reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

lutowe mamy 2019

na kiedy termin??


  • Wszystkich głosujących
    101
No nie mamy :) Raz dobrze, ze wynik przyszedl szybko - raz zle. Tak to juz jest. Ja wiem z sms od lekarza ze jest niskie ryzyko, a wynikow brak - bo na ich przeslanie (sa juz do odebrania w rejestracji) maja az 14 dni! I tak czekam i czekam... :) A o co chodzi z tym 24 i 25? :)

Co do samych wyników to one musza zostac przeliczone no i nie znamy wartosci min. i max. dla wolnych podjednostek pappy i bhcg - tylko podaja mediane (wartosc srednia) - czyli nie mamy podanych widełek od - do dla danego tygodnia. Bedzie dobrze :) Na dodatek apetyczna Muff_inka pisze, ze tez tak miała :)


Meeen ja dzis cały dzień przed kompem :p A Mąż wraca za 10 min.! :p Dobrze, że Rodzice podrzucili mi paszteciki i zupke, ale jeszcze musze zlozyc pranie, wypakowac zmywarke i ogarnac kwiaty na tarasie :p Ale ten dzien mi szybko leci... Dziś jest w ogole 13+1 :) Zaczał sie zatem 4 miesiac, a co za tym idzie II trymestr :) Ewela i Sumer świętujecie? :D

Gratuluje w takim razie rozpoczęcia II trymestru [emoji846] oczywiście życzę aby był spokojny i cudowny.

A z tym 24 to lekarz na krew do Pappa kazał mi iść po 24.07 wiec poszłam 25.07 zeby wyniki były na wizytę zaplanowana na 31.07.
 
reklama
Wczoraj byłam 11+2. Mówili mi, ze na wyniki czeka się ok tygodnia wiec poszłam tak zeby mieć na wizytę. Gin mowil zeby test z krwi zrobić po 24. Wczoraj był 25.
Oby wszytko było ok. Ehhh, czemu to wszystko musi być takie stresujące.
My to jednak nie mamy lekko... abstrahując już w ogóle od porodu [emoji846]
Wierz mi, że czasem poród może być dużo łatwiejszy niż ciąża jako taka... Ja jestem na to najlepszym przykładem i moja pierwsza ciąża i poród.
 
Wierz mi, że czasem poród może być dużo łatwiejszy niż ciąża jako taka... Ja jestem na to najlepszym przykładem i moja pierwsza ciąża i poród.

Aż miło przeczytać, ze poród nie jest taki straszny. Póki co to wszystkie moje koleżanki tylko straszą swoimi przeżyciami porodowymi...
 
Ja się póki co porodu nie boję, bardziej jestem podekscytowana i nie będę mogła się doczekać, by zobaczyć maluszka.
Oczywiście na pewno będzie z czasem jakiś lęk przed powikłaniami i tym, bym nie musiała mieć cesarki (bardzo chcę rodzic naturalnie), może to wynika z tego, ze właśnie opowieści moich przyjaciółek są takie spoko, że dobrze wspominają poród, rodziły z mężem, piłki te sprawy, fajna położna... i ogólnie że nic strasznego, wiadomo boli ale super przeżycie tego się trzymam
 
Aż miło przeczytać, ze poród nie jest taki straszny. Póki co to wszystkie moje koleżanki tylko straszą swoimi przeżyciami porodowymi...
Opisałam swój poród tutaj: Link do: Podziel się historią
Na prawdę uważam, że był zupełnie spoko. Jadąc do szpitala, gdy dzwoniłam do mamy to pytała mnie czy nic się nie boję. Odpowiedziałam jej, że absolutnie nic, bo cieszę się, że to już koniec tej okropnej ciąży! ;-)
 
Ja też swoje przeżycia z porodu mam spisane, może kiedyś się odważę je pokazać. ;)
No cóż, chciałabym by u mnie to tak wszystko szybko szło, bo od odejścia wód do narodzin syna minęło 18 h, a na samej porodówce spędziłam 16.5 h, przyjeżdżając o 8 rano z ledwo 1 cm rozwarciem, które zrobiło się po czasie na 4 cm i się utrzymywało takie aż do godziny 18 wieczorem.
Ja jestem cały czas zdania, że nie chce już rodzić samotnie i pewnie urodziłabym wtedy szybciej gdyby ktoś koło mnie był, a że położne ciągle gdzieś chodziły, bo nie byłam jedyną rodzącą, to miałam w głowie taka blokadę, że nie mogę jeszcze teraz rodzić, bo nie ma nikogo obok i kto odbierze ten poród ;) Ten lęk, ta samoyność, były dużo gorsze od samych bóli, choć i te miałam dosyć znaczne.
Chciałabym by drugi poród był chociaż o połowę krótszy. I oczywiście mąż obowiązkowo ze mną, sam zresztą wtedy żałował, że nie mógł być ze mną, a był wtedy w Anglii.
 
Opisałam swój poród tutaj: Link do: Podziel się historią
Na prawdę uważam, że był zupełnie spoko. Jadąc do szpitala, gdy dzwoniłam do mamy to pytała mnie czy nic się nie boję. Odpowiedziałam jej, że absolutnie nic, bo cieszę się, że to już koniec tej okropnej ciąży! ;-)
Faktycznie bardzo sprawnie :) oby każda z nas miała podobny :)
 
Ja też swoje przeżycia z porodu mam spisane, może kiedyś się odważę je pokazać. ;)
No cóż, chciałabym by u mnie to tak wszystko szybko szło, bo od odejścia wód do narodzin syna minęło 18 h, a na samej porodówce spędziłam 16.5 h, przyjeżdżając o 8 rano z ledwo 1 cm rozwarciem, które zrobiło się po czasie na 4 cm i się utrzymywało takie aż do godziny 18 wieczorem.
Ja jestem cały czas zdania, że nie chce już rodzić samotnie i pewnie urodziłabym wtedy szybciej gdyby ktoś koło mnie był, a że położne ciągle gdzieś chodziły, bo nie byłam jedyną rodzącą, to miałam w głowie taka blokadę, że nie mogę jeszcze teraz rodzić, bo nie ma nikogo obok i kto odbierze ten poród ;) Ten lęk, ta samoyność, były dużo gorsze od samych bóli, choć i te miałam dosyć znaczne.
Chciałabym by drugi poród był chociaż o połowę krótszy. I oczywiście mąż obowiązkowo ze mną, sam zresztą wtedy żałował, że nie mógł być ze mną, a był wtedy w Anglii.
No ze mną był cały czas mąż. I w najtrudniejszym momencie jego pomoc była nieoceniona! Nie wiem czy bez niego bym sobie poradziła.
Ja to najbardziej się denerwowałam żeby się nie drzeć i nie narobić obciachu. :-D:-D:-D Dopiero po fakcie uświadomiłam sobie, że to było chyba najgłupsze o co można się w takiej sytuacji martwić. Ale cóż. Nie jest to moment najbardziej racjonalnego myślenia. :laugh2:
 
reklama
No ze mną był cały czas mąż. I w najtrudniejszym momencie jego pomoc była nieoceniona! Nie wiem czy bez niego bym sobie poradziła.
Ja to najbardziej się denerwowałam żeby się nie drzeć i nie narobić obciachu. :-D:-D:-D Dopiero po fakcie uświadomiłam sobie, że to było chyba najgłupsze o co można się w takiej sytuacji martwić. Ale cóż. Nie jest to moment najbardziej racjonalnego myślenia. :laugh2:
Dokładnie tak jak mówisz, też się przejmowałam tym czy mnie słychać, oj my kobiety to mamy "problemy" ;D Pod koniec jak już wiedziałam, że się zbliża już coraz bardziej, to żeby w ogóle kogoś do siebie zawołać to już nawet krzyczałam "ratunku", teraz mi się to śmieszne wydaje, ale wtedy byłam przerażona, że sama urodzę bez niczyjej pomocy ;D
 
Do góry