A w ogóle, to od jakiegoś czasu takie mi poważne sprawy po głowie chodzą. Po pierwsze - skończyć cycolenie - jutro zacznę ograniczać (nie dziś, bo dziś Michaś i tak ma ciut nietypowy dzień), a do urodzin chcę skończyć (dość mam dietki bezmlecznej, niestety ciągle Misia wysypuje:-(, niby lekko, ale jednak). Czas zadbać i o siebie, najeść się nabiału, cytrusów, bigosu
:-)Tym bardziej, że - i tu jest "po drugie" - myślę, że Michałkowi przydałoby się rodzeństwo... Strasznie się gryzę i biję z myślami, widzę dużo za i przeciw (tzn odnośnie terminu, bo drugie bobo chcę mieć na pewno), nie mam ochoty być w ciąży, mieć mdłości, wielkiego brzucha, z którym nie można się schylić itp, wiem, że druga ciąża będzie trudniejsza - nie da się tyle wypoczywać, co w pierwszej, trzeba się będzie zajmować Michałkiem, wiele razy w ciągu dnia muszę go dźwigać (od dźwigania bolał mnie brzuch, przez całą ciążę nie nosiłam nic cięższego niż 3-5 kg), nie mam ochoty znów mieć zarwanych nocy, zmagań z kolką (Misiowi minęła tak naprawdę z miesiąc, może 2 temu
)... No ale drugie dziecko chcemy mieć, niewielka różnica wieku później będzie fajna, a ja też pierwszej młodości już nie jestem i odkładać na za 5 lat nie mam ochoty.
No i tak chodzę i myślę. Jarek myśli podobnie, kiedyś twierdził, że drugie to kieeeeedyś później, teraz już nie protestuje tak stanowczo, ale pełen entuzjazmu nie jest. Chyba najlepsza byłaby teraz wpadka, bez zastanawiania, zostałoby tylko się cieszyć