Hej dziewczyny,
Ja dzisiaj w fatalnym nastroju. Już nie wiem sama kiedy się wyspałam ostatnio. Najgorsze jest to, że nie mam żadnych problemów zdrowotnych, jak to wcześniej bywało i powinnam móc spać do woli, a nie mogę, bo mi mój facet nie daje. Masakra, zero wyrozumiałości.
Wychodzi do pracy o 8:00 i musi 15 przed jeszcze się potulić w łóżku bo "to mu daje siły". Okej, ja to rozumiem, stresujące nowe obowiązki od tego tygodnia itd, ale kiedy ja się wyśpię? Potem już nie ma żadnej szansy, żebym zasnęła, a wieczorem wcześnie nie daję rady. Nawet odpuściłam sobie wczoraj wieczorem prysznic i nie pozmywałam naczyń, a to dwie rzeczy, które zawsze robię i staram się nie zostawiać na potem.
Kurde, mnie by przez myśl nawet nie przeszło, żeby go obudzić kiedy wychodzę po 8:00 na uczelnię w weekend, bo jest weekend, właśnie. I czas, żeby się wyspał. Daję buziaka na pożegnanie i wychodzę bez gadania. A ten nie może, nie ma żadnej wyrozumiałości w tym temacie.
W ciągu dnia też nie mam za bardzo możliwości do odpoczynku, bo wiecznie coś muszę latać i załatwiać, dzisiaj też. Dom posprzątać, obiad zrobić... do tego nauczyć się na uczelnię trochę mam. A jak się Filip urodzi nie będzie lepiej, wręcz przeciwnie. Jestem przerażona, nie wiem jak ja to wszystko ogarnę. Chyba mój facet nie rozumie, że nie tylko on odwala całą robotę zarabiając pieniądze, ale i ja robię dużo, nawet więcej niż przed ciążą...