje słyszeć, a tamten debil dla pieniędzy by dziecko wykończył :angry::angry:

NIE PŁAĆMY IM !!!!!!
 
Dobrywieczorek;-)
Zacznę tak :wściekła/y:polskie anomalia i spuścizna komuny fuj ble i przez to nie chce się wracać do kraju. Łapówkarski kraj i jak masz pieniądze to jesteś pan a jak nie to patrz i płacz:no:
eve cieszę sie że wróciłaś cała i zdrowa:-D
orchideo tak to już jest jedno się traci drugie się zyskuje:-D pomyśl sobie że za parę lat wszystko wróci do normy a Ty będziesz wciąż młoda i piękna a i z córcią na balety wyskoczysz:-)
Zdróweczka lutówki!!!
 
Chcę oficjalnie, przy wszystkich oper.. koleżankę Cortinę za jej nowy awatarek:angry::rofl2: Toż to skandal:eek:Nawołuje do usunięcia wizerunku tego przecudownego, przepysznego, przeboskiego loda:angry::tak:, którego teraz z chęcią bym zjadła:crazy:
 
Haj lutoofki!

Dziękuję Wam bardzo za miłe powitanie :tak: Od razu dzień wydaje się lepszy jak się tyle osób do niego uśmiecha :-) nieważne, że z monitora :-p

Melduję o mojej przygodzie ze szpitalem (jak kogoś nie interere to wystarczy opuścić ten akapit - dla zaoszczędzenia czasu ;-))
W poniedziałek pisałam Wam, że czuję się fatalnie. Od rana wymiotowałąm. Nie byłam w stanienic zjeść, bo zaraz lądowało to spowrotem. Próbowałam chociaż się napić mięty albo rumianku, ale bezskutecznie. Jak wiadomo jestem na silnej dawce fenoterolu (6x1) i mam przymus brania go, dlatego też próbowałam chociaż tabletki połykać. Niestety one też lądowały w ubikacji, a co za tym idzie wieczorem zaczęły mi się skurcze. Mąż był na popołudniówce, a ja byłam tak słaba, że nawet nie miałam siły mówić, a co dopiero gdziekolwiek zadzwonić. Ok. 23 mąż wrócił z pracy i zadzwonił do mojej gin ( wmiędzy czasie skurcze troszkę osłabły). Lekarka doradziła, aby we wtorek na godz. 8 stawić się w szpitalu - tak też zrobiliśmy. I wtedy rozpoczął się koszmar. Na izbie przyjęć ludziów jak mrówków. Mi niedobrze i słabo, ale swoje w kolejce trzeba odczekać. Zaraz powejściu do gabinetu okazało się, że moje karta przyjęcia do szpitala jest już gotowa. Szybki usg gwoli sprawdzeniaczyz łożyskiem wszystko okej, przebrać się w piżamkę i na oddział. Szpitalne łóżka to jedna wielka masakra. Nie dość, że w całośći skajowe to jeszcze z ogromną wgniecioną dziurą. Przynajmniej jakby tam wcześniej hipopotam leżał. Ciągle było mi słabo więc się od razu położyłam co by nie fiknąć, wtem wchodzi pielęgniarka z tekstem: "Proszę do zabiegowego, będziemy kroplówkę podłączać". Dodam, że zabiegowy był po drugiej stronie korytarza. Wycieczka do niego była mordęgą. Szczęśliwa, że dotarłam siadam na krześle wyciągam rękę do wkłucia wenflonui co się okazuje? Nie widać żył. Odwodniona masakrycznie, z zatkanymi uszami, uczuciem kamienia w żołądku, któy chce wyskoczyć siedzę i czekam aż wbiją wenflon. Pierwsza próba nieudana - wyciągają, druga ręka -druga próba. Znowu nieudana - wyciągają. Ja zaliczam w tym momencie odjazd całkowity. Po chwili widzę nad sobą zdenerwowaną twarz pielegniarki z tekstem "co mi tu pani mdleje". Trzecia próba- ufff! Udało się! Wprawdzie najcieńszy wenflon z możliwych, ale siedzi ( na przegubie dłoni). Wieszają na stojaku trzy kroplówki, jedną podłączają i każą maszerować do łóżka. Droga powrotna do sali byłą ogromnym wyczynem. Dotarłam, położyłam się i nawetnie wiem kiedy mi przychodzili zmieniać kroplówki na pełne. W środę poczułąm się troszkę lepiej, dałam radę zjeść kromkę chleba z masłem. Czwartek znowu o krok lepiej. Niestety wieczorem dostałam skurczy. Decyzja lekarza - kroplówka z fenoterolem. Takowa kapie 18 godzin. Sen niezbyt przyjemny ;-) w piątek na obchodzie (ok.godz.10) decyzja, że jak skońćzy kapać to powrót na tabletki. Piątek godz.21.30 skurcze. Kolejna kroplówka z fenoterolem. I niestety okropna pielęgniarka. Mina naciągnięta w stylu "jestem tu za karę" i ton wiecznie rozkazujący. Proszę za mną, proszę szybciej, a co sie tak gramoli itp. Podłączyła kroplówkę, kazałą wrócić na salę. Leże i patrze... coś szybko to kapie w porównaniu do tej poprzedniej, no ale jasię nie znam, to co się bede odzywać. Po jakichś 15 minutach nie umiem złąpać powietrza. Duszę się. Dziewczyny z sali próbują się dowiedzieć co się dzieje, a ja nie umiem wydusić słowa. Któaś biegnie po pigułę, ta przychodzi po jakichś 10 minutach wolnym kroczkiem i stwierdza "nie widzi, że za szybko kapie?". Zmniejsza troszkę "moc" kroplówki i odchodzi z hasłem "jakby sie coś działo to przyjdzie". PO jakimś czasie usypiam zmęczona, ale budzę się w nocy i powtórka z rozrywki. Duszności, zawroty głowy, nie mogę nabrać powietrza. Wszystkie dziewczyny śpią, a ja nie umiem nawet pół dźwięku z siebie wydusić. Możecie mi wierzyć albo nie, ale myślałam, że umrę. Serce biło mi z taką szybkością, że nie nadążałam łąpać powietrza. Czułam jak całe ciało mi pulsuje, uszy miałam kompletnie zatkane. Próbowałam myślami zawołać pielegniarkę. Po chwili - eureka - drzwi się otwierają i wchodzi pielegniarka z nowej zmiany. Patrzy na mnie i szybkim ruchem doskakuje do łóżka, zatrzymuje kroplókę (któa powoli zaczyna się końćzyć), odchyla mi głowę do tyłu i podnosi klatkę piersiową do góy. nie wiem czy dobrze to opisałam, ale mam nadzieję, że wiecie o co chodzi. Kiedy dochodzę do siebie puszcza spowrotem kroplówkę, ale w tempie 1kropelki na minutę. Dopiero popołudniu kiedy mąz przyjechał mnie odwiedzić dowiedzieliśmy się, że musiała zwolnić kroplówkę, bo miała kapać do ok 15-16, a o godz.7 już się kończyła. Z winy poprzedniej pielęgniarki. I to jeszcze nic, bo za chwilę dodaje, że miałam duże szczęście, że weszła akurat do sali, bo inaczej mąż witałby już syna na świecie. Paranoja.
Na szczęscie calą sobotę i niedzielę bylam juz na tabletkach i zdecydowanie mi się poprawialo. W niedzielę zrobili mi ktg (na porodóce) i co najśmieszniejsze szłam ze skurczami, ajak tylko się tam znalazłam i zobaczyłam to wszystko - od razu mi przeszły :-D W poniedzialek bylo juz całkiem dobrze, więc się dowiedziałąm, że jak będzie ok to za 2-3 dni wyjdę. Na całe szczęscie we wtorek mieli masę przyjęć i potrzebowali łózeczek w rzultacie czego mogli mniej wypisać do domu. Mam nadzieję, że wróćę tam dopiero w lutym i to o piętro niżej - na porodówkę.

No to się rozpisałam :rofl2:


Jeszcze odnośnie cesarki na żadanie się chciałam wypowiedzieć. Któaś pisała, że kobieta zmarła przy porodzie naturalnym i dlatego strasznie się boi i woli cesarkę. Też tak kiedyś myślałam, że tak będzie prościej i bez bólu. Akurat kiedy leżałam teraz w szpitalu poznałam dziewczynę. Chodziła uśmiechnięta po korytarzu, z dużym ciążowym brzuszkiem. Kiedyś w łazience rozmawiałyśmy i poiedziała, że ona ma planowaną cesarkę i, że bardzo się cieszy, bo panicznie boi się bólu porodowego więc lekarz dał skierowanie na cc. Jednego dnia jej cesarkę musieli przełożyć ze względu nainne zabiegi, a następnego poszła. Z torbą w ręce, uśmiechnięta, życząca nam powodzenia i zapraszając nas następnego dnia piętro niżej na odwiedziny. No więc ja i jeszcze jedna dziewczyna następnego dnia rano schodzimy na dół, żeby ją odwiedzić,wchodzimy do sali, a ona co? Leży. Blado sino zielona. Z bólem w oczach i niechęcią do całego świata. Obraz nędzy i rozpaczy. Okazało się, że jej lekarz nie zrobił jej wystarczających badań do cc i dopiero w momencie cięcia okaząło się, że znieczulenie dotarło tylko do ud. Jak wiadomo od momentu podania znieczulenia lekarze mają ok.15 minut żeby wyciągnąć dziecko ( zeby i ono się nie znieczuliło). Pewnie się domyślacie jak wygladała ta cesarka. Dziewczyna była cięta na tzw. żywca. Poprzypinana skórzanymi pasami do łóżka. Dopiero przy szyciu mogli ją znieczulić większą dawką. Mogę się tylko domyślać, że traumę będzie miała do końca życia. Także lepiej niech się każda zastanowi nad cesarką na żadanie, bo ona wcale nie musi być łatwa i przyjemna. To tak tylko ku przestrodze.
Poza tym... nie panikujmy. Kobiety rodzą naturalnie od dawien dawna i jakoś przeżywały to więc czemu my mamy nie przeżyć? Wiadomo, że jednej pójdzie lżej, a drugiej ciężej. Tak to już jest.

Przepraszam za esej. Potem Wam poodpisuję każdej. buziaki!
 
nadika dobrze że już jest ok:-) moja szyjka tez ostatnio miała 3cm i nikt nie mówił że krótka czy coś... dla nich tylko ważne czy zamknięta

tak piszecie o służbie zdrowia i o płaceniu i niektóre wypowiedzi przyznam szczerze mnie przeraziły i zraniły. nie mogę odpowiadać za wszystkich ale też uogólnianie jest niesprawiedliwe. mogę się wypowiedzieć tylko co do pielęgniarek, funkcjonuje cos takiego w szpitalach jak prywatna opieka np po operacjach ale to tylko w nocy, i wykonują je osoby tam pracujące ale nie będące na dyżurze i są tylko do dyspozycji pacjenta. Widać praktyka odbiega niekiedy od teorii. Pacjenci przychodzą do szpitala z masa już kupionych prezentów lub rozmienionymi pieniędzmi i wciskają po kieszeniach drobne czy słodycze, dla mnie jest to upokarzające, i nie raz już powiedziałam dosadnie pacjentom co o tym myślę. mają wtedy wrażenie że ktoś będzie koło nich skakał i na siłę ci wciskają, to jakaś masakra. co innego jest przynieśc coś np kawę czy ciasto po wypisaniu i ogółowi podziękować jeśli sie podobała opieka takie gesty są miłe bo niektórzy nie mówią nawet dowidzenia czy cmoknij sie w d****.

wiele ludzi jest niedelikatnych tak samo lekarze jak i położne czy pielęgniarki, ale nikt nie uczy jak sie zachowywac w takich sytuacjach, jesli ktoś nie ma w sobie wrażliwości i empatii albo nie przeżył tego samego to nie zrozumie drugiej osoby. poza tym panuje straszna znieczulica.
poronienie to trudna sytuacja czy umiecie rozmawiac z kimś kto to przeżył? co powiedzieć jak pocieszyć? ja mam czesto problem z pocieszaniem innych w trudnych sytuacjach.

800 czy 1000 zł to chyba z księżyca spadły:szok: najwięcej słyszałam 500 zł, moja koleżanka pracuje na noworodkach i zostaje czasem na prywatne noce jak mama chce odpocząć i sie wyspać, ale co do samego porodu to nie wiem. ja nie mam zamiaru płacić nikomu nawet sali nie wynajmuję pojedyńczej, tyle że rodze w szpitalu w którym pracuję więc może spojrza na mnie przychylniejszym okiem;-) ale to czasem może sie obrócić przeciwko nam:rofl2:
 
reklama
Witam witam, zbieram się zaraz do mamusi;)
Eve- ale miałaś przygody, masakra:szok: Dzięki Bogu już jesteś w domu..Ja jak pomyślę o pobycie w szpitalu to od razu mi nieswojo sie robi, a Ty już tam wizytowałaś extra:-p

Klowee- absolutnie nie chciałam Cię urazić..:-(Dlatego napisałam, że ludzie sami wciskają pielęgniarkom prezenty a potem zdziwieni. Ja pracuję w urzędzie i tam też przyjmowanie takich "podziękowań" jest traktowane jak przestępstwo najwyższe (zwłaszcza przez petentów), a w służbie zdrowia to normalna i akceptowana praktyka

Co do cesarki..Każdy poród jest inny. To, że ktoś miał komplikacje nie znaczy przecież, że nas tez to spotka! Jeśli któraś z nas jest pewna, że tak woli rodzić to ok- szanuję:tak: Ja wolę rodzić naturalnie.

Co do komplikacji...Ja z dystansem podchodzę do wszelkich opowieści mrożących krew w żyłach hehe. Dziewczyny w emocjach różne rzeczy mówią i różne rzeczy wydają im się inne niż w rzeczywistości;-) Często dana opowieść jest powtarzana przez wiele osób i na końcu okazuje się, że historia danej rodzącej nadaje się na scenariusz horroru..A wczoraj w SR położne utwierdziły mnie w tym przekonaniu- opowiadały, co dziewczyny czasem opowiadają, to aż nieprawdopodobne.. Np jedna położna słyszała jak dziewczyna, której dzień wcześniej odbierała poród (bez komplikacji) dzwoniła do koleżanki i z płaczem mówiła, że krocze rozdarło się jej tak, że połączyło z odbytem i dziecko wyszło przez taką jedną wielka dziurę:-D
 
Do góry