Ahoj! Podczytuję Was od lipca, dziś postanowiłam wyjść z szafy
Mamy już syna, urodzony w czerwcu 2022 roku. Starania o niego kilka lat, rok w klinice. Miałam robioną drożność w 2021 roku. Trzy nieudane IUI, w listopadzie mieliśmy podchodzić do procedury in vitro, ale nie zdążyliśmy. Zaszłam w ciążę na cyklu stymulowanym.
Od września '22 starania. W lipcu, sierpniu, wrześniu tego roku Lametta 2-6 dzień cyklu, w zależności od wielkości pęcherzyka Ovitrelle. Zastrzyk trzyma mnie jak ruski termos - wysikuje kreski nawet 14 dni po podaniu, gdzie beta szoruje gdzieś na poziomie 1. Jakim cudem? Nie wiem. W październiku wróciliśmy do kliniki, badanie nasienia w czerwcu i sierpniu - tu wszystko ok. W tym cyklu przeszłam na Aromek, wizytę muszę jutro umówić. Miałam na 10 listopada, ale w przypływie emocji typu "K***a mać, mam dosyć, wszystko w pizdu" odwołałam ją w tym tygodniu
Jestem w trakcie dalszej diagnostyki "cosia" na tarczycy odkrytego w poniedziałek. Wyniki tarczycowej piątki raczej ok. W poniedziałek lekarz kazała zrobić tylko TSH - 1,36. Rok temu tarczyca finalnie ok. Mam także badania w kierunku trombofilii i zespołu antyfosfolipidowego. Jedyne co wyszło to mutacja MTHFR C677T. Brakuje nam już pomysłów na to jak robić, kiedy robić i w jakiej konfiguracji
Z suplementów - magiczny magnez, miovelia pro, inofem, jak się przypomni to Oeparol, NAC od 3 dc przez 5 dni. Obecnie 4 dc.
Jeśli udałoby się przywrócić termin wizyty, to będzie to 10 listopada. Być może dostanę zastrzyk, więc dla pewności jeśli miałabym testować to załóżmy 25 listopada. Pewnie zacznę sikać wcześniej, a wtedy będziecie świadkami cudu - kreska na teście ciążowym mimo braku ciąży
Oby tym razem było inaczej...