Ja jak kupiłam sobie ibizke była odrazu na zimowych oponach, a był to sierpień. Mówię do gościa który pomagał mi wtedy w wyborze, że chyba psuje je i tak za zimę wymieć, a on oglądał, pomacał i mówi że zajebiste opony i szkoda żebym kupowała nowe. Jeździłam sobie na nich i tak wpadałam małe poślizgi, to dupka trochę uciekała, aż w końcu wylądowałam idealnie między 2 drzewami i nad rzeczka. Zrobiłam wtedy kilka wdechów i wydechów, a że było to w pobliżu domu tego gościa to podjechałam do niego. On dalej uważa że opony są ok więc pewnie droga była śliska. Pojechałam do i poprosiłam tatę by pofatygował swojego kolegę wulkanizatora, no ale on też patrzył i mówi że są ok. Minął miesiąc i zaliczyłam rów na szklance
nie rozumiałam dlaczego nie umiałam wyprowadzić auta z poślizgu, jak na innych zawsze mi się to udawało. Auto było dość skasowane, poducha wystrzeliła, no ale jeszcze udało mi się wyjechać z tego rowu. Auto chwilę stało bo naprawa na tamten czas ogrom pieniędzy kosztowała, koszy czasie pojawił się w moim życiu mężu i on załatwił naprawę po pieniądzach. Sam patrzył na pony i mówi że dobre. Ja się uparłam i kupiłam nowe, przełożyli mi i już skończyło się ślizganie. Kozak już nie jestem, boje się jak zjeżdżam u mnie i nie wiem czy byłabym w stanie wyprowadzić auto z poślizgu bo po tym wypadku nie jestem już chyba w stanie tak manewrować kierownica. Najważniejsze jest to że nie przestałam jeździć