ulala, to do mnie pytanie o tsh?
jeśli tak, to w czasie pierwszej ciąży ani po poronieniu nikt mi tego badania nie zlecił i tak naprawdę o tarczycy nie wiedziałam nic, a już o jej wpływie na ciąże to w ogóle. ale w lutym się rozchorowałam, zapisałam się do nowego lekarza rodzinnego i przy okazji poskarżyłam się, że od jakiegoś czasu boli mnie głowa. i ona skierowała mnie na tsh. wyszło mi 3.9 (norma do 4) i stwierdziłam, że jest ok i nie zainteresowałam się tym tematem, ale jak poszłam z powrotem do rodzinnego, to dostałam skierowanie do endo, bo dowiedziałam się, że to jednak trochę za dużo. zaczęłam czytać w internecie, objawy faktycznie były, ale jakoś nigdy tego nie skojarzyłam z tarczycą. dowiedziałam się m.in. że przy takim tsh zajście w ciąże jest baardzo trudne, więc stwierdziłam, ze nic z tego i zapisałam się do endo państwowo (a terminy, że hoho) i nagle dowiedziałam się, że jestem w ciąży, więc szybkie poszukiwania endo prywatnie i po kilku dniach udało mi się dostać. w międzyczasie na własną rękę raz jeszcze zrobiłam tsh ft3 i ft4, tsh troszkę spadło do 3,44, ale ft4 przy dolnej granicy normy. teraz czekam jeszcze na wyniki przeciwciał, ale ze wzg na poronienie hormony dostałam od razu.
gin, do którego teraz chodzę zleca tsh rutynowo i moim zdaniem to bardzo dobrze.